PRZED 84 LATY (Z
pokojowego przejęcia Śląska Zaolziańskiego) patrz historia w dokumentach III.
Wyzwolenie Zaolzia zapisało się w sercach
międzywojennej generacji rdzennych Polaków od
Mostów k. Jabłonkowa aż po Bogumin jako
wydarzenie, którego nie sposób bez wzruszenia ująć
w słowa ...
Oto jak, w nawiązaniu do swoich
autentycznych odczuć i przeżyć, wspominał tamte
czasy rodowity zaolzianin Karol Mrózek, zmarły w r.
2005, autor książki „Moja wędrówka przez życie”,
wydanej własnym nakładem w r. 1998. OBRONA TOŻSAMOŚCI A MÓJ ROK
1938 -
ZAOLZIAŃSKI AUTENTYK [...]
dla mnie rok 1938 stał się rokiem
przełomowym. Należę do generacji międzywojennej, bo
kiedy wojna wybuchła, liczyłem sobie niespełna 17
lat. Należę do starej zaolziańskiej rodziny
autochtonów. Moje życie było od najmłodszych lat
niezwykle emocjonalnie związane z losem naszego
Zaolzia, tak jak zresztą całej zaolziańskiej
generacji międzywojennej, generacji naszych ojców i
dziadków, którzy niezwykle ciężko przeżywali ową
nieszczęsną i niesprawiedliwą decyzję na Konferencji
w Spa w r. 1920, gdzie Śląsk Cieszyński przepołowiono,
granicę ustanowiono na Olzie i jego zachodnią część
przyznano Czechosłowacji. W
mojej rodzinie owo poczucie krzywdy, owe animozje były
jeszcze spotęgowane tym, że starszy brat mojego ojca
był hallerczykiem i walczył pod rozkazami Marszałka
Piłsudskiego przeciwko bolszewikom w roku 1920 w znanym
„cudzie nad Wisłą”. Natomiast jeśli chodzi o
rodzinę mej matki, to jej trzech kuzynów, bracia
Nowakowie z Trzanowic-Soszowa, synów rolnika, musiało
szukać schronienia w Polsce, bo byli zaangażowani w
walkę zbrojną przeciwko czeskim najeźdźcom w roku
1919 [...]. Musieli szukać schronienia w Polsce, aby
uniknąć okrutnej zemsty Czechów, jaka np. spotkała
żołnierzy polskich, wziętych do niewoli i
pomordowanych w Stonawie, gdzie nawet rannych dobijano
bagnetami. Pomnik w Słonawie jest niemym świadkiem
tego bestialstwa. Owo bestialstwo czeskich najeźdźców
było stale żywe w pamięci naszej międzywojennej
zaolziańskiej generacji i siłą rzeczy owo
osiemnastoletnie panowanie czeskie od roku 1920 do roku
1938 uważane było przez całą międzywojenną zaolziańską
generację za okupację, za jakieś prowizorium, bo urągałoby
to prawom boskim i sprawiedliwości boskiej, gdyby już
Zaolzie miało pozostać czeskie. Nie utożsamialiśmy
się absolutnie z tą republiką. Zawsze
to byli oni – Czesi, i my – Polacy. Czym
różniliśmy się np. od Polonii amerykańskiej? Oni swą
Matkę-Polskę beztrosko opuścili, po prostu od Niej
uciekli, a my, polscy autochtoni, od zarania dziejów
mieszkający tu, na tym skrawku etnicznej Polski,
zostaliśmy siłą, wbrew naszej woli, od naszej
Matki-Polski oderwani, a potem zostaliśmy poddani bezprzykładnej,
niezwykle wyrafinowanej presji wynaradawiania,
nawet bardziej brutalnej i bardziej wyrafinowanej od
germanizacyjnej presji znanej pruskiej Hakaty.
A oto przykład owej czeskiej, niezwykle
brutalnej i wyrafinowanej presji czechizacyjnej,
która tak boleśnie dotknęła mnie i całą naszą
rodzinę.
Pisał się rok 1930 i był drugim rokiem
wielkiego kryzysu ogólnoświatowego. Uczęszczałem do
drugiego oddziału polskiej szkoły ludowej
(podstawowej – przyp. red.) w Mistrzowicach.
Nauczyciel zabrał nas do kina. Dla mnie było to
pierwsze kino w życiu. Oglądaliśmy jakiś niemy,
groteskowy film. Sala kinowa, zapełniona do ostatniego
miejsca uczniami kilku szkół, ryczy ze śmiechu. Ja,
jeden jedyny spośród tej masy uczniów się nie śmieję.
Nie mogę zrozumieć, jak starsi panowie mogą się tak
okropnie wygłupiać i rzucać sobie w twarz tortami,
podstawiać sobie nawzajem nogi, tarzać się po ziemi.
Nawet mały, smutny mężczyzna z wąsikiem i melonikiem
na głowie, sławny Charlie Chaplin, swoim nienaturalnym
chodem i gestykulacją robił na mnie wrażenie typowego
głupka. Nie wiedziałem, że nauczyciel podekscytowany
moim zachowaniem, tak diametralnie różnym od reszty
sali, bacznie mnie obserwuje. W
drodze powrotnej z kina nauczyciel mnie zapytuje –
„Karolu, tobie się film nie podobał?” – „Tak
proszę pana, nic mi się tam nie podobało.” – „A
jaki film by ci się podobał?” – „O Ondraszku, jak
walczył z panami i jak bogatym zabierał, a rozdawał
ubogim.” – „A może ty jesteś chory, no powiedz, co
ci dolega?” – „Nic mi nie jest.” – „A co jadłeś na
śniadanie?” – „Chleb z kawą.” – „Suchy chleb,
niczym nie posmarowany?” – „Nie był suchy, był
świeży, bardzo dobry.” – „A co gdyby nie był
świeży, ale zasuszony na kość?” – „To go mama
połamie, wrzuci do kawy i taki też jest dobry.” I
tak słowo po słowie nauczyciel dowiedział się o
niewesołej, wręcz rozpaczliwej sytuacji materialnej
naszej rodziny, o tym, że mój ojciec jest niemal
stale bez pracy, a jeśli pracuje, to tylko
dorywczo, po parę dni w miesiącu, że chociaż jest
bezrobotnym, to z niewiadomych powodów nie
otrzymuje, tak jak inni bezrobotni, żadnych
bonów zapomogowych.
Od tego czasu nauczyciel podczas pauzy
zabierał mnie niemal codziennie do swego
mieszkania, znajdującego się w budynku szkolnym i
zapraszał na drugie śniadanie lub smaczny obiad.
Był kawalerem, a gospodarstwo prowadziła mu córka
jego starszej siostry. Taki stan trwał przez ponad
dwa lata. Nadeszły wakacje roku 1932. Pewnego dnia
zobaczyłem, jak na drodze przed domem ojciec
rozmawia z nauczycielem czeskiej szkoły w
Mistrzowicach-Koniakowie – Nutilem. Z niecierpliwością
oczekiwaliśmy razem z matką na powrót ojca. Nie było
bowiem tajemnicą, że nauczyciel ten odwiedza w czasie
wakacji rodziny polskie i agituje, aby po wakacjach
przenieśli swoje dzieci ze szkoły polskiej do
czeskiej.
Ojciec był niesłychanie wzburzony. Wydawało
mi się nawet, że po policzku spływa mu łza. –
„Nutil chce, abym cię posłał po wakacjach do jego
szkoły. Obiecuje, że mi się zaraz postara
o pracę w hucie trynieckiej, a bony zapomogowe dla
bezrobotnych mogę otrzymać zaraz po zapisie”.
Matka rozpłakała się, a mnie opętał do reszty duch
Ondraszka. Kryzys
i bezrobocie osiągnęły w tym czasie apogeum. W domu
panowała skrajna nędza. Było nas wtedy troje rodzeństwa,
ale po wakacjach było nas już czworo. Przyszła na świat
najmłodsza siostra. Chodziliśmy w połatanych
ubraniach, bo o kupnie nowych nie było mowy, zawsze
jednak czysto i schludnie ubrani, bo matka o to dbała aż
do przesady. Od początku maja aż do pierwszych śniegów,
chodziliśmy zawsze boso. Naszym
głównym jedzeniem było, tak na obiad, jak i na
kolację, na przemian mleko z ziemniakami, fasola z
maślanką i ziemniaki z kapustą. Chleb, bez
jakiejkolwiek okrasy, był tylko na śniadanie. Gdy
go zabrakło, co zdarzało się coraz częściej,
zastępowały go placki ziemniaczane i to często również
bez okrasy. O bułkach nie było mowy. Po odrobinie mięsa
dostawaliśmy w niedzielę, ale był i taki czas, że
nie widzieliśmy go przez szereg niedziel.
Drugiego dnia po owej pamiętnej rozmowie z
nauczycielem czeskiej szkoły Nutilem, a było to w
połowie wakacji, poszedł ojciec do mego
nauczyciela, kierownika mistrzowickiej
jednoklasówki Jerzego Dziadka, by mu tę całą przygodę
opowiedzieć. – „Na miłość boską, chyba nie
zapisaliście chłopca do czeskiej szkoły?” –
„Nic podobnego, nie uczyniłbym tego, choćby mi
przyszło iść żebrać po prośbie od domu do domu.”
– „No tak, rozumiem. Jest wam ciężko. Radbym wam
pomógł i ulżył waszej biedzie. Co powiedzielibyście,
gdybym wziął chłopca do siebie? Przyślijcie go do
mnie już jutro, bo z Nutilem nic nigdy nie wiadomo. Już
niejednego ucznia mi zabrał. Jak tak dalej pójdzie,
to niedługo będzie w naszej wiosce w czeskiej
szkole więcej dzieci niż w szkole polskiej”.
Cały
ten tragizm i gehennę zaolziańską opisałem w mej książce
pt. „Moja wędrówka przez życie”...
[...]
powrót Zaolzia na łono Macierzy został więc
przywitany przez nas – zaolziańskich autochtonów z
niebywałą euforią. Brałem udział w witaniu
wkraczających oddziałów Wojska Polskiego w dniu
2.X.1938 przez most graniczny do Cz. Cieszyna, z tą
chwilą nazwanego Cieszynem Zachodnim. Jako niespełna
szesnastolatek wiwatowałem wspólnie z kilkudziesięciotysięcznym
tłumem ze łzami radości. Widziałem na własne oczy
naszą cieszyńską wieśniaczkę witającą tradycyjnie
chlebem i solą generała Bortnowskiego, dowódcę
wkraczających oddziałów Wojska Polskiego.
Zaczęło się dla mnie nowe życie. Ojciec
dostał pracę w hucie trynieckiej. Sytuacja
finansowa naszej rodziny wyraźnie się poprawiła, a
co najważniejsze, owo przerażające widmo stania się
czeskimi janczarami, jakie
naszym zaolziańskim autochtonom zagrażało, zostało
wyeliminowane. Ale
czy na zawsze?
Trzyniec, 16 września 1998
Karol
Mrózek
A oto inne refleksje z tamtych
dni: HISTORYCZNY DZIEŃ W TRZYŃCU I
JABŁONKOWIE Hutnicy
trzynieccy i górale jabłonkowscy powitali
wkraczające wojska
polskie (Dziennik
Polski, Cieszyn, środa 5 października 1938)
W
dniu wczorajszym zajęły wojska polskie resztę Śląska
Zaolziańskiego. Zajęta została część na linii
Trzyniec – Jabłonków.
Już od samego rana dało się zauważyć w
Trzyńcu niezwykły ruch. Wszystko ubrane odświętnie,
domy ozdobione flagami narodowymi, w oknach widać
obrazy, ustrojone kwiatami.
Cała ludność Trzyńca a także i okolicznych
wiosek zgromadziła się na rynku. Wszystko
z największą niecierpliwością oczekiwało
przybycia pierwszych oddziałów wojskowych. Gdy
nareszcie około godz. 2-giej po południu zjawił się
samochód, wiozący gen. Bortnowskiego, orkiestra
przywitała go I Brygadą, zaś dzieci zupełnie
zasypały jego samochód kwiatami. Wiwatom na jego
cześć nie było końca.
Gen. Bortnowskiego ze wzruszeniem przywitał
burmistrz miasta p. Kajzar, po czem gen. stanął na
specjalnym podniesieniu, aby odebrać defiladę.
Towarzyszyli mu: gen. Malinowski, zastępca szefa sztabu
głównego i Komendant Główny Policji Państwowej gen.
Kordian Zamorski.
Defiladę prowadził gen Abraham. Złożył
raport gen. Bortnowskiemu, po czem z konia
przemówił do ludności tymi słowy:
Obywatele
Rzeczypospolitej Polskiej!
Błogosławiony dzień, w którym Opatrzność Boża,
czyniąc zadość sprawiedliwości dziejowej, ofiarowuje
wam najwspanialszy
dar, jakim jest wolność.
Śląsk Zaolziański jest polski!
W tych godzinach szczęścia serca całej
Polski biją na alarm, dłonie całej Polski wyciągają
się do was w serdecznym braterskim
uścisku.
Żołnierz polski, który tu pod dowództwem
gen. Bortnowskiego na ziemię zaolziańską wkracza,
jest poręczycielem tej wolności i poręczycielem
prawa, ładu i pokoju. Jestem wzruszony, widząc
wśród was przeważającą ilość ludzi pracy,
robotników polskich, rozumiejących swą armię i
zadania wobec Polski.
I robotnik polski również jak żołnierz
polski rozumie, że jedynym
celem jest służba dla narodu, i dziś robotnik ramię przy
ramieniu z żołnierzem staje do pracy dla Państwa
i rozbudowy mocarstwowego stanowiska Polski.
Życzę wam, abyście w
tej pracy i służbie dla ojczyzny znaleźli szczęście
i zadowolenie.
Rzeczpospolita
niech żyje!
Wśród entuzjastycnaych okrzyków, którym nie
było końca, nadjechało czoło defilady – pierwsze
pułki kawalerii a za nimi artyleria i oddziały
zmotoryzowane. Wojsko zostało dosłownie obsypane
kwiatami, zaś swą dziarską i wspaniałą postawą
wywoływało zachwyt entuzjazmu i szczęścia.
Z Trzyńca udało się następnie wojsko do
Jabłonkowa.
Zaznaczyć należy, że dotychczasową ulicę
Masaryka przemianowano natychmiast na ulicę Marszałka
Śmigłego-Rydza.
W Jabłonkowie na placu ratuszowym przed
domem, w którym w 1914 r. mieszkał Marszałek Józef
Piłsudski, odbyła się z okazji radosnego
powitania wojska polskiego wspaniała manifestacja
ludności. Znajdująca się na tym domu tablica ku
uczczeniu pobytu Marszałka Piłsudskiego została
przybrana w zieleń i kwiaty o barwach
biało-czerwonych. Po bokach ulic i na chodnikach
zgromadziły się olbrzymie tłumy ludności, wśród
których znajdowały się grupy w barwnych strojach
góralskich.
Po godz. 2 po południu zadzwoniły dzwony we
wszytkich kościołach i odezwały się wszystkie
syreny, oznajmiając przybycie wojska polskiego. Po
pojawieniu się pierwszych oddziałów wojsk tłum
zafalował, wznosząc spontaniczne okrzyki na cześć
Polski i armii. Na czele wojsk kroczyli gen. Bortnowski
i gen. Malinowski.
Kiedy gen. Malinowski zapytał się
manifestujących górali, czy długo czekali na wojsko
polskie, odpowiedzieli chórem: Tak – od 20 lat.
Dowódcę Armii Operacyjnej Śląsk gen. Bortnowskiego
serdecznymi i pełnymi wzruszenia słowami powitał
burmistrz Jabłonkowa dyr. Paszek, dziękując w
imieniu ludności za wyzwolenie z niewoli.
Również serdeczne podziękowanie złożyli ks. dziekan
Hanzlik, p. Jeżowicz – w imieniu organizacji
społecznych oraz przedstawicielka
harcerek.
Na powitanie gen. Bortnowski wygłosił
następujące przemówienie:
Obywatele, Ślązacy
zza Olzy!
Szczęśliwy jestem, że Amia polska stała się
ręką wyciągniętą Ojczyzny do Was. Szczęśliwy
jestem, że na czele żołnierzy polskich reprezentuję
tu Polskę.
Ale nic nasze czyny nie znaczą tu wobec
Waszych czynów – wobec czynów tej kobiety
śląskiej, która swoją łzą matczyną od kolebki
dziecku wpajała mowę i modlitwę polską. Gdyby nie
czyny matki – Polki, rodziny, ojca, wszyskich Was
obywateli, przyszlibyśmy tutaj do obcych a nie do
swoich.
Dziekuję
Wam za Polskę. Dziekuję Wam za Waszą siłę,
która jest siłą Polski.
Gdy
p. generał skończyl przemawiać, ludność obrzucila
go kwiatami, serdecznie wiwatując. Dwie małe
dziewczynki złożyly generałowi kwiaty. Maszerujące
następnie oddziały wojska ludność witała z niezwykłym
entuzjazmem. Wiele osób z radosci płakało.
P. gen. Bortnowski, widząc płaczącą
z ogromnej radości i wzruszenia starszą
kobietę, w stroju śląskim, podszedl do niej i kilka
razy ją pocałował.
Wczoraj ludność Jabłonkowskiego przeżyła
wielki dzień. Z powitania
na Zaolziu ministra spraw zagranicznych RP Józefa
Becka: WSZĘDZIE
KWIATY, KWIATY, KWIATY ...
PODZIĘKOWANIA
DLA GŁÓWNEGO ARCHITEKTA ZAOLZIAŃSKIEJ JESIENI 1938 Z wizyty
Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza na Zaolziu w r.
1938: GDY ŚLĄSK PRZEŻYWAŁ SWOJE
WIELKIE CHWILE Drugi
dzień pobytu Naczelnego Wodza na wyzwolonym Śląsku
(Dziennik
Polski, Cieszyn , piątek 14 października 1938) HOŁD NACZELNEGO WODZA BOHATEROM
PRZESTWORZY
Drugi dzień
swego pobytu na złączonej z Rzecząpospolitą części
Śląska Cieszyńskiego Marszałek Śmigły-Rydz poświęcił
zwiedzeniu północnej części powiatu cieszyńskiego i
całego powiatu frysztackiego.
O godzinie 9 rano P. Marszałek w
towarzystwie szefa sztabu gen. Stachiewicza,
wicewojewody śląskiego Malhommea i wyższych
oficerów wyjechał z Cieszyna do Cierlicka,
gdzie wysiadł z samochodu i odbył dłuższą
drogę pieszo na Żwirkowisko. Dostojnego gościa powitał
starosta frysztacki dr L. Wolf. Tworząca po obu strnach
drogi gęste szpalery miejscowa ludność witała P.
Marszałka entuzjastycznymi okrzykami, rzucając kwiaty.
Przed wejściem na pamiętne miejsce tragicznej śmierci
bohaterskich lotnków polskich Żwirki i Wigury,
ustawiono bramę triumfalną z napisem: „Witamy
Naczelnego Wodza w Cierlicku“. P. Marszałka powitali
tu wójt Cierlicka Chmiel, ks. senior K. Teper i ks.
pastor G. Goszyk, którzy na pytanie P. Marszałka
opowiedzieli szczegóły katastrofy w r. 1932.
Następnie P. Marszałęk złożył w kaplicy
wiązankę kwiatów z wstęgami o barwach orderu
„Virtuti Militari“, po czym przez pewną chwilę
zatrzymał się przed symbolicznymi grobami Żwirki i
Wigury, oddając hołd bohaterom przestworzy. Akt ten
wywarł na zebranych niezapomniane
wrażenie.
Poprzez Suchą, Orłowę, Rychwałd, Zabłocie i
Skrzeczoń przejechał P. Marszałek do Bogumina. We
wszystkich tych miejscowościach wybudowano liczne
bramy triumfalne, domy ozdobiono sztandarami, za
oknami wystawiono portrety P. Marszałka. Mimo
powszedniego dnia ludność ubrana odświętnie
zgromadziła się tłumnie, aby serdeczną owacją
powitać przejeżdżającego Naczelnego Wodza. W
poszczególnych miejscowościach ustawione w szpalery
oddziały straży pożarnej, górników, młodzieży
szkolnej i rzesze ludności z chwilą
pojawienia się na drodze samochodu z P. Marszałkiem
urządziły na Jego cześć serdeczną manifestację. W
chwili przyjazdu do Orłowej i Łazów ze wszystkich
kopalń rozległ się gwizd syren. W ten sposób ci górnicy,
którzy nie mogli przerwać pracy, złożyli hołd swemu
Oswobodzicielowi.
W BASTIONIE POLSKOŚCI NAD
ODRĄ
Wspaniałe
przyjęcie zgotował P. Marszałkowi Bogumin. Na Placu
Wyzwolenia przed magistratem, w tym miejscu, gdzie
gen. Bortnowski przyjmował defiladę wkraczających
oddziałów wojsko polskich, odbyło się uroczyste
powitanie. Cały olbrzymi plac zapełnili mieszkańcy
miasta, witając entuzjastycznie Naczelnego Wodza.
P. Maraszałek został powitany dźwiękami
hymnu narodowego, przeszdł przed kompanią honorową,
po czym burmistrz miasta p. Szewczyk powitał Go
chlebem i solą, zapewniając w imieniu ludności, że
zawsze zostanie ona wierna Ojczyźnie Polsce. Na
powitanie P. Marszałek odpowiedział krótko:
„Dziękuję
Panie Burmistrzu. Cała Polska spodziewa się, że
Polacy w tym bastionie polskości nad Odrą wykażą
wszystkie walory swego charakteru i pracowitości rąk,
aby się okazać godnymi synami Wielkiego Narodu
Polskiego“.
Słowa
P. Marszałka, które na zebranych wywarły wielkie
wrażenie, zostały przyjęte nie milknącymi okrzykami:
„Marszałek Śmigły-Rydz niech
żyje!“
Jedno
ze zgromadzonych dzieci powitało P. Marszałka miłym
wierszykiem i wręczyło Mu wiązankę kwiatów, za co
P. Marszałe k ucałował je bardzo serdecznie.
Po wpisaniu się do księgi pamiątkowej Pan
Marszałek z otoczeniem udał się na zwiedzanie
znajdujących się w okolicy Bogumina fortyfikacji,
zwiedzając szczegółowo niektóre obiekty i żywo
interesując się ich urządzeniem. Następnie przez
Stary Bogumin udał się na dworzec kolejowy, gdzie
ustawiona kompania broni pancernej oddała Mu honory
wojskowe, zaś ustawieni w szeregach kolejarze urządzili
żywiołową manifestację. Następnie P. Marszałek
oprowadzany przez zawiadowcę Falędzkiego obejrzał
dworzec.
„W
CAŁOŚCI ODDAĆ SIĘ SŁUŻBIE DLA OJCZYZNY
POLSKIEJ“
W
dalszej drodze udał się P. Marszałek przez Niemiecką
i Polską Lutynię do Orłowej. Tu przed polskim
gimnazjum im. J. Słowackiego oczekiwało grono
profesorskie i uczniowie. W imieniu zakładu oraz
Macierzy Szkolnej na Śląsku Zaolziańskim wygłosił dłuższe
przemówienie p. dyr. P. Feliks, w którym podkreślił,
że po wyzwoleniu Śląska Zaolziańskiego spod obcej
przemocy zaczął się okres spokojnej pracy. W imieniu
Macierzy Szkolnej i uczniów złożył ślubowanie, że
z tym samym hartem, jak w niewoli, pracować będą
dla dobra i potęgi państwa.
„Dziękuję
bardzo Panie
Dyrektorze za słowa, które słyszałęm od Pana i stwierdzam, że
mi bardzo miło zbliżyć się do tych murów, w których
wykuwały się dusze młodzieży polskiej, w których
przygotowała się młodzież moralnie i umysłowo do
walk, jakie czekały ją w życiu.
Dziś wszyscy jesteśmy radośni i w tej
radości stwierdzamy, że młodzież ucząca się w tych
murach i z nich wychodząca
będzie mogła
w przyszłości skrzydła swoje rozwinąć już do
pełnego, niczym nie skrępowanego lotu, jak również
i siły swoje bez naruszenia ich będzie mogła w
całości oddać służbie dla Ojczyzny
Polskiej“.
[...]
MARSZAŁEK
EDWARD ŚMIGŁY-RYDZ NA
ZAOLZIU Z kulminacyjnej wizyty
nawyższych przedstawicieli RP na Zaolziu: WYZWOLONA
LUDNOŚĆ ENTUZJASTYCZNIE WITAŁA PANA PREZYDENTA R.P. Zaolzie
dostojnie obchodziło Święto Niepodległości (Dziennik
Polski, Cieszyn, sobota 12 listopada 1938)
Wczoraj
wyzwolony Śląsk Zaolziański – wszystkie miasta i
wsie – przybrany
odświętnie, obchodził jak najuroczyściej, wraz z całą
Polską
radosne święto Niepodległóści. Ludność
Zaolzia, podobnie jak inne dzielnice Polski
święciła w dniu tym dwudziestolecie Niepodległości
Rzeczypospolitej, z tą jedną różnicą, że po
raz pierwszy danym jej było nie tylko sercem się
cieszyć, ale również dać wyraz swym uczuciom, jakie
w dniu tym serce każdego szczerego Polaka
wypełniają.
Święto Niepodległości obchodzono u nas na
Zaolziu szczególnie uroczyście nie tylko dlatego, że
po raz pierwszy uczestniczymy w nim jako wolni
obywatele i że jest to 20-lecie Niepodległości, ale
również dlatego, że w dniu tym Śląsk Zaolziański
zaszczycił swoją obecnością najdostojniejszy
Włodarz Polski P. Prezydent prof. I. Mościcki.
Toteż święto Niepodległości na Zaolziu było poza
uroczystym obchodem wyrazem hołdu, który ludność
nasza z głęboką czcią oddała P. Prezydentowi –
najwyższemu zwierzchnikowi Państwa.
Również pobyt P. Premiera gen.
Sławoj-Składkowskiego i członków Rządu PP.
Ministrów gen. Kasprzyckiego, Poniatowskiego,
Romana i Ulrycha nadał świętu Niepodległości na
Zaolziu szczególne znaczenie. Widzieliśmy w nich
nie tylko przedstawicieli Rządu dzierżącego silną
ręką władzę w całym kraju, ale również gwarantów
naszej wolności. Obecność
ich w dniu święta Niepodległości na Zaolziu była
dowodem, jak wielkie znaczenie przywiązuje Rząd
Rzeczypospolitej do Śląska Cieszyńskiego. P. Prezydent w kościele
ewangelickim
Obchód uroczystego dnia święta
Niepodległości w Cieszynie rozpoczęto o godzinie
7-mej rano trzema hejnałami z wieży
piastowskiej, z wieży kościoła ewangelickiego
i z dachu domu reprezentacyjnego Polonii,
które wykonało po 4-ch trębaczy wojskowych.
O godz. 8-ej do kościoła ewangelickiego w
Cieszynie Zach. przybyli P. Wojewoda Śląski dr
Grażyński, dowódca S.G.O. „Śląsk“ gen. Bortnowski,
szef sztabu S.G.O. „Śląsk“ płk. Izdebski, delegacja
oficerów, duchowieństwo i ludność. Dostojnych gości
powitał w imieniu Zboru ks. konsenior J. Berger.
Uroczyste nabożeństwo odprawił naczelny kapelan
ewangelicki W.P. ks. senior Gloch z Warszawy. Po
kazaniu dostojni goście i duchowieństwo wyszli przed
kościół, gdzie zbudowano bramę tryumfalną z dużym
stylizowanym, godłem państwowym.
Po chwili
przyszedł przed kościół P. Prezydent prof. I.
Mościcki wraz z P. Premierem gen. Słąwoj-Składkowskim
i świtą. Dostojnych gości wprowadził do kościoła
ks. konsenior Berger. P. Prezydent i P. Premier zajęli
miejsca w ustawionych fotelach, po czym powitał ich ks.
senior Gloch i ks. superitendent O. Michejda w imieniu
kościoła ewangelickiego na Śląsku Zaolziańskim.
Po zakończeniu uroczystego nabożeństwa P.
Prezydent Rzeczypospolitej, P. Premier, P. Wojewoda
Śląski i gen. Bortnowski udali się na plac ćwiczeń
przed koszarami wojskowymi w Cieszynie Zachodnim
Uroczystość na błoniach w
Cieszynie
Na błoniach między szpitalem a Grabiną w
Cieszynie Zach. od godz. 8-ej gromadziły się oddziały
wojska, poczty sztandarowe, oddziały organizacji
umundurowanych oraz ludność.
Na trybunie zajęli miejsce przedstawiciele
władz miejscowych. O godz. 9.30 przybyli na plac
członkowie rządu: minister spraw wojskowych gen.
Kasprzycki, min. Przemysłu i handlu Roman, min.
Komunikacji Ulrych oraz wiceminister komunikacji
Piasecki. Po chwili przy dźwiękach hymnu narodowego
nadjechał P. Prezydent Rzeczypospolitej
z Małżonką, dalkej P. Premier gen.
Sławoj-Składkowski, P. Wojewoda dr Grażyński, gen.
Bortnowski i in. P. Prezydent po powitaniu z członkami
Rządu dokonał przeglądu oddziałów wojskowych, po
czym zajął miejsce przed ołtarzem polowym.
Uroczystą mszę św. celebrował ks. biskup
śląski Adamski, który wygłosił również podniosłe
kazanie.
Następnie P. Prezydent wszedł na trybunę,
gdzie w podniosłych słowach powitał Go burmistrz
połączonego miasta Cieszyna R. Halfar, po czym w
imieniu wyzwolonej ludności przemówił prezes obwodu
zaolziańskiego Obozu Zjednoczenia Narodowego J.
Waleczko, który powiedział:
„Najdostojniejszy
Panie Prezydencie!
Poczytuję sobie to za najwyższy zaszczyt, iż
danem mi jest powitać Cię, Najdostojniejszy Panie
Prezydencie i złożyć Ci hołd najwyższy imieniem
społeczeństwa polskiego zrzeszonego w Obozie
Zjednoczenia Narodowego na tej ziemi Zaolziańskiej,
znad której przed wiekami wzniósł się Orzeł Biały
ku wielkim dziejowym wzlotom.
Tu w sercach zaolziańskiego ludu panowała
zawsze wielka miłość Polski, a gdy już nie było
wolności na polskiej ziemi, przetrwała ona w duszy
prostego ludu, którego synów nie brakło na żadnym
froncie polskim od 1863 roku, tam gdzie chodziło o
zdobywanie wolności. Toteż
radość, szczęście i duma rozpierała serca nasze,
kiedy na ostrzach bagnetów potężnej i bohaterskiej
Armii Polskiej wniesiono Orła Białego za Olzę, czym
spełniono wolę Wielkiego Marszałka J.
Piłsudskiego. Za
to wyzwolenie składamy Ci Najdostojniejszy Panie
Prezydencie, który jesteś uosobieniem Majestatu
Najjaśniejszej Rzeczypospolitej – najgłębszy hołd i
dziękczynienie. Szczęście
to najwyższe dla nas, że Polska, sztandar Orła
Białego, godło mocy państwowej i Narodu zatknęła na
tej ziemi, gdzie żyje odwiecznie polski lud, który
na dnie swej duszy takie moralne skarby przechował,
że mu je żadna przemoc i niewola wydrzeć nie
zdołała. Toteż
te rzesze ludu polskiego za Olzą w
najcięższych warunkach nie straciły wiary w
wyzwolenie, które dzięki mądrym rządom Twoim Panie
Prezydencie, dzięki bohaterskiej Armii Polskiej
stało się dla nas rzeczywistością. Dziś
już wolni obywatele Rzeczypospolitej Polskiej,
świadomi że państwo jest wyrazem tego co tworzy
społeczeństwo, ofiarujemy mu swoje serca.
[...]
PAN
PREZYDENT RP PROF. IGNACY MOŚCICKI NA
ZAOLZIU
Tak
witaliśmy na Zaolziu naszych żołnierzy w pamiętnym
roku 1938:
|
|