Go to content

 

Main menu:



Marsz do szkoły za Olzę

 

Gazeta Wyborcza” z 27.4.2016 r. zamieściła artykuł Magdaleny Warchala i Ewy Furtak „Marsz do szkoły za Olzę”, poruszający temat uczniów z Polski, którzy uczęszczają po polskich szkół podstawowych w Republice Czeskiej. W artykule przeczytaliśmy między innymi:

   Rodzice chwalą szkoły w Czechach za lepszą organizację i poziom nauczania. Kinga i Michał Kochaniewiczowie mieszkają w polskim Cieszynie, ale trójka ich dzieci – Tymoteusz, Joachim i Hanna, uczy się po czeskiej stronie granicy. I podstawówka, i przedszkole, do których zapisane są dzieci Kochaniewiczów, powstała dla Polaków mieszkających na Zaolziu.

   Historia regionu jest burzliwa. W 1920 roku przy podziale dawnego Księstwa Cieszyńskiego i po polsko-czechosłowackim konflikcie zbrojnym Zaolzie, zamieszkiwane przez tysiące Polaków, zostało przyłączone do Czechosłowacji. 18 lat później znowu stało się częścią Polski, po zakończeniu wojny w 1945 roku wróciło do Czechów. Do dziś tereny te zamieszkuje około 30 tysięcy Polaków. To z myślą o nich na Zaolziu działa ponad 20 szkół podstawowych z polskim językiem nauczania – bezpłatnych. Coraz częściej dzieci zapisują do nich Polacy z naszej strony granicy. Zajęcia prowadzone są po polsku, ale placówki działają na podstawie czeskich przepisów i to się rodzicom podoba. Odkąd dziewięć lat temu zniesiono kontrole graniczne, dostanie się na czeską stronę, to tylko przeprawa przez most. Kinga mówi, że wraz z mężem wybrała dla synów szkołę zagranicą, bo dzieci uczą się od razu również czeskiego. Na terenach przygranicznych dobra znajomość języka sąsiadów to atut ułatwiający znalezienie pracy. Drugą kwestią jest to, że nauka w podstawówce po czeskiej stronie granicy trwa dziewięć lat. Synów minie gimnazjum, do którego nie chcieliśmy ich posyłać, bo nie najlepiej się mówi o tych szkołach”. Absolwenci czeskiej podstawówki mogą kontynuować naukę w tamtejszej czteroletniej szkole średniej albo w polskim liceum czy technikum.

   Dla rodziców, którzy posyłają dzieci do czeskich szkół, ważne są też inne sprawy. Na przykład ta, że świetlica szkolna nie jest, jak często bywa w Polsce, przechowalnią dzieci. Prowadzi się tam rozmaite zajęcia. Choć są nieobowiązkowe, uczestniczą w nich niemal wszyscy uczniowie… Dodatkowych atrakcji w czeskich szkołach jest mnóstwo, od warsztatów ceramicznych do wyjść na basen. Po odebraniu dziecka ze szkoły nie trzeba go już wozić na zajęcia pozalekcyjne... Czesi potrafią się bawić, w dodatku robią to kulturalnie – mówi Dobrusia Geiger-Falkowska, której dwóch synów dojeżdża z Polski do szkoły w Czeskim Cieszynie. Kamil jest uczniem dziewiątej klasy, Filip to trzecioklasista. Rodzina mamy Dobrusi to Czesi. To jednak nie jedyny powód, dla których zdecydowała się posłać synów do szkoły w Czechach. Z wykształcenia jest nauczycielką wychowania przedszkolnego oraz logopedą. Zauważyła, że różnice między polskim a czeskim systemem nauczania zaczynają się już w przedszkolu… W Czechach, gdzie obowiązkiem szkolnym objęte są sześciolatki, cały pierwszy rok poświęcony jest na naukę pisania, czytania, dodawania i odejmowania. – Czesi jakoś tak się organizują, że nauka przez dziewięć lat odbywa się spokojniej, nikt nie musi pędzić z materiałem – mówi Dobrusia.

    W czeskiej szkole też panuje dyscyplina – wylicza zalety Kinga. – Nauczyciele mają tam większy autorytet niż Polsce… Kinga zauważyła, że z roku na rok coraz więcej osób z Polski decyduje się posłać dzieci za rzekę. Marek Grycz, dyrektor czeskiej szkoły, do której chodzi Kamil i Filip, też zauważył, że uczniów dojeżdżających z Polski przybywa systematycznie od mnie więcej czterech lat. Podobny trend widać w przedszkolach, które działają jako filie kierowanej przez Grycza szkoły. Chętnych z polskiej strony granicy jest tak wielu, że placówki musiały nawet zastrzec w statutach, że pierwszeństwo przy naborze mają Polacy z czeskim obywatelstwem.

   Podobnie jak uczniowie, nauczyciele czeskich szkół też pochodzą z obu stron granicy. Większość z nich, to absolwenci pedagogiki na Uniwersytecie Śląskim w polskim Cieszynie. Bohdan Prymus, dyrektor szkoły i przedszkola z językiem polskim w Suchej Górnej, ma pięciu uczniów z Bielska Białej i Wodzisławia Śląskiego…. Trend go nie dziwi: – Nasze szkoły są mocno wspierane przez państwo, nowocześnie wyposażone w sprzęt multimiedialny. Samorządy bardzo dbają o budynki, bo nie muszą martwić się o pensje nauczycieli, które finansuje budżet centralny. W Polsce parlament tylko uchwala reformy oświatowe, ale to samorządy muszą się martwić, jak je wprowadzić w życie, i często nie mają pieniędzy na realizację. Za sprawą Polaków w Czeskim Cieszynie pierwszoklasistów będzie od września więcej niż przed rokiem – cieszy się Alena Nawratová, szefowa wydziału edukacji w Czeskim Cieszynie. Na 330 dzieci rozpoczynających naukę 17 jest z Polski. Polskie szkoły na Zaolziu są dobre, nic więc dziwnego, że rodzice z Polski coraz chętniej zapisują do nich dzieci – mówi Tomasz Wolff, redaktor naczelny „Głosu Ludu”, gazety Polaków w Republice Czeskiej. Sam dojeżdża do pracy spod Bielska Białej. Rosnącym zainteresowaniem cieszą się nie tylko zwykłe polskojęzyczne podstawówki. Do Szkoły Artystycznej im. Pawła Kalety w Czeskim Cieszynie rodzice z Polski przywożą dzieci, które uczą się tutaj tańca, gry na skrzypcach, fortepianie i gitarze. W tym roku na zajęciach pojawia się ponad setka dzieci z Polski – Zainteresowanie rośnie – przyznaje Renata Wdówková, dyrektorka szkoły.

   Prymus zwraca uwagę na kontekst historyczny. – W odradzającej się w 1918 roku Rzeczypospolitej wprowadzono system oświatowy wzorowany na rosyjskim, bo był najtańszy. Wielu rodziców o tym nie wie i uważa, że szkoła jest od siódmego roku życia po to, żeby dzieciństwo trwało jak najdłużej A to carska zaszłość. Tereny czeskie znajdowały się w imperium Habsburgów i Maria Teresa wprowadziła tu model austro-węgierski, z obowiązkiem szkolnym od szóstego roku życia. W naszych szkołach to norma od 1774 roku.

 


 počítadlo.abz.cz

Back to content | Back to main menu