Ślązak, który ratował Żydów

Henryk Sławik, śląski powstaniec, uratował w czasie II wojny światowej pięć tysięcy polskich Żydów. Rozstrzelali go za to hitlerowcy. Polska przypomniała sobie o nim po kilkudziesięciu latach.

Krystyna Kutermak z córką Jadwigą Kutermak - Wieczorek 

Krystyna Kutermak z córką Jadwigą Kutermak – Wieczorek

 

Sławik uratował więcej Żydów niż Oskar Schindler i szwedzki dyplomata Raoul Wallenberg. Przez lata o nim milczano. Dopiero w zeszłym roku pojawiły się pierwsze artykuły i książki o bohaterskim Ślązaku.

Kilka dni temu prezydent Kwaśniewski nadał Sławikowi pośmiertnie Krzyż Komandorski, a w piątek w Katowicach odsłonięto poświęconą mu tablicę. Przyjechał m.in. premier Marek Belka i goście z Węgier.

Niezwykła epopeja Sławika - powstańca śląskiego, socjalisty, dziennikarza i radnego - zaczęła się we wrześniu 1939 roku. Po ucieczce z Polski został internowany na Węgrzech. Tam zaprzyjaźnił się z Jozsefem Antallem, radcą węgierskiego MSW (ojcem pierwszego po upadku komunizmu premiera demokratycznych Węgier), który wyciągnął go z obozu.

Sławik został delegatem emigracyjnego rządu polskiego na Węgrzech. Kierował tajną operacją przerzutu uciekinierów do polskich sił zbrojnych na Zachodzie. Do współpracy wciągnął Antalla. Wkrótce zaczęli ratować tysiące polskich Żydów, którzy uciekali z Polski na Węgry.

Wystawiali im fałszywe dokumenty potwierdzające, że są Polakami wyznania katolickiego. W założonym przez nich sierocińcu w Vacu dla rzekomo polskich, a w rzeczywistości żydowskich sierot zaangażowali do pracy katolickich księży. By uwiarygodnić katolicki charakter sierocińca, zorganizowali nawet wizytę nuncjusza papieskiego Angela Rotty.

Gdy w 1944 roku rozpoczęła się okupacja Węgier, Niemcy aresztowali Sławika. Torturowany, nie wydał nikogo. W taki sposób uratował Antallowi życie. Trafił do obozu koncentracyjnego w Mauthausen, gdzie zginął rozstrzelany w 1944 roku.

Po wojnie o Sławiku zapomniano. Jego imię nadano wprawdzie jednej z ulic w Katowicach, ale władze szybko decyzję anulowały, gdy ktoś im podpowiedział, że przed wojną należał do antykomunistycznego skrzydła Polskiej Partii Socjalistycznej. Ulicę przemianowano na Karola Liebknechta, teraz jest to Opolska.

- U komunistów ojciec był na indeksie. Mama, która przeżyła cudem Ravensbrück, ciężko pracowała w kiosku Ruchu, żeby nas utrzymać po wojnie - wspomina Krystyna Kutermak, córka Sławika, po jego aresztowaniu wychowywana przez Antallów.

Nie mogła wziąć udziału we wczorajszej uroczystości. Jest schorowana. Gdy odwiedzamy ją w domu, ściska pożółkłe kartki wyrwane z pamiętnika, do którego ojciec wpisał się tuż przed aresztowaniem "córeczce na imieniny". - Radził szanować zdrowie, czcić matkę, uczyć się i usilnie pracować. Wiedział, że umrze - opowiada Kutermakowa.

O Sławiku pamiętali jednak uratowani Żydzi. Jednym z nich był Henryk Zvi Zimmermann, który po wojnie został wpływowym politykiem w Izraelu. To dzięki niemu Yad Vashem przyznało Sławikowi medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W 1988 roku Zimmermann odwiedził Polskę. Uparł się, że za wszelką cenę musi odnaleźć bliskich Sławika. Dał ogłoszenie do "Przekroju" i niedługo potem przyjechał do Katowic.

Nieoczekiwanie zapukał do drzwi mieszkania córki Sławika. - Nie rozumiem Polaków. Mieć taki atut i nie wykorzystać go do obrony dobrego imienia w czasach, kiedy opinie o polskim antysemityzmie rozpowszechniane są na świecie - dziwił się wtedy sędziwy Zimmermann.

O Sławiku zaczęto mówić. W zeszłym roku powstały dwie książki. Elżbieta Isakiewicz napisała "Czerwony ołówek" (fragmenty opublikowaliśmy w "Dużym Formacie"), a Grzegorz Łubczyk, były ambasador na Węgrzech - "Polskiego Wallenberga". - Sławik umierał dwa razy: zastrzelony przez hitlerowców w Mauthausen i skazany na śmierć cywilną w Polsce Ludowej - mówi Łubczyk.

Córka Krystyna: - Tatę ukształtowały Katowice, w których przez 20 lat był osobą publiczną. Bez tego miasta nie byłoby jego ofiary na Węgrzech. Na tyle lat Katowice zatrzasnęły przed ojcem drzwi. Teraz te drzwi się otworzyły. Dobrze, że może już tu wrócić.

Ks. prof. Michał Czajkowski, współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, członek komisji Episkopatu Polski do spraw dialogu z judaizmem:

- Bogu dzięki, że - chociaż tak późno - Polska wreszcie sobie przypomniała o zasługach Henryka Sławika. W przeszłości niestety bywało tak, że wielu z tych, którzy pomagali Żydom, wolało się tym nie chwalić. Ratowanie bliźnich wymagało wielkiego bohaterstwa, na które stać było nielicznych. Sławik to piękna postać Polaka, który poświęcił życie dla Żydów.