Słup graniczny

I ŻE CENZURY NIE MA!  DECYZJĄ PREZESA KONGRESU POLAKÓW NIE MOŻNA BYŁO ZAMIEŚCIĆ POWYŻSZEGO ARTYKUŁU W GŁOSIE ,
KTÓRY W SWOIM NAGŁÓWKU PYSZNI SIĘ , ŻE JEST PISMEM WSZYSTKICH POLAKÓW.

Lokalna polityka historyczna. Kazus cieszyński

Dnia 28 lipca 2020 roku upłynęło dokładnie 100 lat od podjęcia decyzji o podziale Cieszyna i całego Śląska Cieszyńskiego pomiędzy dwa odrodzone państwa środkowoeuropejskie – Polskę i Czechosłowację. Nie trzeba było być prorokiem, ani nawet posiadać większej wyobraźni, aby nie przewidzieć, że z pewnością stanie się to okazją do podsumowań, refleksji i różnego rodzaju wydarzeń upamiętniających. Jednak okazało się, że niektórzy zaspali licząc na to, że jakoś to będzie, że wszystko się przykryje nieznośną retoryką o integracji i rekreacji, o wspólnym domu, o przełamywaniu szlabanów granicznych, o ojczyźnie bez granic. Ci, którzy tak właśnie myśleli, obudzili się następnego dnia na wielkim kacu, do którego nie wypadało  im się nawet przyznać…

Trzy różne narracje miejsca

Skoro zarówno miasto jako stolica, jak i cały region był przez dziesięciolecia przedmiotem mniej lub bardziej gorącego sporu pomiędzy Polską a Czechosłowacją, a do dnia dzisiejszego nie udało się uzgodnić nawet pewnego minimum wspólnej narracji historycznej, czyż można było się spodziewać spokoju w tę rocznicę? Przez 100 lat z wielkim pietyzmem rozwijano i konserwowano trzy zasadnicze narracje dotyczące Śląska Cieszyńskiego – wszystkie nawzajem się wykluczające. Czeską, polską i autonomistyczną. W wielkim uproszczeniu: dla Czechów ta ziemia należała się Pradze, bo formalnie stanowiła od XIV wieku część Korony św. Wacława, dla Polaków ważna była pamięć o tym, co było przed XIV wiekiem (tradycja piastowska), a także etnicznie polski charakter tradycji kulturowej włącznie gwary, ale przede wszystkim – świadomie wyrażana mimo grożących represji wola miejscowych Polaków złączenia tej ziemi z Polską. Dla autonomistów, separatystów (nie mylić z autochtonami) spod znaku głównie Kożdonia upadek CK Monarchii, w konsekwencji którego na mapie Europy pojawiły się Polska i Czechosłowacja, nadal pozostaje najbardziej traumatycznym wydarzeniem. Żyją oni mitem Austrii jako Ojczyzny ojczyzn, której depozytariuszem czynią (w sferze praktyki i publicystyki) … Republikę Czeską (przynajmniej do niej czują więcej miłości niż do Polski), która swoją tożsamość budowała na… odrzuceniu habsburskości i austriackości pod każdą postacią.

Można było sobie wyobrazić organizację wspólnego polsko-czeskiego wydarzenia upamiętniającego tę rocznicę, dla wielu jednak przypominającą to, co bolesne, i co w ich przekonaniu niesprawiedliwe. Mamy za sobą ponad 30 lat w miarę udanej współpracy na niwie samorządowej, udało się w tym czasie zrealizować wiele transgranicznych projektów. Nauczyliśmy się w tym czasie, że czasem potrzeba, aby każda ze stron zrobiła krok w tył, aby uniknąć niepotrzebnych konfrontacji. Nauczyliśmy się języka dialogu, choć raczej na poziomie B1 niż C2. Nic chyba nie stało na przeszkodzie, aby władze obydwu miast uzgodniły charakter obchodów 100-lecia no właśnie: podziału miasta lub ustanowienia nowego miasta. Być może tu właśnie tkwi przyczyna niepowodzenia organizacji wspólnych lub oddzielnych, lecz „symetrycznych” uroczystości. A może inaczej – istnieją jakieś realne, duże i w praktyce nieprzezwyciężalne powody, dla których takiej współpracy nie ma w odniesieniu do wspomnianych kwestii i może najwyższy czas je przynajmniej nazwać po imieniu, zamiast chować się za  kurtuazyjnymi deklaracjami o „wzmacnianiu współpracy” lub dążeniami do „pełnej integracji”. W efekcie tego, obydwa miasta osobno celebrowały kontrowersyjną rocznicę. Nie trudno się domyślić, z jakimi tego konsekwencjami. W odniesieniu do omawianej rocznicy tylko jedno wydarzenie poruszyło społeczną wyobraźnię i stało się przedmiotem kontrowersji, licznych polemik i symbolicznego „trzaskania drzwiami” – odsłonięcie rekonstrukcji czechosłowackiego słupa granicznego z 1920 roku przed budynkiem Muzeum Těšínska w Czeskim Cieszynie. Dwa inne – złożenie kwiatów przez przedstawicieli polskich organizacji z Zaolzia pod pomnikiem Legionistów Śląskich i otwarcie przez Książnicę Cieszyńską wystawy w 100-leciie podziału Śląska Cieszyńskiego pt. rozMYwani#. Literatura polska na Zaolziu 1920-2020, właściwie przeszły bez większego zainteresowania lokalnej opinii publicznej (z obu stron miasta).

Jak upamiętnić rozwód?

Co tak naprawdę się stało na cieszyńskim podwórku i chyba jednak także ponadlokalnej polityki historycznej w Cieszynie w dniu 28 lipca 2020 roku. Należy zacząć od pytania, kto miał pomysł na „zagospodarowanie” tej rocznicy, a następnie postawić pytanie o to, kto i dlaczego go nie miał. A ponieważ chodzi o upamiętnianie wydarzenia, które mimo wszystko miało charakter ponadlokalny, to czy odpowiednie władze (MSZ) w Warszawie i Pradze były przygotowane na tę okoliczność, oraz – czy uwrażliwiły władze lokalne na to, że ich ewentualne działania mogą w konsekwencji mieć znaczenie wykraczające znacznie poza region, w którym gospodarzą. To ostatnie pytanie pozostawmy na razie bez odpowiedzi, bo z czasem z pewnością uda się to ustalić.

Pomysł na 100. rocznicę z całą pewnością miała strona czeska. Trudno uwierzyć, aby przypadkiem w czasie zbiegła się renowacja i ponowne otwarcie Muzeum Těšínska. To były działania zaplanowane kilka lub nawet kilkanaście lat do przodu. Tajemnicą poliszynela jest to, że owo Muzeum stanowi kluczową instytucję w propagowaniu czeskiej wersji historii sprzed 100 lat. I trzeba przyznać, robi to bardzo profesjonalnie pod przywództwem człowieka „otrzaskanego” w służbie dyplomatycznej, doskonale rozumiejącego polską mentalność i polską politykę, p. dra Zbyška Ondřeki, niegdysiejszego dyrektora Centrum Czeskiego w Warszawie.

Czy strona polska miała pomysł na tę rocznicę? Śmiem wątpić. Było w tym czasie natomiast szereg pomysłów na estetyzację przestrzeni miejskiej, od Rynku począwszy, odnawianiu fasad, sadzeniu kwiatów, na lekko groteskowych (choć kosztownych) rozważaniach dotyczących reaktywacji tramwaju skończywszy. Jeśli już zgodzono się objąć patronatem uroczystości związane z 100. rocznicą podziału miasta, to jakby bez przekonania, a może nawet wstydliwie.

Dlaczego Czesi okazali się skuteczniejsi?

Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele. Abstrahując na razie od kwestii sympatii i orientacji politycznych lokalnych polskich i czeskich decydentów, warto sobie zadać pytanie fundamentalne. Kto z kim gra na polu lokalnej i ponadlokalnej polityki historycznej w podzielonym granicą Cieszynie.

Po polskiej stronie mamy głównie dwie instytucje: Muzeum Śląska Cieszyńskiego i Książnicę Cieszyńską. Obydwa podmioty uzależnione finansowo i organizacyjnie od władz lokalnych. Z drugiej strony mamy wspomniane już Muzeum Těšínska, objęte mecenatem województwa i będące ważną instytucją promowania czeskiej narracji historycznej i czeskiej polityki w regionie, wspieraną przez czeskie władze centralne. Co więcej, po stronie czeskiej w opisywaną propagandę włączane są czołowe uniwersytety, którym udzielane są sowite granty badawcze, po polskiej – z własnego doświadczenia mogę napisać – że złożony po raz drugi wniosek do Narodowego Centrum Nauki, dotyczący badania postaw politycznych (zwłaszcza wyborczych) Polaków na Zaolziu, przepadł m.in. dlatego, że jeden z recenzentów napisał, że … nie jest to istotny temat dla nauk społecznych w Polsce.

Mówiąc obrazowo, na ringu mamy z jednej strony zawodników wagi przepiórczej (których byt jest uzależniony od widzimisię lokalnych polityków i ich zmiennych humorów, nie zaś od długofalowej polityki państwa), z drugiej zawodnika wagi ciężkiej, mającego gwarancję finansowania pod warunkiem zachowania lolajlności. Jeśli jakimś cudem polska narracja tożsamościowa nie została znokautowana już w latach 90. XX wieku, to należy to zawdzięczać setkom autentycznych społeczników i działaczy polskich, których, niestety, ale władze w RP nie doceniają. To są prawdziwi bohaterowie tego dramatycznego spektaklu.

Bitwy o pamięć często wygrywa się, korzystając ze słabości drugiej strony

Politykę historyczną buduje się zarówno na świadomości własnych osiągnięć historycznych, pamięci znamienitych przodków, jak i na słabościach „znaczącego Innego” w postaci obiektywnie istniejących „pięt Achillesowych” oraz rozpoznanych deficytach w sposobie komunikowania własnej tożsamości historycznej i kulturowej. Czesi, mając pełną świadomość braków w postaci obiektywnie ważnych praw do ziemi cieszyńskiej, które mimo to mrówczą i, trzeba przyznać, regularną pracą starają się nadrabiać, doszli do wniosku, że należy spróbować zagrać na słabościach polskiej strony. I niestety był to strzał w dziesiątkę.

Pan dyrektor Muzeum Těšínska przy użyciu jednej kilkunastominutowej imprezy zagrał va banque i wygrał wszystko, co było do ugrania. A nawet i więcej. (Wcześniej reakcję Polaków testowano w przypadku pomnika gen. Šnejdárka na Połednej). Po pierwsze, ogłosił się prawdziwym gospodarzem miejsca, w którym coraz mniej do powiedzenia mają lokalne czeskie władze samorządowe, których przedstawicielka do końca nie miała chyba świadomości, w czym uczestniczy. Po drugie, koncertowo upokorzył władze Cieszyna, reprezentowane przez wyraźnie wakacyjnie nastrojoną i roześmianą Panią Burmistrz, której obecność zasadniczo ograniczyła się do odsłonięcia i oklaskiwania fallicznego symbolu w postaci zrekonstruowanego słupa granicznego z 1920 roku (w każdym razie na dostępnych w sieci nagraniach tylko to widać).

Symbolika nieszczęsnego słupa i dalsze uroczystości (i kolejne wtopy)

Zanim odniosę się do różnorakich reakcji na to wydarzenie, warto na chwilę zatrzymać się nad symboliką słupa granicznego. Od połowy lat 90. XX wieku przez okres przystąpienia Polski i Rep. Czeskiej do Strefy Schengen symbolem wzajemnych relacji był złamany szlaban graniczny. Jakoś w mniejszym lub większym stopniu utrwalił się on w społecznej wyobraźni jako zapowiedź dalszego przełamywania granic, tych fizycznych już nie, ale tych mentalnych. I nagle w dość ważnym punkcie przestrzeni publicznej miasta, przy głównej ulicy pojawia się… słup graniczny. Konia z rzędem temu, kto połączy logicznie jedno z drugim. Próżno takiego szukać. Co zatem symbolizuje ów zrekonstruowany słup graniczny, jaką może mieć wymowę dla polskich i czeskich (oraz innych) mieszkańców miasta, dla Polaków po wschodniej i zachodniej stronie Olzy? Gdyby ci, którzy taki pomnik postanowili postawić, wcześniej zadali sobie takie pytanie, wiedzieliby doskonale, że ten pomnik na 100% nie przyczyni się do zbliżenia, a na 90% utrudni pojednanie i dalsze współdziałania. Problem w tym, że trudno mi uwierzyć, aby tego nie zrobili.

Na stronach Muzeum Těšínska w dziale „aktualności” nie ma ani jednego zdjęcia z tej uroczystości, za to pojawia się jednozdaniowa, lakoniczna informacja: Součástí této význnamné události bylo i odhalení pomníku před budovou muzea, stylizované repliky orientačního hraničního sloupu, připomínajícího 100 let od rozdělení Těšínského Slezska a zároveň zrodu města Český Těšín, jejímž autorem je ak. sochař Martin Kuchař. (https://www.muzeumct.cz/aktuality/384-muzeum-tesinska-slavi-100-let-mesta-cesky-tesin). Na oficjalnych stronach miasta Czeski Cieszyn właściwie nie ma żadnej wzmianki. Za to na stronie internetowej UM w Cieszynie widnieje jedynie stanowisko pań burmistrzyń polskiego i czeskiego Cieszyna, opublikowane już po wywołanych ich udziałem w opisywanej imprezie kontrowersjach. Tu warto podkreślić: to stanowisko pojawia się wyłącznie na stronie polskiego urzędu.

Polskie władze samorządowe, które poczuły, że ewidentnie „nabroiły” 28 lipca, postanowiły wziąć udział w zorganizowanych 1 sierpnia (!) uroczystościach w Żywocicach, gdzie wpadły właściwie w kolejną czeska pułapkę narracyjną (prowokacja kaskadowa!), którą swoją obecnością podżyrowali. Opinię taką można sformułować, zważywszy na to, że tę jedną z największych na Śląsku Cieszyńskim masakrę ludności polskiej (28 Polaków i 8 mężczyzn, noszących zwykłe cieszyńskie nazwiska, ale podających się za Czechów), Czesi dołączają stopniowo do swojej pamięci historycznej (vide informacja na stronie www Muzeum Těšínska, gdzie Polacy w ogóle nie są wzmiankowani, nie pada też ani razu przymiotnik: polski), co w tym roku zostało jeszcze dobitniej podkreślone poprzez obecność czeskiego ministra obrony narodowej, czczącego, uwaga… „slezské Lidice” (śląskie Lidice). A polskie państwo, reprezentowane w Żywocicach tylko przez konsula, przechodzi nad tym do porządku dziennego bez słowa protestu i bez zbudowania własnej opowieści o Żywocicach. Tymczasem, jeśli był tam czeski MON, to powinien być i polski. Wraz z kompanią honorową i obszerną relacją w polskich mediach…

Co zatem nie zadziałało? Dlaczego mamy problem?

Po pierwsze, niestety Pani Burmistrz nazbyt zawierzyła swoim intuicjom, że wespół z koleżanką zza Olzy, jeśli tego będę bardzo chcieć, a będą, zbudują dobre relacje między mieszkańcami obu części podzielonego miasta i regionu. Niestety, przynajmniej jedna z pań nie przyjęła do wiadomości, że w polityce, a zwłaszcza międzynarodowej nawet jeśli toczona jest na szczeblu lokalnym, jest wielu aktywnych diabłów, wyspecjalizowanych w kreciej robocie. W ostatnich dniach dali pokaz swej siły i możliwości. Dobre intencje i dobra wola (w którą nie wątpię) w tego typu sytuacjach nie tylko nie wystarczą, ale mogą być powodem blamażu, tak jak to się zresztą stało.

Po drugie, miasto powinno mieć swoją politykę historyczną i nawet jeśli w jego obrębie ścierają się różne wizje historii, to na zewnątrz powinna być prezentowana jedna asertywna i spójna znaczeniowo wizja, która jest wspierana przez władze państwowe. Tu należy brać przykład z działań podejmowanych przez stronę czeską. Miejska polityka historyczna nie może być wypadkową wyborów samorządowych, a tym bardziej zmiennych nastrojów włodarzy miasta. Ale też należy głośno zapytać o to, gdzie była w tym czasie polska polityka historyczna w aranżacji wyspecjalizowanych agend rządowych.

Konkludując

Nazwijmy rzecz po imieniu. Cieszyn i Polska zostały upokorzone. I w Cz. Cieszynie i w Żywocicach. Wine za to ponoszą władze samorządowe i władze RP, które zaniedbały temat 100. rocznicy podziału Śląska Cieszyńskiego. Większa wina za to, co się stało, spoczywa na rządzie, ale samorząd nie powinien czuć się zwolniony z odpowiedzialności. Jak zwykle, na wysokości zadania stanęli działacze z polskiej i czeskiej strony Śląska Cieszyńskiego, ludzie, którzy za to z pewnością zapłacą odpowiednią cenę w swoich środowiskach (czytaj: stracą na tym). To oni są dla mnie prawdziwymi bohaterami tych dni. Niedoceniani, jak zwykle, ale bycie docenianym przez byle kogo, po co jest i na co się zda?

                                                                                                   Prof. dr hab. Radosław Zenderowski

Komentarz:

Pan prof. Radosław Zenderowski bardzo słusznie zareagował w sprawie instalacji słupa przed Muzeum w Czeskim Cieszynie. Jednakowoż niektóre jego spostrzeżenia wymagają dodatkowego komentarza.

1. Według moich informacji na pytanie zawarte w akapicie cyt.:  "aby władze obydwu miast uzgodniły charakter obchodów 100-lecia no właśnie: podziału miasta lub ustanowienia nowego miasta. Być może tu właśnie tkwi przyczyna niepowodzenia organizacji wspólnych lub oddzielnych, lecz „symetrycznych” uroczystości" jest fakt że władze Miasta Cieszyna zwróciły się oficjalnie do władz Miasta Cz. Cieszyna o przygotowane wspólnych uroczystości. Natomiast Rada Miasta Cz. Cieszyn postanowiła , że uroczystości 100 rocznicy powstania Miasta Czeski Cieszyn będą realizowane samodzielnie. Z powodu pandemii jednak się w swej całej okazałości nie odbyły.

2. Złożenie kwiatów przez przedstawicieli polskich organizacji z Zaolzia pod pomnikiem  Legionistów Śląskich-to inicjatywa pani Konsul Generalnej z okazji100 rocznicy Bitwy Warszawskiej i tutaj chodziło jak, się dowiedziałem, o kameralną imprezę , dlatego były tylko informacje w internecie. 

3.otwarcie przez Książnicę Cieszyńską wystawy w 100-leciie podziału Śląska Cieszyńskiego pt. rozMYwani#. Literatura polska na Zaolziu 1920-2020,Książnica Cieszyńska jest , nie wiem dlaczego, ignorowana przez polskie organizacje społeczne na Zaolziu 

4. .robi to bardzo profesjonalnie pod przywództwem człowieka „otrzaskanego” w służbie dyplomatycznej, doskonale rozumiejącego polską mentalność i polską politykę, p. dra Zbyška Ondřeki, niegdysiejszego dyrektora Centrum Czeskiego w Warszawie.To jest człowiek, który ma nie tylko mocne wsparcie władz wojewódzkich ale nawet mają stracha z nim zadzierać ( vide nie przeprowadzona kontrola finansowa remontu Muzeum bez stwierdzenia powodu - a że na to szły pieniądze z Oiropy powinna się odbyć. 

5.postanowiły wziąć udział w zorganizowanych 1 sierpnia (!) uroczystościach w Żywocicach, gdzie wpadły właściwie w kolejną czeska pułapkę narracyjną (prowokacja kaskadowa!), którą swoją obecnością podżyrowali. Tutaj całą winę ponosi ZG PZKO , który jako współorganizator imprezy nie zadbał , by  ktoś uczęszczał na spotkania , na których omawiano program i wszystkie szczegóły imprezy. Jak przed 5 laty zostałem przedstawicielem Komitetu Organizacyjnego, to zawsze omawiałem z Konsulem Generalnym sposoby dotrzymania parytetu reprezentacji władz z Polski. Teraz, kiedy zerwałem współprace ze ZG PZKO pani Prezes Helena Legowicz, zarządza wszystkim od stołu i ledwie nadąża by reprezentować na różnych uroczystościach PZKO. 

6. Jak zwykle, na wysokości zadania stanęli działacze z polskiej i czeskiej strony Śląska Cieszyńskiego, ludzie, którzy za to z pewnością zapłacą odpowiednią cenę w swoich środowiskach (czytaj: stracą na tym). To oni są dla mnie prawdziwymi bohaterami tych dni. To nie tak. Również winę ponoszą władze organizacji polskich na Zaolziu, które traktują sprawę postrzegania działań patriotycznych za ryzykowne ( bo kalkulują czy potem otrzymią finanse na swoje imprezy folklorystyczne). Zaś Kongres Polaków a teraz także ZG PZKO tylko pilnują by "godnie reprezentować" ale praca organizacyjno- polityczną to już nie ich interes i potem mamy takie marne wyniki w walce o polskość na naszym terenie.

Staszek Gawlik