ZAOLZIE |
Polski Biuletyn Informacyjny |
dokumenty, artykuły, komentarze, aktualności |
Numer 9/2010 (81) |
CIESZYN |
23 września 2010 |
| |
Motto: Pamięć
nie dała się zgładzić
Marian Hemar: KATYŃ
W
MIESIĄCU PAMIĘCI …
Dobiega
końca wrzesień, Miesiąc narodowej pamięci, pamięci –
niestety i dziś – przez wielu hańbionej i bezczeszczonej.
Choć – jak napisał Marian Hemar w swoim wzruszającym
wierszu o katyńskiej zbrodni – zgładzono wolność,
zgładzono sprawiedliwość i prawdę, została pamięć „i
prawdę po świecie niesie”. Pamięć – nie tylko ta o
katyńskiej zbrodni – nie dała się zgładzić
komunistycznym oprawcom i są w błędzie ci, co w niby to
wolnej już Polsce – podobnie jak za komuny całkowicie
opanowanej przez jedną opcję polityczną – sądzą, że są
władni zgładzić naszą pamięć narodową, tę dotyczącą
wydarzeń sprzed wielu lat i tę najnowszą…
JEST
TAKI KRZYŻ -
który przez ponad pięć miesięcy strzeżony był
dniem i nocą przez zwyczajnych ludzi, poświęcony pamięci
tych, co w dniu 10 kwietnia 2010 w drodze do Katynia daniną
swojej krwi, przelanej w tragedii lotniczej, ponownie
przypomnieli światu sowiecką bestialską zbrodnię sprzed
siedemdziesięciu lat, popełnioną przez stalinowskich oprawców,
której ofiarami było również wielu naszych, zaolziańskich
Rodaków … Jest taki Krzyż, który jest solą w oku
obecnych władz przy Krakowskim Przedmieściu, bo znalazł się
na rozstajach II i IV Rzeczypospolitej. Niezliczone tłumy
chyliły tu głowy przed pamięcią o Prezydencie Lechu Kaczyńskim,
uosobieniu ciągłości II Rzeczypospolitej z wizją IV RP.
Chylono w zadumie głowy przed Anną Walentynowicz, legendą
Solidarności, co poderwała Polaków do zrywu przeciw
czerwonej zmorze. Modlono się za dusze ofiar tej – pomimo
upływu wielu miesięcy – niewyjaśnionej katastrofy…
Jest taki krzyż postawiony przez harcerzy przed
Pałacem Prezydenckim. Symbolizował również oczekiwania
wielu Zaolzian związane ze słowami nadziei, danej im
przed czasem w Pradze przez Pana Prezydenta Kaczyńskiego,
lecz 16 września br. został podstępnie usunięty…
SĄ
TAKIE KRZYŻE których nawet prezydencka służba usunąć
nie zdoła. Krzyże w ręku tych, co bronili harcerskiego krzyża
przed pałacem przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie,
usuniętego w Miesiącu Pamięci Narodowej, umieszczonego w
miejscu niedostępnym dla szerszego ogółu.
Są takie krzyże, co – nie tylko w miesiącu pamięci
narodowej – przywodzą na myśl Bitwę Warszawską z r.
1920, która ochroniła Polskę i Europę przed zalewem
bolszewickim, w czasie, gdy sąsiedzi z Południa, tym razem
„na drodze dyplomatycznej” (Spa) rozdrapywali Śląsk
Cieszyński, odrywając od niego część nazwaną później
Zaolziem i blokowali dostawy broni zakupionej dla Wojska
Polskiego we Francji.
Są takie krzyże, jak ten na cmentarzu w
zaolziańskiej Stonawie, na grobie polskich jeńców
zakłutych bagnetami przez czeskich „legionarzy” podczas
zbrojnej czeskiej napaści na Śląsk Cieszyński w styczniu
1919.
Są też i na Zaolziu liczne krzyże upamiętniające
polskie ofiary II wojny światowej. Starsze pokolenie
żyjących jeszcze zaolziańskich Polaków pamięta, że wiele
z tych ofiar, ich ojców i matek, sióstr i braci było
więzionych i poniosło śmierć na skutek denuncjacji
„życzliwych sąsiadów”, którzy osiedlili się na oderwanej
części Ziemi Cieszyńskiej po aneksji z 1919 roku.
Niedawna rocznica wybuchu II wojny światowej na nowo
przywołała w pamięci tego pokolenia zaolziańskich
autochtonów obrazki entuzjastycznego powitania hitlerowskich
najeźdźców na Zaolziu kwiatami przez ludność napływową
spoza Ostrawicy, osiedleńców z okresu międzywojennego.
Są liczne krzyże na mogiłach polskich żołnierzy,
rozrzuconych po całym niemal świecie, „bo wolność krzyżami
się mierzy” – jak śpiewali polscy żołnierze po zwycięskiej
bitwie pod Monte Cassino, upamiętnionej wieloma krzyżami
na grobach poległych w tej walce, pieśni o czerwonych
makach, które piły polską krew, pieśni zakazanej w
komunistycznej Polsce, tak jak zakazana była wówczas
również twórczość Mariana Hemara, mówiącego głośno, iż
zgładzono wolność, prawdę i sprawiedliwość… Zwalczanie
krzyży to walka z wolnością, zgładzoną „strzałem w tył
czaszki” w Katyniu, zgładzoną przez napastników z Zachodu
i Wschodu w r. 1939 i wytrwale likwidowaną po II wojnie
światowej przez wiernych sowietom włodarzy Polski
Ludowej, odzyskaną w r. 1989 dzięki zdecydowanej postawie
i solidarności polskiego społeczeństwa.
Ta wolność krzyżami się mierzy. Jej odzyskanie
symbolizują okazałe krzyże w Gdańsku, Szczecinie i innych
miastach Polski. Próbę powiedzenia światu prawdy o katyńskiej
zbrodni, okupioną krwią 96 ofiar tragedii smoleńskiej,
symbolizował niepozorny, drewniany krzyż, postawiony przez
harcerzy, potajemnie usunięty przez tych, którzy z mocy
mandatów powierzonych im przez polskie społeczeństwo
powinni bronić wolności,
sprawiedliwości i prawdy. Pamięci
bronić nie muszą. Pamięć nie daje się zgładzić.
MISTYFIKACJE
Tragiczna śmierć Prezydenta Rzeczypospolitej, śp.
Prof. Lecha Kaczyńskiego umożliwiła jednej opcji
politycznej całkowite przejęcie władzy w Polsce, co
skwapliwie wykorzystano również do przejęcia „czwartej władzy”,
czyli mediów publicznych. Prywatnych przejmować nie musiano.
Te od dawna były po stronie dzisiejszych mocodawców i to one
niewątpliwie przyczyniły się do sukcesu wyborczego tej
opcji.
Wydawany na Zaolziu polskojęzyczny Głos Ludu (GL),
któremu władze czeskie „w związku z kryzysem” okroiły
ostatnio o milion koron (ok. 160 tysięcy złotych) dotację
na ostatnie miesiące tego roku, też reprezentuje ten
kierunek polityczny.
Dla wielu zaolzian, zwłaszcza ludzi starszych,
jest to jednak niestety jedyna polskojęzyczna gazeta,
którą regularnie czytają. W tym miejscu należy przyznać,
że na skutek objęcia kierowniczych stanowisk w redakcji
tej gazety przez dziennikarzy z prawobrzeżnej części
Cieszyna, obok faktu, że pogłębiła się jej „poprawność
polityczna”, znacznie się rzeczywiście poprawił poziom
językowy tego pisma. Może więc premier RP, do którego o
wsparcie redakcja i wydawca GL wyciągają rękę, przypomni
sobie w Miesiącu pamięci, iż to on, po objęciu swej
funkcji słowami „Nie, nie, nie…” odrzucił prośbę
zaolziańskich Polaków o wsparcie ich starań o odzyskanie
mienia przedwojennych polskich organizacji, bezprawnie
skonfiskowanego po II wojnie światowej przez decydentów
z Pragi. Zwrot tego mienia mógłby zagwarantować
zaolziańskim Polakom nie tylko bezpieczne wydawanie
prasy, ale i utrzymanie na odpowiednim poziomie polskiego
szkolnictwa oraz działalność organizacji społecznych.
Może więc premier RP dorzuci coś z pieniędzy polskich
podatników, by uchronić przed zagrażającym kryzysem czeski budżet,
który próbuje się ratować kosztem najsłabszych, w tym
wypadku mniejszości
narodowych?
Wracając jednak do przerwanej myśli… bo trochę to
nawet nieprzyzwoite pisać o kłopotach finansowych w
związku z Miesiącem Pamięci Narodowej, poświęconym
najtragiczniejszym faktom z historii Polski oraz najlepszym
Polakom, którzy walczyli o wolną Polskę i dla Polski oddali
życie.
Otóż, pewna starsza pani, mieszkanka wioski
leżącej w zaolziańskiej części Beskidu Śląskiego, której
jedynymi źródłami informacji o naszej Macierzy są dwa
kanały polskiej telewizji publicznej oraz od lat
abonowany Głos Ludu, oświadczyła z głębokim przekonaniem,
że smoleńska katastrofa prezydenckiego samolotu z całą
pewnością nie miała nic wspólnego z zamachem, bo premier
Putin na miejscu tej tragedii tak serdecznie wyraził
współczucie Donaldowi Tuskowi.
Nikt oczywiście nie może ani potwierdzić, ani
zanegować wersji zamachu, gdyż po pięciu miesiącach, które
minęły od katastrofy, za przyczynieniem polskich władz
nawet nie rozpoczęto dotąd niezależnego śledztwa w tej
sprawie. Za przyczynieniem tychże polskich władz ta starsza
pani, oglądając uścisk dwóch przywódców, nie mogła się
z nikąd dowiedzieć, że w tym czasie, gdy premier Polski
przyjmował wyrazy współczucia od premiera Rosji, byłego
premiera naszego kraju, Bliźniaczego Brata Tragicznie Zmarłego
Prezydenta RP, wożono przez wiele dziesiątek minut – w
eskorcie rosyjskiej milicji – ulicami Smoleńska, by nie
dotarł na miejsce śmierci Brata i pozostałych 95 ofiar
przed opuszczeniem smoleńskiego lotniska przez „tak bardzo
poruszonych tragedią” premierów Tuska i Putina. Starsza
pani nie zauważyła też uścisków przypominających
serdeczne powitania polskich i radzieckich towarzyszy, jakie
już trzy dni wcześniej wymieniali obaj premierzy, podczas
rosyjskiej uroczystości na katyńskim cmentarzysku polskich
ofiar sowieckich zbrodni, na którą nie zaproszono Prezydenta
RP.
Niezmiernie przykry jest również fakt, że tenże
Głos Ludu, identyfikujący się niewątpliwie z „jedynie
poprawną” opcją polityczną w Polsce, pod wodzą redaktora
znad prawego brzegu Olzy, publikuje teksty byłego
żołnierza Wehrmachtu, emerytowanego nauczyciela WF z
polskiego gimnazjum w Czeskim Cieszynie, próbującego
udowadniać, że Katyńska zbrodnia nie była ludobójstwem,
bo nie była próbą wymordowania całego narodu, tylko jego
elit, zaś w odniesieniu do smoleńskiej katastrofy,
próbuje za Tomaszem Lisem wyrokować, że to Prezydent
Kaczyński był jej głównym sprawcą. Tekst opublikowano
wprawdzie w rubryce Hyde Park, zamieszczającej opinie
czytelników, opuściwszy jednak tradycyjną formułkę, że
redakcja nie podziela tych poglądów. Autor (czy też
autorzy, bo za podpisem pana od WF kryje się autorstwo
Tomasza Lisa) wyraża obawę, że pamięć o Lechu Kaczyńskim
może podzielić Polaków na całe pokolenia. Może się tego,
emerytowany już na szczęście, pan od WF nie obawiać.
Zdrowy trzon narodu polskiego nigdy nie stanowił jedności z
komunistami, ani wojującymi liberałami, zaś śmierć
Prezydenta i zdarzenia towarzyszące tej tragedii tylko Polaków
utwierdziły w przekonaniu o słuszności ich poglądów.
NIE TYLKO KRZYŻE -
są wyrazem polskiej pamięci narodowej, nie
wzbudzającym euforii obecnych władz RP. Dzięki
zaangażowaniu cieszyńskich patriotów stoi dziś ponownie –
wbrew intencjom władz miasta, reprezentowanych przez
jedynie obecnie słuszną opcję polityczną – pod
cieszyńskim Wzgórzem Zamkowym, zburzony przez Niemców na
początku II wojny światowej pomnik Cieszyńskiej Nike,
poświęcony śląskim legionistom, którzy w czasie I wojny
światowej walczyli pod wodzą Marszałka Józefa Piłsudskiego
oraz śląskim żołnierzom z innych pól bitewnych początku
dwudziestego stulecia, którzy oddali życie walcząc o wolną
Polskę. Są na nim wyryte również kartusze poświęcone
ofiarom czeskiej napaści ze stycznia 1919, które są tak
bardzo nie w smak naszym sąsiadom, lecz „pamięć nie dała
się zgładzić”. Cieszyńscy patrioci z Komitetu Odbudowy
Pomnika nie ulegli przemocy w postaci nacisków czeskiej
dyplomacji. Stoi dziś ten pomnik, przypominając wolę
przynależności mieszkańców Ziemi Cieszyńskiej do Polski,
ich walkę o sprawiedliwość dziejową.
Na jednym z domów w zaolziańskim Jabłonkowie
widnieje też tablica upamiętniająca pobyt Marszałka
Piłsudskiego w tym mieście podczas przemarszu Jego wojska
przez Śląsk Cieszyński w czasie I wojny światowej.
Również i tę pamięć próbuje się obecnie zaolzianom
zohydzić. Szkoda, że miał w tym zdarzeniu pośredni
udział Zarząd Główny Polskiego Związku
Kulturalno-Oświatowego, zapraszając do wygłoszenia na
wrześniowym spotkaniu Międzygeneracyjnego Uniwersytetu
Regionalnego wykładu o II RP historyka, trudno powiedzieć
jakiej proweniencji, bo o wybitnie czeskim imieniu Radomír
oraz czysto polskim nazwisku Sztwiertnia, pracownika czeskiego
Uniwersytetu Śląskiego w Opawie. Nie uczestniczyliśmy w tym
spotkaniu, lecz i do nas dotarły jego burzliwe reperkusje.
Pozwolę sobie zacytować krótkie fragmenty felietonu p.
Jarosława Jot-Drużyckiego, zatytułowanego ironicznie „Ten
obrzydliwy Piłsudski” utrzymanego w tonie lekkiego
sarkazmu. Autor napisał w nim: „Podczas wykładu p.
Radomíra Sztwiertni, […] postać Marszałka odmalowano w
czarnych barwach. […] Prelegent utrzymał podświadomie
(czyżby? – A.S.) słuchaczy
w stereotypowym przeświadczeniu – choć zapewne nie to miało
być celem jego wystąpienia –
że konferencja w Spa uratowała Zaolzie przed reżimem
rozwydrzonych pułkowników, przynajmniej do 1938 r.”
(podkreślenie - A.S.) Nie można się niestety zgodzić z
opinią autora tych słów w sprawie niewielkiej estymy
zaolzian wobec Marszałka. Nie chodzi o powojennych wychowanków
komunistycznych szkół. Nasi przodkowie na takie dictum
przewracają się w grobie. Piechotą przemierzali dziesiątki
kilometrów by uczestniczyć w Jego pogrzebie. Nie bez kozery
dobrowolnie zgłaszali się do Legionu Śląskiego, by walczyć
u Jego boku. Wierzyli Jego słowom, że Polska nigdy o
nich, o Zaolziu, nie zapomni. Śmierć nie pozwoliła Mu
wypełnić tych słów treścią, zaś wydarzeń, które
nastąpiły po niej – II wojny światowej oraz PRL-u – nawet
On nie mógł w tamtych czasach przewidzieć.
INNE ZNAKI
PAMIĘCI
Pamięć należy się nie tylko zmarłym. Wymownym
znakiem niepamięci rządzących o żywych, którzy wywalczyli
dzisiejszą Polskę, są martwe dźwigi polskich stoczni i
nieruchome szyby śląskich kopalń węgla kamiennego.
Przypominają o trudzie i poświęceniu zwykłych ludzi
Solidarności, którzy dzięki swej determinacji przyczynili
się do obalenia ustroju komunistycznego nie tylko w Polsce,
lecz w całej Europie Środkowej, a dziś pozbawiono ich środków
do życia, zamykając stocznie, kopalnie i inne przedsiębiorstwa
ważne dla polskiej gospodarki narodowej, wyprzedając za
bezcen polski majątek narodowy.
Warto tu przypomnieć stwierdzenie Janusza Śniadka,
obecnego przewodniczącego Solidarności, który podczas
obchodów trzydziestej rocznicy powstania Niezależnego,
Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność w Gdańsku, w
replice na słowa aktualnego prezydenta Bronisława
Komorowskiego, porównującego górujące nad Bałtykiem
stoczniowe dźwigi do amerykańskiej Statui Wolności,
stwierdził, że martwe dźwigi pozamykanych stoczni Statuą
Wolności się nie staną, gdyż ci co tę wolność
wywalczyli, zostali dziś bez pracy i chleba.
To samo dotyczy również unieruchomionych szybów
polskich kopalń, z których wydobycie nie opłaca się
polskim spółkom węglowym, natomiast sąsiadom z południa
opłaciło się nawet wykonanie przekopów pod Olzą i
korzystne wydobywanie tego „nieopłacalnego” węgla … przy
zatrudnieniu do tej ciężkiej harówki górników z Polski.
Przypominają się w tym miejscu wiersze Pawła Kubisza o
górnikach z Galicji, które zamieściliśmy w naszym
tegorocznym lipcowym numerze.
Skoro już mowa o Statui Wolności, symbolu tych, co
w Stanach Zjednoczonych znaleźli wolność, pracę i chleb,
przychodzi na myśl nieodległe od niej miejsce na
nowojorskim Manhattanie, miejsce pamiętnego ataku
Al-Kaidy na słynne wieżowce WTC z 11 września 2001. Ten
dzień jest również w USA oficjalnym Dniem pamięci.
Pamięci o tysiącach niewinnych ofiar nie da się zgładzić,
o tak wielkiej tragedii nie można zapomnieć, choć – w
przeciwieństwie do islamu – istotą cywilizacji Zachodu,
wywodzącej się z chrześcijaństwa jest wyznanie win i ich
przebaczenie. Nikomu z nas nie przyszłoby do głowy
szukanie związków pomiędzy polskim Miesiącem Pamięci
Narodowej i amerykańskim Dniem pamięci, gdyby nie
przypadkowo przeczytany artykuł prof. Józefa Szaniawskiego
pod tytułem „Globalny dżihad” w Naszym Dzienniku z dnia
8 września br. Autor tego interesującego artykułu pisze o
związkach przyczynowych pomiędzy 11 września 2001, a 11
września 1683, datą rozpoczęcia zwycięskiej bitwy Jana III
Sobieskiego pod Wiedniem. Prof. Szaniawski, powołując się
na źródła amerykańskie, napisał, że terroryści z
Al-Kaidy otwarcie stwierdzili, iż atakiem na Amerykę 11 września
2001 pomścili największą klęskę islamu w dziejach, jaką
było zwycięstwo polskiego króla pod Wiedniem.
Gdyby ktoś zechciał postawić pytanie o związek
przyczynowy pomiędzy powyższym tematem a Zaolziem, to można
się go również doszukać, gdyż wojska króla Jana w marszu
pod Wiedeń, podobnie, jak legiony Piłsudskiego, przechodziły
przez Ziemię Cieszyńską. W tym miejscu aż się prosi, by
zacytować kilka zdań z wydanego w Cieszynie w r. 1928
„Pamiętnika Starego Nauczyciela” Jana Kubisza, autora pieśni
„Płyniesz Olzo”: „Na
zakończenie przyjmij jeszcze, bracie mój i siostro moja,
to napomnienie: Pomnij,
żeś Polakiem! Żeś synem tego narodu, który nie tylko
strzegł dobra swego w domowych pieleszach, ale i za inne ludy
przelewał krew swoją. Który pod Chocimiem i Wiedniem pod
znakiem Orła białego bił Turków i ocalił chrześcijaństwo
od nawały Islamu. Który pod Grunwaldem pogromił krzyżaka i
ocalił ludy słowiańskie
od zalewu germańskiego. Który w roku 1920 pod
Warszawą rozbił w puch zżydziałą armję czerwoną i ocalił
ludy Zachodu od zarazy komunizmu. Toż to chluba
największa,
chlubić się imieniem Polaka, tego Rycerza Europy, którym
to imieniem ochrzcił Polaka nasz ewangelicki Melanchton. Bądź
dumny z tego imienia!”.
Nie dowiemy się nigdy, co napisałby gnojnicki
stary nauczyciel, gdyby stanął dziś nad brzegiem
ukochanej Olzy i zobaczył, jak rozdrapywana jest jego
ukochana Polska.
Nie dowiemy się nawet, co powiedziałby dziś
ukochany przez miliony Polaków Papież-Polak Jan Paweł II,
który pielgrzymując do Polski po obaleniu systemu
komunistycznego, przestrzegał swoich rodaków: „Pamiętajcie,
niepodległość nie jest Wam na zawsze dana!”. Krótka jest niestety pamięć
dzisiejszych rodaków tego Wielkiego Polaka. Warto,
przynajmniej przy okazji Miesiąca Pamięci, wspomnieć tych,
którzy tworzyli dorobek II Rzeczypospolitej, o porcie w
Gdyni, którego początkom towarzyszył nasz zaolziański
rodak, minister Józef Kiedroń, o budowie Centralnego Okręgu
Przemysłowego, o tym, jak w ciągu niespełna 20 lat międzywojenna
Polska, po 123 latach niewoli i wyzysku przez wielkich sąsiadów,
urosła w siłę i do jakiego stopnia dziś, w ciągu przeszło
dwudziestu lat pełnej niepodległości, rozdrapano i
zmarnowano dorobek dawnych pokoleń. Warto
zapamiętać, że „martwe dźwigi nie staną się Statuą
Wolności”. *
*
* Już po napisaniu powyższego tekstu wpłynęła
do nas – drogą elektroniczną – prywatna korespondencja dwóch
uczestników wymienionego w nim spotkania Międzygeneracyjnego
Uniwersytetu
Regionalnego (MUR),
organizowanego na terenie polskiej placówki oświatowej –
tj. Polskiego Gimnazjum w Czeskim Cieszynie - przez ZG
Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w RC, pod
auspicjami Rady Kongresu Polaków w RC i osobiście jej
prezesa p. Józefa Szymeczka. Wywołało na Zaolziu wiele
emocji. Choć nie uczestniczyliśmy w tym spotkaniu, dotarły
do nas liczne głosy krytyki, stąd w powyższym tekście nasza
krótka wzmianka i cytat z felietonu p. Jot-Drużyckiego,
zamieszczonego w GL 4 września br..
Niżej zamieszczamy
fragmenty prywatnej korespondencji, przysłanej nam nieco
później w trybie „Prześlij dalej” przez jedną z
Czytelniczek: „[…]
Ludzie (m.in.
Marszałek Józef Piłsudski – przyp. red.),
o których w referacie (p. Radomíra Sztwiertni,
czeskiego historyka, pracownika uniwersytetu w Opawie –
przyp. red.), była
mowa, już nie żyją i nie mogą się bronić, a zostali ciężko
znieważeni m.in. również przez swoich rodaków, albo
przynajmniej za takich się uważających. To, że są
poniewierani przez swoich obecnych przeciwników politycznych,
narodowych, "klasowych" - jest zrozumiałe. Dla mnie
skandalem jest zachowanie sali […] ponad moje siły było oglądanie
aplauzu widowni w trakcie i rzęsiste oklaski na koniec. […]
Rację miał pan, który wyszedł wcześniej tłumacząc, że w
ogóle słuchać tego (wykładu) nie może. Powinienem był
zrobić to samo. [...]
Jeśli chodzi o sam wykład, był to haniebny paszkwil na II
RP, w całkowitym oderwaniu od epoki i faktów […] Uważam, że
jesteśmy winni odpowiedź - i samym sobie, i uczestnikom
ówczesnych wydarzeń. Ich pamięć i ich spadek jest żywy,
jest mu daleko do zamknięcia w kręgu historycznych
archiwów. […] Jeśli chodzi o
prelegenta i jego doktorat, to zapada on dobrze w klimat
Opawy, jej uniwersytetu i nagonkę pewnych kręgów w Czechach
na Polskę [...] W wykładzie przez cały czas przebijała
rosyjska, antypolska propaganda, którą z upodobaniem przejmowały
i przejmują bardziej prymitywne warstwy społeczeństwa w
Czechach, środowiska uniwersyteckiego nie omijając […] Jakże
MUR ma mieć charakter uniwersytetu, skoro jego uczestnicy
prowadzą dyskusję na poziomie zebrania partii
komunistycznej?”
Koniec cytatu. Echa spotkania MUR z 2 września br., własne
odczucia i powyższe przemyślenia skłoniły mnie do napisania
smutnej niestety fraszki: Głową MUR-u nie przebijesz- toć
komuny uwiąd starczy. Potrzebny
taran od zaraz… zimny
prysznic nie wystarczy. Oprac. całości: Alicja Sęk
| |
|