ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 9/2008 (57)

CIESZYN

23 września 2008

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1.  NA 70 ROCZNICĘ WYZWOLENIA ZAOLZIA

2. MOST PRZYJAŹNI

NA  70  ROCZNICĘ
WYZWOLENIA ZAOLZIA

 

Oswobodzenie Śląska Zaolziańskiego przez Wojska Polskie w październiku 1938   
mal. Jerzy Kossak

(Poniżej przedrukowujemy okolicznościowy, jakże wymowny tekst na rocznicę wyzwolenia Śląska Zaolziańskiego, który pokazał się w Naszym Dzienniku 6.10.2007 r. Powtórzenie tej publikacji w PBI-Z  po roku od jej pierwszego ukazania się jest tym bardziej uzasadnione, jeśli zważyć, iż dotąd w prasie polskiej brak było tego rodzaju zestawienia faktów. )

 

Jedenaście miesięcy wolności¹

"Nasz Dziennik" z 6 X 2007 napisał : 69 lat temu, 2 października 1938 r., oddziały Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Bortnowskiego przekroczyły Olzę, przyłączając do Rzeczypospolitej część polskiego Śląska pozostającą dotąd we władaniu Czechosłowacji. Przez poprzednie 19 lat, gdy od Cieszyna po Brasław Polacy żyli w wolnej Ojczyźnie, rdzenni mieszkańcy Orłowej, Trzyńca czy Frysztatu mogli jedynie z tęsknotą spoglądać za Olzę. Teraz połączyli się z Polską - wierzyli, że na zawsze.

Przyłączenie polskiej części Śląska Cieszyńskiego do Rzeczypospolitej zbiegło się w czasie z umową monachijską, w której mocarstwa zachodnie kupiły sobie za cenę niepodległości Czechosłowacji złudzenie bezpieczeństwa. Dlatego zajęcie Zaolzia interpretowane jest często, zwłaszcza przez Czechów, jako udział Polski w tamtym wydarzeniu.

         (przyp.Red.: choć to nie było nic bardziej mylnego i w świetle dokumentów interpretacja taka była na wskroś fałszywa ze względu na propozycję zwrotu Zaolzia ze strony prezydenta CSR E. Beneša z 22.9.1938, na tydzień (!) przed „Monachium”, to po wojnie Czesi pod tym pretekstem z całą bezwzględnością rozkręcili wobec Polaków zaolziańskich spiralę prześladowań odwetowych, m.in. konfiskując jako „poniemieckie”  całe mienie organizacji społecznych, gospodarczych i oświatowych, dla pozbawienia ich podstaw ekonomicznych i ułatwienia sobie procesu depolonizacji społeczeństwa zaolziańskiego, która razem z tą   konfiskatą utrzymuje się po dzień dzisiejszy!)

 

Sprawiedliwa granica

Aby wyjaśnić rzeczywisty kontekst konfliktu, trzeba się cofnąć o 20 lat. 5 listopada 1918 r. w polskiej Ostrawie lokalne władze: Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego i Národní výbor pro Slezsko, podpisały umowę o przebiegu granicy na Śląsku Cieszyńskim. Powiaty bielski, cieszyński i większość frysztackiego (1800 km2 w tym Bielsko, Wisła, Skoczów, Cieszyn, Jabłonków, Trzyniec, Frysztat z Karwiną i Kolej Bogumińsko-Koszycka na odcinku Bogumin - Mosty k. Jabłonkowa, 300 tys. ludności, 73 proc. Polaków, 22 proc. Niemców, 5 proc. Czechów) przyznano Polsce, zaś większość powiatu frydeckiego i fragmenty frysztackiego (500 km2, 140 tys. ludności, 70 proc. Czechów, 20 proc. Polaków, 10 proc. Niemców) - Czechosłowacji. W ten sposób respektowano słynny 14-punktowy "Program pokoju światowego" prezydenta Woodrowa Wilsona, przewidujący w 13. punkcie powstanie niepodległej Polski w granicach etnicznych, z dostępem do morza; i ustalenia konferencji przedstawicieli narodów monarchii habsburskiej z 16 maja 1918 r., iż na Śląsku Cieszyńskim granicą polsko-czechosłowacką będzie granica etniczna.

Pod koniec listopada rząd centralny w Pradze unieważnił porozumienie z Ostrawy. Co najmniej od grudnia Czesi przygotowywali się do zajęcia Księstwa Cieszyńskiego siłą. W tym momencie w Polsce trwały już przygotowania do wyborów do Sejmu Ustawodawczego, które miały zostać przeprowadzone również na polskich terenach powiatów cieszyńskiego, frysztackiego i czadeckiego oraz w polskich gminach na Orawie i Spiszu. W Pradze prawdopodobnie się obawiano, że masowy udział w wyborach mieszkańców tych terenów nie pozwoli na dłuższe oszukiwanie aliantów co do faktycznej ich narodowości.

 

Dwa razy nożem w plecy

Mimo alarmujących doniesień stacjonującego w Cieszynie gen. Franciszka Latinika 8 stycznia 1919 r. polskie wojsko wycofało swoją najsilniejszą i najlepiej uzbrojoną jednostkę na tym terenie, 3. batalion dawnego 32. pułku strzelców z Frysztatu. Oddziały zostały wysłane pod Lwów. Natomiast 23 stycznia w kwaterze Latinika pojawiło się kilku przebranych w alianckie mundury Czechów, którzy zażądali wycofania polskich wojsk za linię Białej (Bielsko nazywałoby się dziś "České Bílsko", Skoczów - "Skočov", a do Szczyrku jeździlibyśmy za granicę). Jeszcze przed upływem 48-godzinnego ultimatum na rozkaz prezydenta Tomáša Masaryka 16 tysięcy dobrze wyćwiczonych na froncie włoskim żołnierzy, uzbrojonych w artylerię i pociąg pancerny, zajęło Bogumin, Frysztat, Orłową i Jabłonków. W chwili czeskiego natarcia gen. Latinik dysponował jedynie 1500 żołnierzami. W ciągu 7 kolejnych dni Polacy wycofywali się w kierunku linii Wisły, 28-30 stycznia doszło do nierozegranej (mimo tak ogromnej przewagi Czechów!) bitwy pod Skoczowem. Podczas "wojny siedmiodniowej", która w tamtych okolicznościach była faktycznym "ciosem w plecy" odradzającej się Polski, Czesi dopuścili się m.in. zbrodni wymordowania kilkunastu polskich jeńców, których grób znajduje się na cmentarzu w Stonawie. Dochodziło też do rozstrzeliwań przedstawicieli ludności cywilnej. W czasie walk w rejonie Zebrzydowic poległ m.in. kpt. Cezary Haller, brat gen. Józefa Hallera (przyp. Red. – ranny został dobity przez czeskiego żołnierza).

Linię zawieszenia broni ustalono wzdłuż Olzy i Kolei Koszyckiej. Dzień wcześniej alianci przyznali, że CSR pogwałciła umowę z 5 listopada. Generał Latinik żałował, że zgodnie z prawem wojennym nie rozstrzelał przebierańców, którzy 23 stycznia przynieśli mu ultimatum, a jeszcze bardziej - że nie dysponował choć kilkoma tysiącami żołnierzy więcej, co pozwoliłoby na odzyskanie Ziemi Cieszyńskiej i osiągnięcie linii Ostrawicy.

Dopiero we wrześniu 1919 r. sprzymierzeni podjęli decyzję o przeprowadzeniu plebiscytów na Śląsku Cieszyńskim (bez powiatu czadeckiego), Orawie i Spiszu (bez powiatów keżmarskiego i lubowniańskiego). Plebiscyt nie mógł się jednak odbyć ze względu na coraz gwałtowniejsze czeskie prowokacje. Jednocześnie władze Czechosłowacji nie zezwalały na tranzyt transportów z bronią dla walczącej z Sowietami Polski (maj - lipiec 1920). Mając nóż na gardle na wschodzie, w lipcu 1920 r. Polska zrzekła się praw do spornych terenów na Śląsku, Orawie i Spiszu w zamian za tranzyt broni z Francji przez CSR. Mimo to tuż przed bitwą o Warszawę Edvard Beneš oświadczył, że broni nie przepuści, nie przepuścił także wojsk węgierskich w sile 30 tys. kawalerii, które chciały przyjść Polsce z pomocą. W ten sposób Czechosłowacja nie wypełniła swoich zobowiązań, które były warunkiem przejęcia Zaolzia, Orawy i Spiszu.

Według ocen polskiego wywiadu, jesienią 1920 r. Czesi byli przekonani, że Polska również nie uważa porozumienia za wiążące. Ta sytuacja nigdy nie została do końca rozwiązana, podpisanej rok później umowy o ustaleniu istniejącej granicy polsko-czechosłowackiej jako obowiązującej Sejm RP nie ratyfikował, co nie mogło, niestety, zmienić stanu faktycznego - zaboru Zaolzia. Do swoich domów nie mogli powrócić uchodźcy, którzy uciekli przed czeskim najazdem, zmuszano do emigracji kolejnych Polaków, innych szykanowano, np. w pracy. Jednocześnie na Śląsk Cieszyński napływała ludność z głębi Czech.

Spór o Zaolzie był jedną z przyczyn, które uniemożliwiały ułożenie stosunków z Czechosłowacją przez cały okres międzywojenny. Inne to antypolskie uprzedzenia Masaryka i Benesa (obaj uważali Polskę za "państwo sezonowe", co historia już zdążyła zweryfikować) i prowadzona w tym duchu polityka Pragi, m.in. wspieranie irredenty ukraińskiej czy Sowietów. Wspólna identyfikacja Polski jako wroga leżała u podstaw zawartego przez Benesa w 1935 r. układu z ZSRS o pomocy w razie niemieckiej agresji.

 

Polska nie mogła nie wziąć

Przychylnie do ewentualnego sojuszu z Polską odnosiły się czeskie koła wojskowe. Prawdopodobnie dzięki nim udało się w końcu zmienić stanowisko Beneša. 22 września 1938 r. prezydent Czechosłowacji wysłał do Ignacego Mościckiego list z propozycją "szczerego i przyjaznego wyrównania naszych odmiennych punktów widzenia na sprawy dotyczące problemu polskiej ludności w Czechosłowacji (...) na zasadzie rektyfikacji granic". Po pozytywnej odpowiedzi Mościckiego Czesi, już po dokonanej w tym czasie zdradzie monachijskiej, wskazywali na konieczność realizacji tego porozumienia, tak aby "uniknąć tego, by społeczeństwo czechosłowackie odniosło wrażenie, iż wykorzystuje się trudności, w jakich obecnie znajduje się Czechosłowacja". Minister spraw zagranicznych CSR Kamil Krofta podkreślał, że nadal chodzi o własną inicjatywę Pragi. W takich okolicznościach Polska po prostu nie mogła nie przejąć Zaolzia.

         Strona czeska chciała powołać wspólną komisję, która wytyczyłaby nową granicę, samej cesji zaś dokonałaby w listopadzie. Tymczasem już 1 października pojawiła się groźba przejęcia Zaolzia przez Niemcy. W tej sytuacji Polska zażądała od Czechosłowacji natychmiastowego wypełnienia złożonej obietnicy i jednocześnie ostrzegła Niemcy, że każda próba wkroczenia Wehrmachtu na rewindykowane przez RP terytorium będzie traktowana jako akt wojny. 2 października Wojsko Polskie wkroczyło do Cieszyna i do 10 października przejęło kontrolę nad 869 km2 rewindykowanego terytorium, w tym skrawkami ziemi czadeckiej (m.in. Skalite, Świerczynowiec i przedmieścia Czacy). Oprócz Zaolzia jesienią 1938 r. przyłączono do Polski również orawskie wioski Sucha Góra i Głodówka (leżące po sąsiedzku z Chochołowem) oraz na Spiszu wieś Leśnicę (w rejonie przełomu Dunajca w Pieninach), a także Podspady i Jaworzynę Spiską wraz z fragmentami Tatr Wysokich i Bielskich (m.in. Doliny Białej Wody i Jaworową) - tereny te stanowiły zaplecze gospodarcze polskiego Spiszu odzyskanego w 1920 roku.

 

Przegrana szansa

Zmiana stosunku Benesza do Polski, choć deklarowana jako "dobrowolna", z pewnością była wymuszona grożącą państwu czechosłowackiemu katastrofą. Warszawa wykorzystała tę zmianę jedynie do zakończenia trwającego od lat sporu.

Ludność Zaolzia, która chciała się połączyć z Polską "na zawsze", żyła w niepodległej Ojczyźnie 11 miesięcy. Doszło do odwrócenia sytuacji sprzed października - teraz język polski stał się jedynym urzędowym, wiele osób narodowości czeskiej (głównie jednak przybyszów z głębi Czech) wyemigrowało.

Po agresji na Polskę hitlerowcy opanowali ziemię cieszyńską w ciągu pierwszych dwóch dni wojny. Od początku okupacji ludność polska stała się obiektem szczególnie ostrych represji: Polaków obłożono 15-procentowym dodatkowym podatkiem, zmniejszono o 20 proc. racje żywnościowe. Podobnie jak w pozostałych częściach Śląska, Niemcy wyodrębnili administracyjnie sztuczną, "śląską" narodowość - jej przedstawicieli przymusowo wpisywano na volkslistę, co oznaczało m.in. konieczność służenia w Wehrmachcie. Ocenia się, że na froncie poległo około 2 tys. cieszyniaków. Kilka tysięcy zginęło jako ofiary represji, m.in. w wyniku akcji AB. Żołnierze i policjanci, którzy wycofując się przed Niemcami, trafili do sowieckiej niewoli, zginęli w Katyniu i innych miejscach kaźni - jeden z czeskich historyków zestawił listę ok. 600 cieszyńskich ofiar Sowietów.

         Jednocześnie od chwili upadku II RP Edvard Beneš ponownie przeszedł na pozycje antypolskie, a przede wszystkim prosowieckie, prowadząc wśród najważniejszych polityków na Zachodzie akcję propagandową na rzecz Stalina i jego planów wobec Europy Środkowej. Kto wie, czy Teheranu i Jałty nie "zawdzięczamy" w jakiejś mierze tej postawie czechosłowackiego polityka. Jednocześnie Beneš zmienił też zdanie co do faktu dobrowolnego przekazania Zaolzia Polsce.

 

"Běžte si zpět do Polska!"

Powrót na tory prosowieckiej polityki zaprocentował dla Czechosłowacji po wojnie. Po zajęciu Śląska Cieszyńskiego przez Armię Czerwoną Polacy spontanicznie przystąpili do organizowania lokalnej administracji. Miejscowi Czesi zainterweniowali u krasnoarmiejców, którzy rozwiązali polskie władze, zaś Wojsko Polskie jeszcze w czasie działań wojennych skierowano na inne kierunki, co uniemożliwiło zabezpieczenie przedwojennej granicy. Czesi domagali się jednocześnie zwrotu Zaolzia i przyłączenia niektórych innych terenów na Śląsku, przede wszystkim Kłodzka (ale także południowych fragmentów Opolszczyzny). Na stację Międzylesie wtargnął czeski pociąg pancerny, oddziały czechosłowackie gromadziły się także w rejonie Raciborza. Wojsko Polskie koncentrowało się na linii Olzy. Kilka miesięcy później doszło w Pradze do rokowań, w czasie których w zamian za Zaolzie proponowano Czechosłowacji 25 cesji terytorialnych, m.in. Zagłębie Turoszowskie, większość ziemi kłodzkiej, pow. Głubczycki, a nawet stację Leluchów k. Krynicy. Negocjacje nie przyniosły żadnych rezultatów, kolejnych spotkań już nie było, choć ostateczne porozumienie graniczne podpisano dopiero w 1958 roku.

Porozumienie to zakończyło, z niekorzystnym dla Polski wynikiem, spór o lewobrzeżną część Śląska Cieszyńskiego. Jednocześnie ani PRL, ani III RP nie zadbała o taką ochronę traktatową polskiej mniejszości, jak II Rzeczpospolita. Polacy na Zaolziu stali się przedmiotem polityki czechizacji (m.in. faktycznego przymusu posyłania dzieci do szkół czeskich), a także demonstrowania przez Czechów swojej wyższości. Po stłumieniu przez Układ Warszawski Praskiej Wiosny w 1968 r. na zaolziańskich Polakach mszczono się za ten postępek Breżniewa, po 1980 r. - za "Solidarność". W sklepie czy urzędzie coraz częściej można było usłyszeć "łagodne": "Mluvte na mne česky, já vás nerozumím!", albo wręcz szczere: "Běžte si zpět do Polska!" ("Uciekajcie do Polski!"). Nadal, nawet w 2007 r., likwiduje się polskie szkoły, mimo wysokiej frekwencji. Jednocześnie pod pretekstem rzekomego udziału Polski w zdradzie monachijskiej władze Czechosłowacji i Republiki Czeskiej konsekwentnie aż do dziś nie chcą zwrócić polskim organizacjom skonfiskowanych u zarania komunizmu nieruchomości.

 Czesi chętnie tolerują za to śląski regionalizm, wmawiając "Slonzakuom" (ciekawe, skąd ta pokraczna forma czeskiej odmiany polskiego słowa - bo mieszkańcy Śląska to po czesku przecież Slezané), że nie są Polakami, tylko jakimś rodzajem "tutejszych", mówią nie gwarą polską, ale "po naszymu". Rzeczywiście, część ludności autochtonicznej przyjmuje tę propagandę, słychać czasem nawet oskarżenia, że Polacy wierni kulturze przodków to "nacjonaliści", którzy dążą do rewizji granic. Z drugiej strony wciąż wiele osób protestuje przeciw czechizacji, przeciw zamykaniu polskich szkół, niedopuszczaniu Polaków do pracy w Komitetach ds. Mniejszości – zaś czescy współmieszkańcy protestują  przeciw polskim napisom  (uzupełnienia  kursywą – red. PBI-Z)


Krzysztof Jasiński

¹ Nasz Dziennik,  Warszawa, 6-7 października 2007

do góry

 

Most „Przyjaźni“

 

Jestem pod wrażeniem i to wielkim. Udał się niezmiernie TVP 1 niejaki redaktor Tabaka. Wcisnął do głównego dziennika o 19.30 dnia 22 sierpnia Roku Pańskiego 2008 reportaż o Moście Przyjaźni nad rzeką Olzą, łączącym Cieszyn z Cieszynem Zachodnim. Znalazł nawet naocznych świadków, nie zdających sobie sprawy z tego co mówią o inwazji na „Czechy“, opowiadających, jak przez ten nieszczęsny most  w sierpniu 1968 roku  przelewały się czołgi polskie, depcząc gąsienicami „wolne państwo“ czechosłowackie.

Zapomniał niejako skomentować przyczynę całego incydentu, że to „dobrzy“  bolszewicy w Czechosłowacji tumanili naród, iż bolszewia może mieć „ludzką twarz“. Zapomniał dodać, iż nie mogli się z tym zgodzić „źli“, a raczej prawdziwi, bolszewicy, bo doktrynalnie jest jasne, że bolszewizm nie może mieć żadnych ludzkich odruchów, tym bardziej ludzkiej twarzy.

 Poprosili więc Moskwę, by im pomogła zrobić w tej materii porządek, co nota bene Moskwie było w smak, bo mogła trochę przewietrzyć swoje zgnuśniałe wojska, a równocześnie dać światu do zrozumienia, jak Pakt Warszawski jest zbolszewizowany.

Wracając do reportażu, to  red. Tabaka, starając się jeszcze trochę bardziej wyprać telewidzom mózgi wpuścił na wizję, kolejne ofiary nieświadome jego wielkiej strategii, dotyczącej znaczenia mostu „Przyjaźni“. Jego komentarz był budujący -  teraz młodzi ludzie: Czech z Polką, Polak z Czeszką żyją zgodnie... 

... a to ci dopiero ambaras, czy zaolzianin Sikora to i Polak i Czech naraz?

Koronę nadał redaktor Tabaka swojemu reportażowi, gdy jedno, wyrwane z kontekstu zdanie Prezesa ZG PZKO w RC, że „…wszystko jednak za wolno się toczy…“, skomentował słowami  „ale jednak we właściwym kierunku“. 

Tu wszakże zapomniał pan redaktor Tabaka dodać – w kierunku dalszego wynaradawiania Polaków na Zaolziu i ich zagłady!!!

Ten kto zna nieco historię, oglądając te „wiadomości“  zrozumiał, że redaktor Tabaka jest  "w tym temacie"… ciemny jak tabaka w rogu. 

 

 

W Nawsiu 23.8.2008                                 Stanisław Gawlik

 do góry

 

Post scriptum:

  Powyższy przyczynek otrzymaliśmy już po zamknięciu naszego sierpniowego serwisu. Tak się złożyło, że Wiadomości 22 sierpnia br. akurat nie oglądałam. Słyszałam jednak – chyba chodziło o ten reportaż – że była tam mowa, jak to „zdesperowani“ Czesi kładli się na cieszyńskim moście, by nie przepuścić polskich czołgów.

 Żenująca jest – choć nie dziwi – niewiedza historyczna współczesnych Polaków typu red. Tabaki. Dziwi natomiast, że dziennikarz telewizji publicznej – bardzo młody dziennikarz, jak zdążyłam się przekonać oglądając inne wydania Wiadomości z jego udziałem – może nakręcać i bez sprawdzenia wiarygodności historycznej dawać na wizję tak nierzetelne materiały,.

 Nasz korespondent w swoim przyczynku nie poruszył głównego dowodu nieprawdziwości tego antypolskiego paszkwilu, a mianowicie faktu, że to nie czołgi Ludowego Wojska Polskiego (LWP) „deptały swoimi gąsienicami wolne państwo czechosłowackie“ na Moście Przyjaźni w Cieszynie. Oddziały LWP po prostu nie zostały skierowane do Cieszyna, lecz w zupełnie inne miejsce, a mianowicie do odległego od tego miasta o setki kilometrów Hradca Králové, sąsiadującego z przejściem granicznym w Náchodzie.

 Trochę skrótowo potraktował też nasz korespondent problematykę „socjalizmu...“, czy jak to nazwał „bolszewizmu z ludzką twarzą“. Zdając sobie sprawę z faktu, że naszymi czytelnikami są ludzie młodzi, bo to głównie oni komunikują się za pomocą internetu, spróbuję nieco ten temat rozszerzyć. Autor zamieszczonego wyżej przyczynku nie napisał o co właściwie w roku 1968 chodziło. Nie napisał, że „bratnią pomoc“ wojsk Układu Warszawskiego pod rozkazami Moskwy sprowadzili do swojego kraju – w ramach walki o władzę – czołowi przywódcy rządzącej Komunistycznej Partii Czechosłowacji z Gustavem Husákiem na czele, zagrożeni utratą własnych pozycji. Nie wspomniał, że kilka lat później, kiedy w Polsce wybuchła Solidarność, Czechosłowacka Armia Ludowa, też jako członek Układu Warszawskiego, w pełnej gotowości bojowej czekała na granicy na rozkaz Wielkiego Przywódcy w Moskwie, by również „nieść pomoc polskim towarzyszom spod znaku sierpa i młota“ w ich walce „ze strajkującymi polskimi nierobami“. Nie napisał, że to nie zasługa czeskiej generalicji, iż skończyło się na samej gotowości bojowej, bo komunistyczni przywódcy w polskich mundurach, ogłaszając stan wojenny, sami, bez niczyjej pomocy zdławili chwilowo bunt narodu polskiego.

 Trudno się natomiast dziwić, że redaktor Tabaka nie ma pojęcia o tym, iż zaolziański Sikora jest takim samym, a nawet bardziej świadomym Polakiem od Sikory z prawego brzegu Olzy, bo jego polskości nie podano mu na tacy., że ta polskość jest jego świadomym wyborem. Trudno się dziwić, że redaktor Tabaka tego nie wie, skoro nie mówiono o tym w powojennych polskich szkołach. Nie zdają sobie z tego sprawy nawet najbliżsi sąsiedzi, mieszkańcy tej samej Ziemi Cieszyńskiej, której skrawkiem jest Zaolzie, zwłaszcza, że i wśród samych zaolzian nie brakuje zaprzańców.

 Oto fragment dyskusji z forum Kongresu Polaków w RC:

 Vik „Obejrzałem dokument Czesi oczyma Polaków i na odwrót, według scenariusza pani Bilanowej, czyli redaktor polskiej pięciominutówki  (w Czeskiej Telewizji – przyp. A.S.) i byłem dość zawiedziony. Ale niech będzie. Co było jednak dla mnie prawdziwym szokiem – to wypowiedzi Renaty Góreckiej (zaolzianka, pracownik Ambasady RC w Warszawie, była miss Czechosłowacji – przyp. A.S.). Nie wiem, czy to twórcy filmu określili – w jakiej pozycji ma występować – czy to jej wybór. Osoba, która chodziła do polskich szkół, tańczyła w polskim zespole (podobnie jak Halina Młynkówna, córka nieżyjącego już znanego zaolziańskiego działacza polskiego, nauczyciela i poety, występująca w Polsce jako Halina Mlynková – należała do zaolziańskiego reprezentacyjnego zespołu pieśni i tańca Olza – przyp. A.S.), prezentuje się na Zaolziu jako Polka – w tym filmie mówi o sobie – my Czesi jesteśmy tacy – a oni Polacy są tacy... to znaczy gorsi niż my Czesi. Kompletna schizofrenia. Może należało zwrócić  p. Góreckiej uwagę, że nie powinno się robić widza w konia, że paru wtajemniczonych też może ten film obejrzeć i wyczuć fałsz. A może pani Górecka dopiero w Warszawie zrobiła się Czeszką? Skoro tak, to łatwość w zmianie narodowości mogła podać jako cechę charakterystyczną dla Polaków i posłużyć się własnym przykładem. Byłoby przynajmniej coś konkretnego w jej głębokich spostrzeżeniach“ .

 Asia reaguje: „Obejrzałam. Nie wiem, co o tym sądzić [...] Może jednak należało wyważyć problem [...] Wyszło, że Polacy to złodzieje i chachary, a Czesi to fajni se ludzie, bo tak ich oceniają Polacy. A tak na marginesie – po co ten film. Nie kapuję“.

 Jasio reaguje: „Czesi nawaleni jak stodoły, opowiadający dyrdymały o polskich hovadach (bydle – przyp. A.S.), to nic takiego. To nawet było zabawne, a przede wszystkim kompromitujące dla nich samych. To co mnie wkurzyło, to różni ex-Polacy w rodzaju Góreckiej, wypowiadający swoje mądrości z pozycji „My, Czesi...“. To dopiero było kompromitujące dla Polaków. Dla zaolziańskich Polaków. Fuj! I precz z zaprzańcami!!!“.

Nie będę tych postów komentowała, bo niepotrzebny jest tu komentarz. Dla polskich wielbicieli sąsiadów z południa, podaję za Romanem Kaszprem, sekretarzem Rady Kongresu Polaków w RC, link na omawiany wyżej dokument Czeskiej Telewizji:

http://www.ceskatelevize.cz/vysilani/10167796307-ta-nase-povaha-ceska/408235100011019-06.08.2008-20:00.html

 Ciekawe, skąd się w nas Polakach bierze takie poczucie niższości? Wystarczyło wziąć dla porównania dwa programy – jeden polskiej, drugi czeskiej telewizji i w obu Czesi – chyba zaraz po „wybranej nacji“ – są narodem wybranym, a my Polacy grzesznikami, łobuzami, złodziejami, zakałą świata. To chyba przez pomyłkę opublikowano w GL 30 sierpnia br. wiadomość, iż „Rośnie liczba Czechów zatrzymanych lub więzionych za granicą. [...] Najczęstsze przestępstwa czy wykroczenia popełniane przez Czechów to kradzieże, rabunki, akty gwałtu [...] Najwięcej wypadków zatrzymania mieszkańców RC przypada na Austrię, Niemcy i Polskę“.

O tym TVP filmu nie nakręci.  „Polskie bydło“ jest zbyt dobrze ułożone, by mówić takie rzeczy o „swoich sympatycznych“ sąsiadach... 

 

         Alicja Sęk


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 9/2008 (57)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry