ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 8/2008 (56)

CIESZYN

23 sierpnia 2008

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1.  PRZED 70 LATY

2. SMUTNO MI BOŻE - Alicja Sęk

PRZED 70 LATY

(Z pokojowego przejęcia Śląska Zaolziańskiego)

II.

Przejęcie Zaolzia przez Polskę od CzSR 2 października 1938 r. poprzedziła intensywna akcja dyplomatyczna. Jej częścią była znana wymiana korespondencji Beneš-Mościcki w ostatniej dekadzie września 1938 r. Kopię francuskiego oryginału tekstu pisma prezydenta CzSR do prezydenta I. Mościckiego z  czeską propozycją zwrotu Zaolzia Polsce zamieściliśmy już w nr. 5/2007 PBI-Z. Poniżej, dla przypomnienia, załączamy dotyczące tej sprawy polskie teksty pism obu mężów stanu.

 


BENESZ DO MOŚCICKIEGO

Praga, 22.IX. 1938 r.

Panie Prezydencie!

W chwili, kiedy losy Europy są zagrożone i kiedy dwa nasze narody są żywotnie zainteresowane w zbudowaniu trwałych podstaw pod szczerą współpracę między obydwoma krajami, zwracam się do Jego Ekscelencji z propozycją ułożenia przyjaznych stosunków i nowej współpracy między Polską a Czechosłowacją.

Przedkładam przeto w imieniu Państwa Czechosłowackiego W. Ekscelencji propozycję szczerego i przyjaznego wyrównania naszych odmiennych punktów widzenia na sprawy dotyczące problemu polskiej ludności w Czechosłowacji. Pragnąłbym ułożyć tę sprawę na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic. Zgodność w sprawie naszych wzajemnych stosunków będzie oczywiście logiczną i bezpośrednią konsekwencją tego porozumienia. Jeżeli osiągniemy porozumienie, a jestem pewien, że to będzie możliwe – uważałbym to za początek nowej ery w stosunkach między naszymi dwoma krajami.

Pragnąłbym dodać jako były minister spraw zagranicznych i obecny Prezydent Republiki, że Czechosłowacja ani obecnie, ani kiedykolwiek dotąd nie miała żadnych zobowiązań ani traktatów, tajnych lub jawnych, których znaczenie, cel lub intencje szkodziłyby interesom Polski.

Z zaufaniem przedkładam tę propozycję Waszej Ekscelencji za zgodą odpowiedzialnych ministrów jednocześnie, by nadać jej charakter trwałego porozumienia.

Chciałbym w ten sposób uczynić tę sprawę przedmiotem zainteresowania wyłącznie naszych dwu państw.

Znając delikatność naszych wzajemnych stosunków i zdając sobie sprawę, jak trudno było w czasach normalnych naprawić je przy pomocy zwykłych środków dyplomatycznych i politycznych, usiłuję wykorzystać obecny kryzys dla usunięcia przeszkód trwających w ciągu dziesiątek lat ubiegłych i dla natychmiastowego wytworzenia nowej atmosfery. Czynię to w pełni szczerości. Jestem przekonany, że przyszłość naszych obydwu narodów i ich przyszła wzajemna współpraca musi być ostatecznie zapewniona.

Proszę przyjąć Ekscelencjo wyrazy mojej najgłębszej sympatii.

DR.  EDV.  BENEŠ    

ODPOWIEDŹ
MOŚCICKIEGO DO BENESZA

W-wa, 27 września 1938 r.

Panie Prezydencie!

W odpowiedzi na list Waszej Ekscelencji, który został mi doręczony 26 bm., śpieszę Pana zawiadomić, że rozważyłem nader starannie propozycje Waszej Ekscelencji. 

Podzielam całkowicie opinię Waszej Ekscelencji, że stosunki między naszymi krajami mogą tylko w tym wypadku ulec poprawie, jeśli zostaną natychmiast  podjęte skuteczne i poważne decyzje.

Również ja jestem zdania, że w chwili obecnej wysuwa się zdecydowanie na pierwszy plan decyzja w sprawie kwestii terytorialnych, które w ciągu niemal 20 lat uniemożliwiały polepszenie atmosfery między naszymi krajami.

Przedkładając Rządowi mojemu sugestie Waszej Ekscelencji jestem przeświadczony, iż będzie rzeczą możliwą opracować w krótkim terminie projekt umowy, która by mogła odpowiadać wymogom poważnej sytuacji w chwili obecnej.

Proszę przyjąć Ekscelencjo wyrazy mojej najgłębszej sympatii.

MOŚCICKI

 

Jak brzmiało ultimatum polskie?

Byłoby w najwyższym stopniu nierozsądne i nieodpowiedzialne, gdyby władze polskie zawierzyły zapewnieniom zawartym w powyższym liście Beneša. Oddanie przez Czechów obszaru, zabranego Polsce w styczniu 1919, było przecież obwarowane terminami, które mogły uwikłać Polskę we wcześniejszy konflikt z Niemcami. Dziś już też wiadomo, jak Beneš w czasie wojny bez żadnych zahamowań i wiarołomnie wycofywał się podstępnie ze swych zapewnień i propozycji. Polskie ultimatum w tej sprawie z 30 września 1938 świadczy więc o ogromnej intuicji i zdolności przewidywania Józefa Becka i Edwarda Śmigłego-Rydza.

Oto treść polskiego ultimatum z 30.9.1938 w sprawie realizacji propozycji Beneša z 22.9.1938, dotyczącej – jak sami Czesi podkreślali w liście swego ministra spraw zagranicznych Krofty – zwrotu Zaolzia Polsce z czeskiej inicjatywy. Przytaczamy ją za Dziennikiem Polskim nr 227 (rok V). Warunki tej noty Czechosłowacja przyjęła 1 października 1938:

1.  Objęcie w ciągu 24 godzin, począwszy od godz. 14-tej 2 października obszaru  o promieniu 10 km od Cieszyna.

2. Przekazanie pozostałych terenów, leżących w granicach administracyjnych powiatów czesko-cieszyńskiego i frysztackiego do dnia 10 b. m. włącznie.

3. Podjęcie rokowań co do oznaczenia okręgów, które mają być poddane plebiscytowi, przyczem z ramienia rządu polskiego do rokowań tych upoważniony został poseł polski w Pradze dr. Papée. Rokowania te mają też na celu ustalenie regulaminu plebiscytowego i warunków likwidacji interesów państwa czechosłowackiego na odstąpionym Polsce terenie.

Zaznaczyć tu należy, że plebiscyt nie jest ograniczony do powiatu frydeckiego na Zaolziu, gdyż w powiecie tym tylko gminy północne, jak to: Gruszów, Hermanice, Michałkowice, Radwanice, Szonów, Kończyce Małe i Ostrawa Polska mogą wchodzić w rachubę, lecz rozciąga się także na polskie etnograficznie ziemie na Słowaczyźnie, a więc na rejon czadecki, orawski i spiski.

4. Polacy, służący w wojsku czechosłowackim i więźniowie polityczni narodowości polskiej, mają być natychmiast zwolnieni.

               Ponadto nie jest wykluczone wprowadzenie zasady, nie objętej warunkami noty polskiej, o wymianie ludności. Prawdopodobnie obie strony zasadę tę przyjmą.

              Pomimo przyjęcia polskiego ultimatum przez stronę czechosłowacką, samo przejęcie Zaolzia nie było jednak bezproblemowe. Oto jak w świetle zachowanych i załączonych niżej zdjęć fotograficznych wyglądała sytuacja bezpośrednio w chwili wkraczania na Zaolzie wojsk polskich 2.10.1938:

 

Z prawej polscy parlamentariusze – z lewej czescy,  na linii granicznej na moście w Cieszynie

Wszystko zależało od ich mediacji w danym miejscu i w danej chwili. Wiadomo było, że stronie czeskiej chodziło o jak największą zwłokę w przekazaniu terenu. Do wkroczenia na Zaolzie od północy szykowały się już oddziały niemieckie. Plan Beneša, nienawidzącego Polaków, miał znów polegać na postawieniu ich  przed faktami dokonanymi. Chodziło o to, by Niemcy – w wystarczająco miażdżącej sile, wyprzedzili Polaków. Kiedy to mogło nastąpić nie było wiadomo. Tu liczył się czas.

Z początkowych minimalnie 30 dni, jakich domagała się strona czeska od Polski na przekazanie Zaolzia, każdy utargowany dzień mógł stronę polską potencjalnie ustrzec przed niemiecką obecnością na znacznej części Śląska Cieszyńskiego.

Można się domyślić, że na zdjęciu poniżej obie strony – Czesi z lewej, Polacy z prawej – ustalają szczegóły wkroczenia wojsk polskich na Zaolzie. W środku generałowie – Malinowski i Hrabčík. Gra toczy się o każdą chwilę. Czy uda się zastosować jakiś fortel, jak ten z 23 stycznia 1919, kiedy Czesi, przebrani w mundury alianckie udawali Francuzów i negocjując w Cieszynie, grożąc rozpoczęciem w ciągu kilku godzin działań wojennych, jeśli nie zostaną przyjęte warunki ewakuacji wojsk polskich z Cieszyna, kilkadziesiąt kilometrów dalej na północ, pod Boguminem, już strzelali  do zaskoczonych polskich żołnierzy?

Co mieli wtedy owego pamiętnego dnia 2 października Polacy w zanadrzu, czym chcieli zaskoczyć Czesi? O czym rozmawiali generałowie poniżej – polski generał Malinowski z lewej, natomiast z prawej czeski generał Hrabčík? Nikt wtedy jeszcze nie nagrywał takich rozmów, ale zamieszczone niżej kolejne zdjęcia mówią wiele:

 

 

WIZJA LOKALNA

 Gen. Hrabčík otrzymuje lunetę, zapewne po to, by spojrzyć w kierunku Polski

 

PODSUMOWANIE MEDIACJI PARLAMENTARIUSZY

Wizja lokalna skończona – mediacje też. W oczach generała Hrabčíka widać  niedowierzanie i przerażenie! Gen. Malinowski bardzo uważnie słucha. Adiutant Malinowskiego w środku – przygotowany na wszystko.

Misja tylu czeskich generałów się nie udała? Nie będzie zwłoki? Nie ma powtórki z r. 1919? Czeski parlamentariusz za generałem Malinowskim nie może się wewnętrznie pogodzić z tym, że nie ma odwrotu i ani dnia odroczenia od uzgodnionych między dyplomatami terminów w polskim ultimatum! Niemcy się  na nic nie zdadzą?

Wizja lokalna, dokonana przez gen. Hrabčíka: szczegóły na tym i kolejnych zdjęciach

NIE BYŁO POWTÓRKI Z R. 1919

Armia Polska, przy pełnej wiedzy i aprobacie czeskiej generalicji oraz czeskich władz państwowych, przy ogromnej radości rdzennej ludności polskiej wkracza 2 października 1938,  a nie później - na Zaolzie. TO ONA STAJE SIĘ WYKONAWCZYNIĄ TESTAMENTU  MARSZAŁKA JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO:  „ŚLĄSK CIESZYŃSKI JEST POLSKI I PRZY POLSCE POZOSTANIE. POWIADAM TO W IMIENIU MOIM, RZĄDU I CAŁEJ POLSKI“ 30 IV 1919.  

Jak już zaznaczyliśmy w poprzednim nr. PBI-Z  historia co prawda przekreśliła ten akt sprawiedliwości dziejowej – ale to nie my, to nie polskie siły narodowe splugawiły się kolaboracją z sowietami!

Za osamotnioną i zdesperowaną we wrześniu  r. 1939 walkę z Niemcami – tym odwiecznym wrogiem Słowiańszczyzny – sowieci nagrodzili nas swoim udziałem, wspólnie z Niemcami, w rozbiorze Polski i ... Katyniem. Za m.in. antypolskie intrygi Benesza na rzecz sowietów „słowianofilscy bracia“ z południa otrzymali w r. 1945 w prezencie od Stalina „Těšínsko”  (tzn. Zaolzie – przyp. red.). To tylko dla potwierdzenia racji tym, którzy honor przeliczają na „kolik to vynese ... co to hodí?“ (tzn. money, money! – p. red.) 

            Jednakże 2 października 1938 r.  – sprawiedliwości dziejowej stało sie zadość:

-         za blokadę w r. 1920 broni z Zachodu dla walczącej z sowietami Warszawy, zmagającej się z bolszewikami o byt państwa polskiego i nie tylko, bo broniącej Europy przed zalewem bolszewii,

-         za lata ucisku 1920-1938 i depolonizację rdzennej ludności Zaolzia.

 

Poniżej elemety wizji lokalnej czeskich mediatorów z tego dnia na moście w Cieszynie:



W odwodzie polskich argumentów – ciężki sprzęt

Polskie czołgi przed hotelem Polonia w Cieszynie

Przynieśli nam wolność tylko na 11 miesięcy –

niemniej wdzięczni będziemy do końca życia

 

 

 

urodzeni w niewoli, okuci w powiciu,

mieliśmy tylko jedną taką jesień w życiu...

 

 

            Oprac. M.U.


do góry

Smutno mi, Boże!

        

        

Relacjonując uroczystość poświęcenia pomnika Legionistom Ślązakom Poległym za Polskę – naszej pięknej Cieszyńskiej Nike – nie przypuszczałam, że coś skłoni mnie jeszcze do poruszenia tego tematu. A jednak...

            Smutno mi Boże, chciałoby się powiedzieć słowami Juliusza Słowackiego. Smutno mi, gdy przechodząc obok tego monumentu pod cieszyńskim Wzgórzem Zamkowym, próbuję dojrzeć choćby jeden posadzony kwiatek, czy jakąś krzewinę. Czyżby władze miasta uważały, że skoro z trudem, bo z trudem, pomimo stawianych przez nie przeszkód, udało się Obywatelskiemu Komitetowi i ofiarnym Darczyńcom doprowadzić sprawę rekonstrukcji pomnika do pomyślnego zakończenia, to teraz do nich – zwykłych mieszkańców miasta – należy również dbałość o estetykę otoczenia Zamku?

            Tak pięknie brzmiały słowa przewodniczącej Rady Miasta Cieszyna – pani Haliny Bocheńskiej – wypowiedziane podczas uroczystości inauguracyjnej pomnika, które cytowaliśmy już w naszym czerwcowym serwisie: „Jestem przekonana, że władze miasta zrobią wszystko, by to miejsce stawało się miejscem, w którym wszyscy będziemy przystawać z zadumą [...] by to miejsce zawsze otaczane było odpowiednią estetyką“.

            Tymczasem mijają miesiące, a Cieszyńska Nike stoi na skwerku wśród... delikatnie mówiąc – nie za często koszonej trawy. Ciekawe, czy gdyby się znaleźli chętni do posadzenia wokół niej kwiatów, musieliby czekać latami na zezwolenie magistratu, w którego gestii leży pielęgnacja miejskiej zieleni, tak jak latami czekano na zezwolenie odbudowy?

Czyżby się ten jeden skwerek nie mieścił w cieszyńskim budżecie? Wszak nie brakuje w Cieszynie ukwieconych terenów. Niejednego przybysza zadziwić więc może  brak wypielęgnowanej zieleni w tak newralgicznym punkcie miasta, rzec można u bramy wejściowej od mostu granicznego na zamek i na cieszyńską starówkę.

Zadziwi to przybysza. Nie zadziwi mieszkańca znającego stosunek tzw. „ojców miasta“ do historii Polski, do polskości, a w szczególności do pomnika Cieszyńskiej Nike, upamiętniającego bohaterstwo Synów tego regionu.

Chodzi zresztą o zjawisko znacznie szersze niż kwiaty wokół pomnika. Chodzi o pamięć, o wartości, których od dziesięcioleci próbuje się pozbawić nie tylko cieszynian i zaolzian, które dość skutecznie próbuje się wyplenić z umysłów współczesnych Polaków.

Ktoś z zaolzian postawił mi ostatnio retoryczne pytanie skąd się bierze to, że przed wojną mieliśmy tylu wybitnych ludzi, a dziś trudno znaleźć choćby jedno nazwisko.

Mojemu rozmówcy nie chodziło oczywiście o umiejętności zawodowe, lecz o działalność społeczną. Mamy zdolnych lekarzy, inżynierów, przedstawicieli różnych zawodów. Brakuje nam jednak humanistów, w tym nauczycieli, traktujących swój zawód jako posłannictwo, służebność wobec społeczności, z której się wywodzą. Brakuje nam Stalmachów, Olszaków, Michejdów, Buzków... Kiedy nawet, nie tak dawno, pojawiło się na pierwszych stronach gazet nazwisko potomka jednego z tych rodów, okazało się, że ta nikła gałązka już bardzo daleko odrosła od korzeni głęboko wrosłych w zaolziańską ziemię, że w odcięciu od rodzimych pól i lasów preferuje europejskie salony.

Cóż mogłam odpowiedzieć na postawione mi pytanie?

Że nie chodzi o zjawisko dotyczące wyłącznie naszego niewielkiego podwórka? Że jest to wynik konsekwentnej depolonizacji poprzez unicestwienie wybitnej polskiej inteligencji – również tej zaolziańskiej – przez Niemców, a potem – na Zaolziu – przez czeską i komunistyczną indoktrynację młodych umysłów pokolenia pozbawionego intelektualnej ciągłości, nawiązania do dawnych tradycji?

Dla przedwojennych zaolzian bycie Polakiem oznaczało bycie sobą i bycie kimś! Dziś, w zjednoczonej Europie to niemodne. Wolno być Niemcem, Czechem, Francuzem, Włochem, Brytyjczykiem, ale bycie Polakiem i to nie tylko zaolziańskim Polakiem – szanującym własne korzenie – zupełnie nie przystoi, zaś wzorców do naśladowania brak. Pokolenie wychowane w ideałach komunistycznego internacjonalizmu bez trudu i najmniejszych oporów głosi więc dzisiaj hasła liberalizmu, łącząc je z antypolskością.

W tym miejscu warto zacytować, jak Głos Ludu, gazeta wydawana przez Kongres Polaków w RC, roszczący sobie prawo do wyłącznego reprezentowania zaolzian, „uczciła“ 64 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. W felietonie opublikowanym po warszawskich obchodach tej rocznicy (patrz. GL 9 sierpnia 08) pióra znanego se swej antypolskości, chętnie przez redakcję drukowanego Darka Jedzoka, czytamy: „Masowy patriotyzm zawsze kojarzył mi się nie z czystymi zamysłami i polonezem, ale raczej z czystą rasą [...] Co tu dużo mówić – większości ludzi trudno utrzymać umiar, a granice są cienkie...“. Dalej następuje pochwała nie określonej przez autora imprezy, która „była na tyle głośna, że wypędziła szczury z podziemi. Gryzonie zaczęły skrypcić liściki do gazet i udzielać się na falach internetowych“. Tymi gryzoniami Darka Jedzoka są w domyśle oczywiście polscy patrioci, a skojarzenie szczurów wyłażących z  podziemi z warszawskimi powstańcami, którzy walcząc o wolność nie tylko stolicy, przemierzali bojowe szlaki warszawskimi kanałami, jest wprost odrażające, niegodne nawet komentowania.

Autor tego paszkwilu, by uniknąć słowa patrioci w odniesieniu do bohaterskich powstańców i ich potomnych, używa w swoim felietonie słowa warszawiacy. Warszawiacy zorganizowali imprezę, warszawiacy „zbudowali jakiś czas temu multimedialne muzeum, w którym można wprost poczuć pył ulic i chaos wojny“. Stosując ogólnikowe słowo warszawianie, autor świadomie pomija fakt, iż to nie jacyś przypadkowi mieszkańcy stolicy, lecz jej wybrany w wyborach powszechnych prezydent Lech Kaczyński, obecny prezydent Kraju, doprowadził do otwarcia tego muzeum, że w budowaniu tego muzeum uczestniczył i stoi na jego czele zwolennik patriotycznej opcji, poseł Ołdakowski (PiS), że to właśnie to środowisko zorganizowało imprezę omawianą w felietonie GL.

By udowodnić, jak imprezę pod Pomnikem Powstańców Warszawy – wbrew temu co napisał Jedzok – ocenili warszawscy patrioci, zacytuję fragment artykułu uczestniczki Powstania Warszawskiego, red.  Magdaleny Chadaj, zamieszczonego w tygodniku „Nasza Polska“ 12.08.08. „największym przeżyciem stał się dla wielu z nas koncert – widowisko multimedialne Oratorium „Kto ty jesteś? Czyli adresaci“. Odbyło się ono na pl. Krasińskich po Apelu Poległych. Zaskoczyło nowatorską formą, poruszającym tematem, świetnym wykonaniem. Myślą wyjściową były odzyskane w tym roku przesyłki Harcerskiej poczty Polowej z czasów Powstania [...] przepięknym epizodem była opowieść starszego Żyda z jego specyficzną polszczyzną, o tym, jak z kanału w którym się ukrywał od zagłady getta, wyciągnął go taki chłopczyk, harcerz HIPEK...“.

Czytając felieton Głosu Ludu czuje się podświadomie zapach farby drukarskiej Gazety Wyborczej. Pani Magdalena Chadaj w cytowanym wyżej materiale zamieszcza również rozważania poprzedzone śródtytułem:  „Gazeta Wyborcza“ obraża i wyzywa. Czytamy w nich: „Obok napadów na Prezydenta są też na mieszkańców. Czemu? No cóż. Warszawiacy zawsze na fałsz reagowali żywiołowo. Tak było i teraz: oklaski witały Prezydenta RP, PiS, IPN [...] buczeniem i gwizdami – premiera Tuska, marszałków Sejmu: Stefana Niesiołowskiego i Komorowskiego [...] tzw. socjaldemokratów i innych. Rozpiekliła się „Wyborcza“ i inni sprawiedliwi [...] to bojówki PiS, tak mówią oburzeni internauci z portalu „GW“, to „babcie“. Szkoda, że pan Jedzok zamieniając określenie babcie na szczury, nie podaje źródła, na którym oparł antypolskie wynurzenia swojego felietonu.  

Jak łatwo nie sadzić kwiatów pod pomnikiem upamiętniającym na polskiej ziemi polską historię, nie wspominać bohaterskich dziejów Polaków... Jak łatwo hańbić i szydzić.

Smutno mi i przykro!

 Alicja Sęk 

do góry


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 8/2008 (56)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry