ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 8/2007 (44)

CIESZYN

23 sierpnia 2007

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1. „NIE BĘDZIE ZWROTU  POLSKIEGO MIENIA!” – NA RAZIE    Bronisław Wrzos

2. Na Piastowym Śląsku

„NIE BĘDZIE ZWROTU

 POLSKIEGO MIENIA!” – NA RAZIE

 

Jeden ze współpracowników naszej redakcji udostępnił nam interesującą publikację sprzed 13 lat, numer nadzwyczajny wydawanego w Czeskim Cieszynie pisemka Nasze Sprawy, w którym opublikowano wybór artykułów z ówczesnej prasy polskiej na tematy związane z Zaolziem.

Z zamieszczonych w tym numerze artykułów wynika, że m.in. dzienniki Polska Zbrojna i Słowo – w dodatku Kresy, a także wspomniane Nasze Sprawy w artykule redakcyjnym, alarmowały wówczas - w r.1994, że pomimo Układu polsko-czechosłowackiego z 6.10.1991 rdzenna ludność polska na Śląsku Cieszyńskim za Olzą nadal jest wynaradawiana.

Czy od roku 1994 w sytuacji Polaków na Zaolziu zmieniło się coś na ich korzyść?

Porównajmy np. teksty sprzed lat trzynastu zamieszczone w Naszych Sprawach z marca r. 1994 z tekstem Prezydenci o Zaolziu z Głosu Ludu z 14 lipca 2007.

Nasze Sprawy, w artykule „Od Redakcji”, pisały wówczas co następuje:

„6 X 1991, w tajemnicy przed opinią publiczną, został podpisany a 17 marca 1992, w tym samym trybie niejawnym, ratyfikowany układ polsko-czechosłowacki o wzajemnych stosunkach (obowiązujący, nota bene – do dziś! - przyp. red.). Pierwsze informacje o jego zawarciu dotarły do osób nie wtajemniczonych dopiero tuż przed Świętami Bożego Narodzenia 1991”.

I dalej w tym samym tekście, kilka wierszy niżej:

„Dziś, w dwa lata po zawarciu traktatu polsko-czeskiego, w świetle jego artykułów, nie ulega już żadnej wątpliwości, iż brak szczegółowo sformułowanych gwarancji praw narodowych społeczności polskiej na Zaolziu pozwala np. na odrzucenie przez władze czeskie postulatów, dotyczących zwrotu bezprawnie skonfiskowanego mienia przedwojennych organizacji polskich”.

Prawdziwość tych przewidywań znajduje dziś niestety potwierdzenie w rzeczywistości. Po trzynastu latach od ich opublikowania w Naszych Sprawach, w polskojęzycznym, zaolziańskim Głosie Ludu z 14 lipca br. w artykule „Prezydenci o Zaolziu” czytamy:

„ [...] Prezydent RC  poinformował [...]  Jeśli chodzi o sprawę zwrotu majątków zaolziańskich organizacji [...] konstytucja nie przewiduje restytucji mienia osobom prawnym i można rozważyć inne rozwiązania tej kwestii.” (!)

Powyższa argumentacja skłoniła nas do wzięcia w rękę czeskiej konstytucji. Próżno szukaliśmy tam jednak artykułu, w którym ten podstawowy czeski akt prawny zajmowałby się zróżnicowaniem możliwości zwrotu mienia skradzionego osobom prywatnym lub prawnym. Jakże inaczej, niż jako bezprawne przywłaszczenie, czyli kradzież, można bowiem zakwalifikować czeską powojenną konfiskatę polskiego mienia społecznego, o wielomilionowej wartości (w $ USA), pod pozorem majątku poniemieckiego?

A oto kolejny cytat z artykułu wstępnego Naszych Spraw sprzed 13 lat:„W tej samej mierze (co w przypadku skonfiskowanego mienia – przyp. red.) brak ww. gwarancji pozwala tym władzom na spójne działania prowadzące do likwidacji przedszkoli polskich, co wpływa na skład ludności na terenie etnicznie zróżnicowanym. A to już są działania sprzeczne z konwencjami, podpisanymi zarówno przez Czechy, jak i Polskę. Szanse na rekompensowanie naszych niezbywalnych praw narodowych zaistnieją tylko przy ich szczegółowym, wspólnym zagwarantowaniu przez oba w/w państwa”. Autor tego tekstu, prawdopodobnie przez niedopatrzenie, wymienił tylko likwidację przedszkoli, pomijając w swych rozważaniach szkoły. Prawdopodobnie toczyła się w tym momencie batalia o zachowanie jakiegoś jednego, konkretnego przedszkola, tak jak ostatnio próbowano bronić likwidowanej szkoły i przedszkola w Trzyńcu na Tarasie.

W kontekście tej ostatniej sprawy, o której na bieżąco pisaliśmy w naszym serwisie, warto podkreślić, że po raz pierwszy od dziesięcioleci o przedłużeniu życia tej szkoły, tymczasem o jeden rok, zadecydował mechanizm, którego realizacji dopominali się w r. 1994 autorzy redakcyjnego komentarza Naszych Spraw – respektowania praw narodowych zaolziańskich Polaków poprzez wspólne zaangażowanie obu zainteresowanych państw, a zwłaszcza aktywne zainteresowanie się tą sprawą strony polskiej, co nie miało nigdy miejsca za rządów komunistycznych, postkomunistycznych, ani liberalnych władz naszego kraju. Jak wiadomo, to właśnie Premier RP, Jarosław Kaczyński, poinformowany o tej sprawie przez środowiska niezależne (nie związane w żaden sposób z Radą Kongresu Polaków, a zwłaszcza z jej wiceprezesem T. Wantułą, ani prezesem J. Szymeczkiem), stanowczo wystąpił w obronie tej trzynieckiej polskiej szkoły. Prezydent Václav Klaus, wyróżniony podczas swej ostatniej wizyty w Warszawie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego najwyższym polskim odznaczeniem - Orderem Orła Białego, indagowany w tej sprawie przez Marszałka Senatu Bogdana Borusewicza, który z racji pełnionej funkcji ma obowiązek opieki nad Polakami poza granicami kraju, oświadczył – jak można przeczytać w ww. Głosie Ludu – że„[...] szkoła w Trzyńcu nie zostanie zlikwidowana, jeżeli będzie do niej nabór uczniów [...].

 Jest to wymóg paradoksalny, bo lokalne władze czeskie wiosną tego roku właśnie wstrzymały nabór uczniów do klasy pierwszej tej szkoły oraz przedszkola.

Warto tu przypomnieć, że szkoła spełniała dotąd wszelkie wymogi stawiane w RC szkołom mniejszościowym i że uczyła się w niej blisko setka polskich dzieci.

Jest to znamienny przykład konsekwencji zaniechań ze strony władz polskich okresu lat dziewięćdziesiątych XX wieku i pierwszych lat XXI stulecia w obszarze cytowanego układu. Jest to też cząstkowa odpowiedź na pytanie postawione retorycznie w artykule przedrukowanym przez omawiane tu Nasze Sprawy z nieistniejącego już dziś dziennika katolickiego SŁOWO – nr 24 z 3 lutego 1994: „Quo vadis, ZAOLZIE?... Dokąd prowadzą twe drogi w Roku Pańskim 1994, w 75 rocznicę zdradzieckiej napaści, która oderwała cię od Macierzy? Czy prowadzą nadal w kierunku likwidacji mowy ojców naszych i tożsamości naszej – lub czy jest jeszcze w przyszłości jakaś szansa ocalenia naszego bytu narodowego?”. Kolejne lata braku zainteresowania władz III RP sprawami zaolziańskich rodaków poczyniły w mentalności wielu z nich niebywałe spustoszenie, wręcz zaburzenie własnej tożsamości. Jak wynika z reakcji władz polskich, zwłaszcza z interwencji Premiera RP w sprawie trzynieckiej szkoły. wydaje się, że wreszcie pojawiła się nikła szansa ocalenia naszego zaolziańskiego bytu narodowego. Nie wiadomo jednak jak długo utrzyma się ten trend w sytuacji zawirowań politycznych w RP  roku 2007.

Wróćmy jednak do wymienionego wyżej tekstu opublikowanego 3.2.1994 w warszawskim dzienniku SŁOWO:

 

- Quo vadis, ZAOLZIE?...

[...] Na te, (patrz  wyżej – red.)  w odniesieniu do Zaolzia postawione pytania można i należy odpowiedzieć. Można odpowiedzieć, jeśli dla ostatnich 75 lat ustalimy,  komu i o co tu właściwie w ciągu tego czasu chodziło. Należy odpowiedzieć po to, by wyciągnąć odpowiednie wnioski w celu ratowania tego, co ratować trzeba i co w ogóle ratować się da.

A.

Zajmowanie terenu obecnego Zaolzia rozpoczęto w godzinach przedpołudniowych 23 stycznia 1919 roku. Zaatakowano zdradziecko, bo wbrew uprzednio zawartym porozumieniom w sprawie respektowania struktury narodowościowej tego etnicznie polskiego obszaru. Zaatakowano – kiedy Polska broniła swych rubieży przed nawałnicą bolszewicką, zagrażającą w najwyższym stopniu istnieniu nie tylko polskiego państwa. W ten sposób bolszewickiej Rosji udzielono wzorcowo, jako pierwszej, na kredyt, „bratniej” pomocy internacjonalistycznej. Sowieckie mocarstwo oddało ten swój dług po niespełna 50 latach, w r. 1968 (właśnie zbliża się w sierpniu 39 rocznica – przyp. red.), udzielając „bratniej” pomocy swemu wierzycielowi z r. 1919. Nie dziwi jednak, że nad Ostrawicą nikt nie kojarzy określonej analogii między rokiem 1919 a 1968. Według ostatnich badań archiwalnych historyków polskich, głównym inicjatorem tego, zadanego poprzez teren Zaolzia, ciosu w plecy Polski – był nie kto inny, jak sam T.G.Masaryk  (prezydent CSR – red.).

Wojska okupanta parły szybko w kierunku Bielska-Białej. Moment napaści wybrano perfidnie – część cieszyńskich rodzimych oddziałów walczyła wtedy daleko pod Lwowem w obronie kraju. Pozostali tylko nieliczni obrońcy. Wróg nie przebierał w środkach: wystarczy przypomnieć m.in., jak wtedy bagnetami bestialsko zakłuto dwudziestu kilku  bezbronnych jeńców w zaolziańskiej miejscowości Stonawa. Jeden z nich, nastolatek, ze łzami błagał oprawców, że matka czeka na niego... Nie darowano mu. Zbiorowa mogiła pomordowanych, znajdująca się do dziś na miejscowym cmentarzu, to tylko jedno z wielu miejsc pamięci ofiar tej napaści.

To w skrócie krwawe początki sporu o Zaolzie (sporu, nazwanego niedawno eufemistycznie  „polsko-czeskimi niesnaskami”  - przyp. red.). Poszkodowaną stroną w nim pozostała do dziś (patrz wyżej – konfiskata mienia, likwidacja szkół, języka w życiu publicznym, postępująca depolonizcja  itp. – przyp. red.) ludność polska. W przygniatającej liczbie miejscowości zaolziańkich stanowiła ona wtedy ponad 90 % mieszkańcow – w skali całego Zaolzia Polacy tworzyli wtedy ok. 70 % ludności. Przed agresją burzliwie demonstrowali swą wolę przynależności do Polski.

B.

O co chodziło w tej napaści? Agresor, nawet w oficjalnych wystąpieniach, nigdy nie ukrywał i do dziś nie kryje się z tym, że chodziło li-tylko o zawłaszczenie złóż węgla, kopalń, huty i kolei – której przecież nie zbudował. Działał zgodnie z przysłowiem: „nie patrzeć na czyje,  ukraść i mieć swoje”. Chodziło również i do dziś chodzi o to, aby ostatecznie zatrzeć ślady, kto był rzeczywistym gospodarzem tej ziemi i bez reszty wynarodowić rdzenną, polską ludność Zaolzia.

Państwo, które dokonało tej agresji powstało z powoływaniem się jego twórców na głoszoną przez prezydenta Wilsona demokratyczną zasadę samostanowienia narodów, z powoływaniem się na pryncypia demokracji zachodniej! Niestety, na jego czele stanął wtedy wyznawca filozofii Kalego, którą tak niebacznie opisał wcześniej Sienkiewicz w swojej „W pustyni i puszczy”!

Zabór Zaolzia w r. 1919 świadczy niewątpliwie o porażce zasad pewnej demokracji, o ile w ogóle można o nich mówić. Na przyznanie się do tej klęski nie było trzeba czekać dłużej, niż niepełnych dwadzieścia lat. E. Beneš (następca prezydenta Masaryka – przyp. red.) jakoby nie pomny tego, że jego kraj napadł na Polskę, w chwili najwyższego zagrożenia państwa polskiego – sam, znajdując się dzięki swej polityce w opresji wyciąga w r. 1938  rękę do Polski o poparcie, proponując w zamian Polsce zwrot Zaolzia. Tak (!), to nie Polska w r. 1938 mówi, jako pierwsza, o powrocie Zaolzia do Macierzy, lecz agresor z r. 1919. Godne to ubolewania, jak niewielu w pełni to sobie uświadamia i uwzględnia ten fakt!!! Równocześnie jak bardzo znamienne, że wiadomi, tzw. historycy biorą wodę w usta na temat tej oferty Beneša! W piśmie z 22 września 1938, doręczonym prezydentowi I. Mościckiemu 26 września 1938, Beneš proponuje Polsce zwrot Zaolzia – i to nie w wyniku dyktatu monachijskiego, bo wiadomo, że „Monachium” było przecież później. Tę ofertę uściśla K. Krofta (czeski minister spraw zagrancznych – przyp. red.) w piśmie  z 30.9.1938 do ambasadora Polski K. Papeégo, podając nawet najdalszy termin tego zwrotu. Ale był drobny szczegół w tej propozycji – chodziło o zwrot Zaolzia za ok. 2 miesiące od złożenia ww. oferty (A nuż by się udało ... i Hitler wcześniej zająłby „urdeutsches Gebiet Olsaland”, aby zyskać kartę przetargową o Gdańsk, za który „nikt” przecież, zwłaszcza na Zachodzie, nie chciał umierać?).  Zresztą – o tym, jak poważnie ta oferta była przez Beneša traktowana świadczy fakt, iż kiedy Polska w r. 1945 nie odzyskała suwerenności i stała się de facto krajem okupowanym przez wschodniego sąsiada, Beneš dzięki dyktatowi Stalina ponownie dokonuje okupacji Zaolzia.

Jakże inny od napaści z r. 1919 był przebieg powrotu Zaolzia do Macierzy w r. 1938. Ludność kwiatami i łzami radości witała polskie oddziały wkraczające 2 października 1938 na Zaolziański Śląsk Cieszyński. Nikt nie strzelał! Nikogo nie zakłuto bagnetami! Nikt nie zginął! Ze współczesnych, rdzennych polskich mieszkańców Zaolzia nikt nie pamięta z późniejszego okresu podobnej, powszechnie wyrażanej i odczuwanej radości, jak właśnie tej – z odzyskanej wolności – radości z powrotu do Macierzy. A jednak.. dotychczas nie za rok 1919 przepraszano! Z ust agresora, co strzelał, co zabijał bezbronnych, ani też z ust jego potomnych, wielkich entuzjastów aksamitnych rewolucji i prezenterów „kulturalnych przewrotów na miarę europejską” nie padło nigdy, do dnia dzisiejszego, (ważne również w r. 2007 – przyp. red.) słowo: przepraszam. A za rok 1938 – padło, co prawda z ust wasala obcego mocarstwa, biorącego udział w „bratniej” pomocy z r. 1968, ale jednak padło słowo – przepraszam.

I dobrze – że tak jest. Ci, co nie żyją, przeprosin za rok 1919 już nie potrzebują a ci, co po nich pozostali i nie zginają karków, nie są przeprosinami zainteresowani. Wiedzą, że trzeba walczyć o przetrwanie, o utrzymanie tożsamości społeczności polskiej za Olzą i że każde przeprosiny ze strony napastnika będą fałszywe, bo nikt nigdy w ciągu tych 75 lat nie negocjował z podbitą ludnością  polską Zaolzia. Zawsze traktowano ją przedmiotowo. Toteż nie ma żadnych złudzeń co do prawdziwych intencji tych, co wtargnęli na Zaolzie z bronią w ręku pamiętnego 23 stycznia 1919.

I jeszcze jedno – ci niezłomni są przekonani, że sprawiedliwość i prawda ostatecznie zwyciężą i wiedzą, że ich przodkowie znajdowali oparcie tylko w Polsce.

BRONISŁAW WRZOS

(SŁOWO – dziennik katolicki

nr 24, str. 12, 3.2.1994, Warszawa)

 

Echa prasy czeskiej

 

Do artykułów zamieszczonych w prasie polskiej do roku 1994, a zacytowanych w nr. nadzwyczajnym biuletynu Nasze Sprawy z marca 1994, będziemy na pewno wracać. Dziś poruszymy jeszcze tylko jeden problem. Na str. 3 – 5 zamieszczono – opublikowaną w krakowskiej MYŚLI PAŃSTWOWEJ z 10.V.1992 – analizę porównawczą dwóch układów, które Czechosłowacja zawarła na początku lat dziewięćdziesiątych ze swoimi sąsiadami: Polską i RFN.

Zestawienie obok siebie, w przejrzystej tabelce, poszczególnych punktów tych dwóch układów w odniesieniu do żyjących w Czechosłowacji mniejszości – niemieckiej i polskiej – pokazuje niestety uległość i nieudolność ówczesnej polskiej dyplomacji. Tam, gdzie Niemcy w układzie dwustronnym z Czechosłowacją zagwarantowali swoim rodakom żyjącym w Republice Czeskiej realne prawa przysługujące mniejszościom, układ z Polską bądź zawiera enigmatyczne sformułowania, bądź danej problematyki nie porusza wcale. Najbardziej bulwersujący jest fakt, iż w przeciwieństwie do art.18 ust. 5 układu z Niemcami: „Czeska i Słowacka Republika Federacyjna umożliwia i ułatwia w zakresie ważności swych przepisów prawnych Republice Federalnej Niemiec działania wspierające niemiecką mniejszość i jej organizacje” oraz art.11 ust. 2, odnośnie wymogu arbitrażu ustaleń w postaci pozarządowej komisji mieszanej (czesko-niemieckiej) - w analogicznym układzie z Polską nie zawarto takich ustaleń.

Podobnie jak autora przytoczonej tu analizy porównawczej tych dwóch układów nie dziwi nas ówczesna satysfakcja czeskich negocjatorów, wyrażona w zacytowanych we wstępie słowach jednego z czeskich posłów: „Je nepochopitelné, že zatímco jsme z Poláků vytloukli vše, co jsme chtĕli – před Němci jsme usedli na zadek”, co w wolnym tłumaczniu brzmi – „to się w głowie nie mieści, iż skoro z Polaków udało nam się wydusić wszystko co chcieliśmy, wobec Niemców usiedliśmy na tyłkach”.

Czytając w tym kontekście rozważania lipcowej prasy czeskiej na tematy związane z Polską, a zatytułowane „Polsko do Unie zatím nepatří” (Polska tymczasem nie powinna być w Unii) – Právo 02.07.2007, czy „Radĕji Nĕmecko než Polsko” (Raczej Niemcy niż Polska) – Lidové noviny 16.07.2007, widać wyraźnie, że nie bez powodu na początku lat dziewięćdziesiątych czescy negocjatorzy „siadali na tyłkach” przed Niemcami, którym od stuleci – podobnie jak innym mocarstwom, a zwłaszcza Rosji (również sowieckiej) – nie bez realnych korzyści hołdowano w ich kraju.

Luboš Palata, autor artykułu „Raczej Niemcy niż Polska”, bluzgając na Polskę pod rządami PiS, mimowolnie pokazuje właściwe oblicze pogrobowca Beneša, entuzjasty Europy (bez Polski). Jego obłuda przejawia się choćby w tym, że – pomijając fakt, iż w czasach polskiej Solidarności i czeskiego prosowietyzmu, wrogiem nr 1, atakowanym przez czeskich „patriotów” – był Lech Wałęsa, dziś p. Palata, pragnąc poniżyć czołowych polskich polityków, powołuje się na jego nienawistne opinie o braciach Kaczyńskich. Czyżby p. Palata wiedział, że to właśnie Lech Wałęsa, niezgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, w tajemnicy przed polską opinią publiczną zarówno podpisał oraz sam ratyfikował niekorzystny dla Polski i Polaków układ z Czechami?

Nie jest jednak rzeczą istotną, co i dlaczego p. Palata pisze w chadeckich „Lidových novinách“ o Wałęsie. Ważne, z jaką pogardą pisze on o Polsce i Polakach, używając w stosunku do naszych władz niewybrednych określeń typu „tmářský kabinet”, co można przetłumaczyć jako „rządy ciemnoty”, czy „ciemniactwo rządzących”. W wymienonym artykule jego autorstwa dokonuje próby przeciwstawienia prezydenta Czech i Polski w stwierdzeniu: w czym mieliby znależć wspólny język „katolik, fanatyczny antykomunista i zwolennik silnego państwa Kaczyński z antydysydentem, antykatolikiem, liberałem i rzecznikiem nieograniczonego indywidualizmu Klausem?“ (tłum. – A.S.). Istotne jest, że używając nieprawdziwych danych próbuje uczynić z Polski w oczach czeskich czytelników pasożyta Europy, który żyje z unijnych dotacji (a może czeskich?). Zapomina bowiem p. Palata, że unijne pieniądze nie biorą się znikąd, że Polska jako jeden z większych krajów Europy płaci dużo większe składki na Unię, niż kilkumilionowe Czechy i że to m.in. „dotacjami” z tych pieniędzy jesteśmy „wspierani” (a nierzadko i szantażowani). Wszak wiadomo, że pieniądze, które przepływają przez Unię i są nazywane dotacjami, nie płyną dowolnie ani do polskich, ani do czeskich kieszeni, że z każdego grosza, który przejdzie przez Unię, trzeba się szczegółowo rozliczyć. Wiedzą o tym dobrze i Czesi, budując to i owo, jak choćby nowe drogi, z „unijnych” pieniędzy. Nie pieniądz jest jednak istotą tego, co głosi w swoim artykule Palata. Nie ukrywając niechęci również do czeskiego prezydenta Václava Klausa, napisał:„Klaus, nim znalazł zrozumienie u Kaczyńskiego, był w Europie wśród znaczących polityków osamotniony. Dopiero hasło „Nieprzyjaciel mego nieprzyjaciela jest moim przyjacielem” połączyło obie tak różniące się osobistości [...] o ile jednak Klausowi chodzi o zatrzymanie, bądź nawet o odwrócenie historii Europy od integracji w kierunku wzmocnienia pozycji państw narodowych, to Kaczyńscy „tylko” pragną osłabić Niemcy. Konsekwencje mogą jednak być podobne do tego, co pragnie osiągnąć czeski prezydent [...] kolejne, być może fatalne osłabienie Unii [...] Dążenie Kaczyńskich, by [...] osiągnąć w unii więcej głosów dla Polski i Czechów  niż mają Niemcy, jest w Berlinie 2007 nie do przyjęcia. Ma sens chcieć  naszą zgodę na silny głos Niemiec za coś przehandlować [...] w dodatku, mając do wyboru Merkel, czy Kaczyńscy, to niech już lepiej będą silne Niemcy, niż żeby w unii nabrała sił taka Polska” (tłumaczenie A.S).

Gdyby natomiast pójść tropem życzeń czeskiego politologa Jiřího Pehe, opublikowanych na łamach postkomunistycznego Prava (gdyby ktoś miał co do  określenia „postkomunistycznego” wątpliwości, odsyłam choćby do kroju pisma gazety czeskich komunistów – Rudé právo, którym dla kontynuacji tradycji drukowany jest nagłówek tej gazety), Polska nie powinna dochodzić swych praw, nie powinna żądać naprawienia wyrządzonych przez Niemcy krzywd (tak samo jak zaolziańscy Polacy nie mają prawa do zwrotu mienia zrabowanego im przez Czechów?). Jiří Pehe, w artykule opublikowanym w dzienniku Právo 2 lipca br. napisał: „Można by jeszcze zrozumieć, gdyby Polacy przy pomocy politycznego pokera próbowali tylko zachować korzystny dla siebie system głosowania. Jeśli natomiast zaczyna się gadać o „polskiej prawdzie”, o zaszłościach historycznych i prawach do rekompensaty za drugą wojnę światową, zaczyna być jasne, że Polska stanowi dla UE brzemię. Jeśli jeszcze dodamy do tego fundamentalizm religijny (?) i brak tolerancji w stosunku do mniejszości, jest Polska dla EU poważnym problemem [...] UE niestety nie ma mechanizmów umożliwiających wyzbycie się takich członków [...] Europa może jednak odstawić pyskaczy na zardzewiałe tory, dokąd nie pociekną żadne pieniądze, ani nie będą sięgać inne udogodnienia [...], na przykład Niemcom nie można by się w tej sytuacji dziwić. Dlaczego mieliby pchać pieniądze do kraju, który absolutnie nie rozumie sensu współpracy w UE, a na domiar Niemcy niewybrednie obraża?” (tłumaczenie – jak wyżej).

Cóż. To nie my, nie Polska i nie Polacy, spowodowaliśmy taki bieg dwudziestowiecznej historii, że mówienie teraz prawdy o dokonanych wówczas zbrodniach wydaje się ich spadkobiercom być obrazą. To niestety dotyczy zarówno Niemców, jak i czeskich pseudonaukowców, którzy roszczą sobie prawo wyłączności ocen historii i współczesności, ocen tego, co dobre i co złe, takich jak panowie Pehe i Palata. Sienkiewiczowski Kali kłania się aż do samej ziemi...

Oprac. Alicja Sęk i Jan Leśny

 do góry

 

Maria Konopnicka

Na Piastowym Śląsku

Już nadszedł dzień, już błysnął dziw,
z dawna przepowiadany,
z letargu lud się przecknął żyw
i wstrząsnął grobu ściany.

I poczuł Ślązak w żyłach krew
i poczuł nowe siły,
i zmartwychwstania wznosząc śpiew,
podźwignął się z mogiły.

Śmiertelny znój to! Krwawy trud!
Wysiłek niesłychany!
Po wiekach całych śląski lud
niemieckie rwie kajdany!

W ojczyzny imię bierze chrzest,
potężny chrzest dziejowy,
i wie, że Polska – Matką jest,
a on – że ród Piastowy.

 

  

 do góry


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 8/2007 (44)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry