ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 7/2010 (79)

CIESZYN

23 lipca 2010

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1.  MIGRANCI Z GALICJI   Alicja Sęk

2. RODZINA OPRYCHÓW   Prof dr hab. Marek Orski

3. "Emigranci" Paweł Kubisz 

 

Tak to kiejsi przed rokami
Z kufereczkym, z tobołami…
Szło sie we świat z Galicyje - - -
„Na nuz scęści gdzieś tam zyje?”
I w Gruszowie… tu zostali,
Kilof w ręke – w kamiyń walić!
Przy Ostrawie… przy kuminach,
Dym wychłeptać, robić w dymach!

Paweł Kubisz: Jutrznia w Gruszowie

„Przednówek” 

 

MIGRANCI Z GALICJI

 

Tak się jakoś złożyło, że nie podejmowaliśmy dotąd tego tematu, tematu przybyszów z Galicji. Ściągano ich do kopalń zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego jeszcze w czasach austriackich, jako tanią siłę roboczą. Nie byli imigrantami z obcego kraju. Przenieśli się za pracą w ramach jednego państwa – Monarchii Austro-Węgierskiej. Osiedlano ich w głównej mierze w okolicach Ostrawy, nad prawym brzegiem Ostrawicy. Stanowili zwarte skupiska w Polskiej Ostrawie (dziś Śląska Ostrawa – w przeciwieństwie do lewobrzeżnej części tego miasta, zwanej Morawską Ostrawą), Gruszowie, Hłuczynie, Przywozie i innych okolicznych miejscowościach.

Tak zwykle bywało, że za chlebem migrowali szczególnie ci najbiedniejsi. Do ciężkiej pracy w kopalniach ściągali zwłaszcza niewykwalifikowani, bezrolni, a często i niepiśmienni chłopi spod Żywca i Wieliczki. „Z kufereczkym, z tobołami…” przybywali do wyśnionego Eldorado, gdzie – przynajmniej na początku – czekała na nich praca, ciężka praca, ale ta znojna harówka zapewniała wielodzietnym rodzinom skromne utrzymanie. Tę pracę trzeba było utrzymać za wszelką cenę. Trzeba się było przypodobać czeskiemu sztygarowi, próbować się posługiwać na co dzień jego językiem. Okaleczonym, bo okaleczonym, ale zawszeć to było łatwiejsze, niż niezrozumiała niemczyzna inżyniera.

Skłonność do utraty więzi z własnymi korzeniami nie zjednywała im jednak szczególnego szacunku ani miejscowych Czechów, ani tym bardziej żyjących tuż obok, w karwińskiej części tego samego zagłębia, polskich autochtonów, ludzi rozmiłowanych w słowie pisanym, świadomych swoich miejscowych korzeni i polskiego rodowodu swych przodków. Przybyszów z Galicji, którzy zmienili swoją narodowość, określano pogardliwym mianem „Cech łod Zywca”, czyli „Czech” z żywiecczyzny, ten, co nie znając języka czeskiego udawał Czecha.

„Bartek już nie mówi „juści”

Maciek Boga z myśli puścił”

 - pisał w swoim wierszu Paweł Kubisz.

Nie wszyscy imigranci z Galicji byli jednak renegatami. W Ostrawie i jej okolicach toczyło się też żywe polskie życie narodowe, a to zarówno przed, jak i po upadku monarchii austriackiej. W czasach austriackich działało tu prężnie harcerstwo i organizacje strzeleckie. To m.in. z Ostrawy i jej okolic wielu młodych – wychowanków tych organizacji – „poszło w leguny”, zaciągnęli się do Legionu Śląskiego, by pod wodzą Józefa Piłsudskiego walczyć o Polskę. To między innymi również ich pamięci poświęcony jest odbudowany kilka lat temu pomnik Ślązaczki pod cieszyńskim zamkiem, wzbudzający nadal wiele negatywnych emocji w pewnych kręgach czeskich szowinistów, roszczących sobie prawo decydowania o tym, kogo wolno nam Polakom czcić na naszej, polskiej ziemi.

Polskim wysiłkiem powstał też w Ostrawie, istniejący po dzień dzisiejszy okazały Dom Polski. To wokół tego domu skupiało się w tym mieście polskie życie narodowe również po upadku Austro-Węgier, lecz proces wynaradawiania tamtejszych Polaków niesamowicie przybrał w tym czasie na sile, a obecnie tych, co przyznają się do polskich korzeni, pozostała tam już tylko nieliczna garstka. Jedni, prześladowani przez Czechów, wrócili w swoje strony rodzinne, inni przenieśli się na zajęte przez Czechów tereny zamieszkałe w większości przez autochtonicznych polskich mieszkańców, jeszcze inni zmienili narodowość.

To o czym piszę, piszę z autopsji. Nie znam materiałów źródłowych na temat migrantów z Galicji, którzy osiedlili się na tzw. Śląsku Austriackim i związali swoje dalsze życie z ostrawskim zagłębiem węglowym. Nigdy się ich historią głębiej nie interesowałam, choć pamiętam, że po II wojnie światowej, kiedy przez krótki okres czasu istniało na Zaolziu harcerstwo, harcmistrzem w powiecie karwińskim był człowiek wywodzący się z ostrawskiej polonii. To tam, w Ostrawie, zdobywał przed wojną harcerskie szlify.

Do zajęcia się – choćby szczątkowo – tym tematem skłoniła mnie korespondencja z Gdańska. Przysłał ją do naszej redakcji profesor tamtejszego uniwersytetu, opisujący losy swoich przodków, którzy przed prawie stu laty osiedlili się na tej ziemi.

Poniżej zamieszczamy obszerne fragmenty jego wielostronicowego opracowania.

Alicja Sęk

do góry

 

RODZINA OPRYCHÓW

 


Według szacunkowych wyliczeń w okresie międzywojennym, po zajęciu zachodniej części Śląska Cieszyńskiego przez Czechosłowację, liczba tamtejszych mieszkańców przyznających się do narodowości polskiej zmalała do 60% ich liczebności sprzed 1920 r. W jeszcze w trudniejszej sytuacji od polskiej ludności miejscowej znaleźli się obywatele polscy, których dodatkowo zmuszano do przyjęcia obywatelstwa czechosłowackiego. Władze czeskie stosowały wobec Polaków ekonomiczny szantaż, taki jak utrata pracy, czy skromnego mieszkania w koloniach górniczych i zmuszały ich do posyłania dzieci do czeskich szkół.

Jeden z charakterystycznych przykładów postawy tamtejszych Polaków stanowiła rodzina Oprychów, mieszkająca na terenie Ostrawy. Ojciec pięcioosobowej rodziny, Józef Oprych, z zawodu rolnik, pochodzący z Grabówka-Wieliczki (Austro-Węgry), do Ostrawy przyjechał na początku 1913 r. Wcześniej pracował w ośrodku przemysłu wydobywczego i ciężkiego w Tatabánya na Węgrzech, dokąd udał się z żoną w poszukiwaniu pracy. W pierwszym okresie po podpisaniu umowy dotyczącej ochrony mniejszości (w r. 1925) warunki ich rozwoju były w miarę znośne. Oprych zamieszkał w obrębie górniczego osiedla w ówczesnej Morawskiej Ostrawie-Przywozie (czeski Přívoz, dzielnica Balcan). Zatrudnienie znalazł w kopalni. Od 1920 r. należał do koła Polskiego Związku Szkolnego w Przywozie.

Sytuacja materialna rodziny zmieniła się wraz z nastaniem światowego kryzysu gospodarczego w 1929 r. i szalejącego bezrobocia. Miejscowe władze zaczęły wywierać nacisk na przyjęcie przez Oprycha obywatelstwa czeskiego i przeniesienie dzieci do czeskiej szkoły. Po wypadku w kopalni został z niej zwolniony i musiał utrzymać liczną rodzinę wielodzietną (czterech synów i jedną córkę) z renty inwalidzkiej i dorywczo wykonywanej pracy. Ponadto dyrekcja kopalni pozbawiła go prawa do dotychczasowego mieszkania. Jak wynika z relacji Józefa Oprycha juniora, zamieszkali w związku z tym w jednym wynajętym pokoju.

Do lata 1934 r. działała w Przywozie pięcioklasowa szkoła ludowa Macierzy Szkolnej, która następnie została rozwiązana z powodu braku uczniów (w roku szkolnym 1933/1934 w pierwszej klasie uczyło się jedynie 3 dzieci). Uczniów przeniesiono do jednoklasówki (uczyło się w niej pięć roczników) w Polskiej Szkole Wydziałowej i Ludowej im. M. Kopernika w Morawskiej Ostrawie. W roku szkolnym 1937/1938 szkoła podstawowa liczyła już zaledwie 17 uczniów.

Prowadzona przez miejscowe władze akcja wynaradawiania przynosiła sukcesy. Wiele rodzin polskich przyjęło obywatelstwo czeskie, przenosiło swoje dzieci do czeskich szkół. W śląskim dialekcie na Zaolziu takich Polaków nazywano często „szkopyrtokami”. Pochodzenie tego słowa próbuje wyjaśnić w Polskim Biuletynie Informacyjnym Zaolzie.org  (nr 7, 2007) Alicja Sęk, pisząc: „W moim mniemaniu wyraz ten wywodzi się z ironicznie zastosowanego czeskiego słowa  ,škoprtnout’, przewrócić się – w przypadku szkopyrtoka: odwrócić się od swoich korzeni. Zjawisko to było już znane naszym przodkom i traktowane przez nich z dużym despektem, zwłaszcza z tego powodu, że zgodnie ze znanym, ogólnopolskim powiedzeniem ,Poturczeniec gorszy Turka’, zaolziańscy szkopyrtocy, by udowodnić swoją ,czeskość’, stają się zwykle zagorzałymi antypolakami”. 

            Pomimo zdecydowanej odmowy przyjęcia przez Oprycha obywatelstwa czeskiego i wbrew pozostawieniu dzieci w polskiej szkole, jeden z jego synów – Józef Oprych  junior –  od 1935 r. występował jako napastnik czeskiej drużyny piłkarskiej Slovan Ostrava, początkowo w grupie juniorów, a od jesieni 1937 r. do kwietnia 1938 r. w drużynie seniorów, mając zaledwie 14 lat. Umiejętności piłkarskie będzie później rozwijał w polskich klubach; w latach 1947-1951 występował w barwach WKS Legia Warszawa, a 17 października 1948 r. reprezentował polską kadrę w meczu z Finlandią w Warszawie. W okresie wojny walczył początkowo jako ochotnik w wojsku polskim podczas kampanii wrześniowej, a później w polskiej armii na zachodzie. We Francji wstąpił do 10 Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej, z którą przeszedł kampanię francuską. Po dostaniu się do niewoli w Lonvinc koło Dijon, podjął na początku 1941 r. nieudaną próbę ucieczki z Marsylii do Algieru. Ponownie osadzony w obozie (obóz pracy Colombe Buchar na Saharze) w listopadzie 1942 r. został uwolniony przez aliantów po ich inwazji w Afryce Północnej. Po dotarciu do Glasgow wstąpił do polskiej I Samodzielnej Brygady Spadochronowej, z którą 19 września 1944 r. wylądował pod Arnhem w Holandii w ramach alianckiej operacji „Market Garden”. Ranny pierwszego dnia dostał się dzień później do niewoli i do marca 1945 r. przebywał w niemieckich obozach jenieckich, o czym wspomina G.A. Cholewczyński w książce Rozdarty naród. Polska Brygada Spadochronowa w bitwie pod Arnhem, która ukazała się w r. 2006 w Warszawie.

            Odmowa przyjęcia obywatelstwa czeskiego przez Oprycha, zła sytuacja materialna rodziny przyspieszyły decyzję o wyjeździe do Polski. Okoliczności tej decyzji przedstawił Józef Oprych, junior:

„Sytuacja w Czechosłowacji zaczęła ulegać szybkim zmianom. W tym czasie zawodników Slovana zaczęto brać do wojska [wiosną 1938 r.], również sytuacja mojej rodziny uległa zmianie. Ojca zwolnili z pracy, bo nie podpisał obywatelstwa czeskiego. Warunki życiowe bardzo się pogorszyły, rozszerzało się bezrobocie. W końcu zmuszeni trudną sytuacją […] musieliśmy wyjechać do Polski. Ale ta właśnie trudna sytuacja spowodowała - jak teraz to widzę - że znaleźliśmy się w Polsce, Polsce, za którą ojciec bardzo tęsknił i wiele razy wspominał o swojej chęci powrotu do niej”.

Dzięki pośrednictwu polskiego konsula w Ostrawie, Karola Ripy, córka Józefa Oprycha wyjechała w 1937 r. do polskiego konsulatu w Pitsburgu w USA, gdzie pracowała jako guwernantka dzieci konsula. Część zarobionych pieniędzy przesyłała rodzinie, która dzięki nim mogła przeżyć najtrudniejszy dla niej okres pobytu w Czechosłowacji. Wiosną 1938 r. wróciła do Polski i sprowadziła tam całą rodzinę.

Jako obywatel polski i członek mniejszości narodowej Józef Oprych był zobowiązany do systematycznego przedłużania pobytu na terytorium Czechosłowacji. Musiał meldować się okresowo w urzędzie policji (Policejní ředitelství Mor. Ostrava) i przedłużać ważność wizy. Niemniej dopiero 9 lipca 1937 r. uzyskał paszport polski, którego termin ważności mijał 8 lipca 1939 r. Ważność wizy przedłużano początkowo co kwartał, potem po upływie sześciu miesięcy i roku.

Terytorium Czechosłowacji cała rodzina opuściła w dniu 15 lipca 1938 r. udając się do Mościc w powiecie tarnowskim.

 

Prof. dr hab. Marek Orski,

wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego

do góry

 


 

Paweł Kubisz „PRZEDNÓWEK”

„Emigranci”

 

Tam na Śląsku sóm szachciska,

Sóm kopalnie, kretowiska  -

Nasz naród ich wybudowoł,

Mozół … żywot, tam pochowoł.

Tam hawiyrze wągli kopióm,

Dynamitym ściany dropióm …

Polsko krew na wąglach siedzi

… Czyjsi głos z trówły zabiydził!

I łod Żywca – łod Wieliczki,

Przyszły Bartki, przyszły Wicki…

Przyszli, doszli ku Karwinie;

Tyrać ręce w szachtach … w drzynie!

Napytali ich pachołki,

Ci agenci, te Michałki,

Łod tych grofów i barónów –

Do roboty, do zogónów!

Do kopalni w kretowiska

Trzeja było hawiyrziska!

Śląsk nie starczył w tela ludzi,

Trzeba się ło inszych trudzić!

Przyszły Maćki, przyszły Bartki,

Jedyn tysiąc, drugi wartki –

Ku tym szachtóm se ich ściągli,

Kopać łacno – panóm wągli!

Niechali ich mówić „cóz” –

Niechali ich mówić „juści” –

Bartek się ze Śląskym zrós,

Maciek Moraw nie popuści…

 

Słownik:

Szachciska (szachty, hawiyrnie)     - kopalnie

W drzynie                                  - w robocie, w pracy

Tyrać                                                   - gnębić, niszczyć

Łod                                                        - od

Trzeja było hawiyrziska                   - trzeba było górników

Łacno                                                   - tanio

 




Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 7/2010 (79)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry