ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 3/2007 (39)

CIESZYN

23 marca 2007

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1. NA OŁTARZU PRZYJAŹNI  -  Alicja Sęk

2. Kulisy likwidacji polskiej szkoły w Trzyńcu na Tarasie  -  J. B.

 


NA OŁTARZU PRZYJAŹNI

 

10 marca minęła 60 rocznica podpisania Układu o przyjaźni i wzajemnej pomocy między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Czechosłowacką. W tym dniu – 10 marca 1947 – przez podpisanie „układu o przyjaźni” zostały paradoksalnie, ostatecznie zaprzepaszczone wszelkie nadzieje zaolziańskich Polaków na zapewnienie ochrony należnego im prawa do zachowania własnej tożsamości narodowej. Po podpisaniu tego układu władze komunistyczne Rzeczypospolitej, pod auspicjami Stalina, zrzekły się de facto wszelkich działań ochronnych na rzecz polskiej społeczności zaolziańskiej – liczącej jeszcze wówczas ponad 100 tysięcy osób. 

Choć po podpisaniu Układu jawne prześladowania nieco ustały, był to praktycznie początek podstępnego, systematycznego wynaradawiania pod pozorem realizacji hasła internacjonalizmu socjalistycznego. Zawarte w Protokole – załączniku gwarancje „że (strony – przyp. A.S.) zapewnią Polakom w Czechosłowacji względnie Czechom i Słowakom w Polsce w ramach praworządności i na zasadzie wzajemności możliwości rozwoju narodowego, politycznego, kulturalnego i gospodarczego”, w odniesieniu do Polaków nigdy nie zostały spełnione.

Poniżej przytaczamy charakterystykę ówczesnych wydarzeń w stosunkach polsko-czechosłowackich zawartą w zakończeniu książki Marka Kazimierza Kamińskiego „Polsko-czechosłowackie stosunki polityczne 1945-1948”, wydanej w r. 1990 w Warszawie (podkreślenia i śródtytuły  - redakcja).

 

Oficjalne pertraktacje przed rokiem 1947

[...] Głównym celem polityki PPR (Polskiej Partii Robotniczej – przyp. A.S..) wobec Czechosłowacji (w r. 1945 – przyp. A.S.) było skłonienie południowego sąsiada Polski do nawiązania rozmów na temat przynależności państwowej Zaolzia. Ziemia ta została bowiem wbrew planom polskich komunistów obsadzona przez wojsko i administrację czeską. W Warszawie noszono się początkowo z zamiarem opanowania Śląska Zaolziańskiego zbrojnie, gdyby strona czechosłowacka nie chciała przystać na rokowania. Zakładano jednak, że na to posunięcie muszą wyrazić zgodę najwyższe czynniki radzieckie. Przywódcy ZSRR nie zaakceptowali jednak polskich planów, a politycy czechosłowaccy nie zgodzili się na prowadzenie rokowań. Czerwcowa polska akcja dyplomatyczna, prasowa i wojskowa zakończyła się niepowodzeniem. Strona czechosłowacka wprawdzie nie ugięła się pod presją swego północnego sąsiada, ale wcześniej niż sobie tego życzył prezydent Beneš, podpisała układ z ZSRR, na mocy którego Ruś Podkarpacka została ostatecznie włączona do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Również nowa granica między republiką a Związkiem Radzieckim odbiegła nieco na korzyść ZSRR od dawnego rozgraniczenia między Słowacją a Rusią Podkarpacką.

Konsternacja, która zapanowała w Warszawie, minęła dopiero po kilku miesiącach. Zdecydowano się tam dopiero na początku listopada wystąpić z propozycją rozmów polsko-czechosłowackich o „całokształcie” interesujących obie strony zagadnień. Nie wybijano na pierwszy plan głównego celu przewidywanej dyskusji. Jednocześnie nie pozwalano południowemu sąsiadowi na wejście w bliższe kontakty gospodarcze z Polską, uzależniając ich unormowanie od rozmów na temat przynależności państwowej Śląska Zaolziańskiego. Strona polska gotowa była iść nawet na wymianę niektórych ziem śląskich, do których wysuwali pretensje przywódcy Czechosłowacji, w zamian za przynajmniej część Zaolzia. Kierownicy polskiej polityki zagranicznej chcieli uzyskać mniejszy obszar Śląska Zaolziańskiego od tego, który został w roku 1938 przyłączony do Polski. Doszło do nieoficjalnej wymiany poglądów na szczeblu partyjnym pomiędzy posłem w Pradze i jednocześnie członkiem KC PPR (Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej – przyp. A.S.) a przywódcami KPCz. (Komunistycznej Partii Czechosłowacji – przyp. A.S.). Strona czechosłowacka zgodziła się wówczas na pewne minimalne ustępstwo terytorialne, byle tylko pozbyć się uciążliwego problemu za jak najmniejszą cenę. W Polsce zrozumiano, że jest to początek dyskusji, gdy tymczasem było to pierwsze i ostatnie słowo strony czechosłowackiej świadczące o tym zakresie ustępliwości, którego nie mogli w żadnym wypadku przyjąć przywódcy PPR. Mimo iż do Pragi w lutym 1946 roku przybyła liczna delegacja rządowa, strona czechosłowacka ponownie, tak jak w czerwcu roku poprzedniego, uchyliła się od rozpatrywania kwestii przynależności państwowej Śląska Zaolziańskiego.

W Warszawie stanowisko zajęte przez rząd czechosłowacki tłumaczono tym, że na maj wyznaczono wybory do parlamentu i w związku z tym żadna z partii czechosłowackich nie chce narażać się na utratę  popularności w społeczeństwie, prowadząc rokowania o Zaolzie. Toteż PPR mimo drugiej z kolei porażki ciągle podtrzymywała swój program rewindykacji Śląska Zaolziańskiego. Przychylnie odniosła się do zamiaru KPCz pozyskania sobie polskiej ludności na Zaolziu w przyszłych wyborach, licząc, że zwycięstwo komunistów w Czechosłowacji pozwoli na wszczęcie tym razem dyskusji, która zakończyłaby się powodzeniem. W rezultacie fakt, że PPR nie prowadziła propagandy zalecającej bojkot wyborów, przyczyniał się w pewnym stopniu do tego, że ta część ludności polskiej, której nie pozbawiono prawa głosowania, decydowała się na wzięcie w nim udziału, świadcząc niejako na rzecz przynależności Zaolzia do republiki. Po zwycięstwie KPCz względną większością głosów, okazało się, że nowy rząd pod kierownictwem komunisty Gottwalda nie zamierza godzić się na dyskusję ze stroną polską o Śląsku Zaolziańskim. W tej sytuacji polskie MSZ uznało za wskazane przekazać stronie czechosłowackiej wiadomość, że kwestia wymiany terytoriów nie wchodzi już w rachubę. Wkrótce też, pod koniec lipca 1946 roku, głos zabrała strona radziecka. Od tego momentu sprawa rewindykacji Zaolzia przestała być pierwszoplanowym celem, o którego realizację bezskutecznie dotychczas zabiegali przywódcy PPR. Ciężar zagadnienia przesunął się w ich planach na kwestie uzyskania dla Polaków na Zaolziu praw politycznych, ekonomicznych i kulturalnych. Rozmowy o przyszłości Śląska Zaolziańskiego odkładano na później, aczkolwiek zaproponowany przez przywódców ZSRR termin ostateczny załatwienia tej sprawy nie przekraczał 2 lat.

Prześladowania i polityka oszczerstw

Począwszy od maja 1945 roku sytuacja Polaków na Zaolziu ulegała stopniowo systematycznemu pogorszeniu. Czeska administracja wyraźnie zmierzała do depolonizacji tego terytorium. Liczne interwencje władz polskich nie przynosiły żadnego pozytywnego rezultatu. Wydaje się, że przyczyniły się nawet do tym konsekwentniejszego postępowania organów czechosłowackich. Ludność polska pozbawiona została możliwości nie tylko organizowania się w partie polityczne, ale nie oddano jej majątku spółdzielczego, nie pozwolono działać Polskiej Macierzy Szkolnej i Towarzystwu Nauczycieli Polskich. Zamknięto nawet polskie przedszkola. Pozwolono jedynie na reaktywowanie szkolnictwa, ale już pod koniec roku szkolnego 1945/46 ujawniła się tendencja redukowania liczby szkół polskich. Nawet więc i to jedyne ustępstwo wywalczone dzięki rozmowom polsko-czechosłowackim w Moskwie w czerwcu 1945 roku, w czasie których strona czechosłowacka uchyliła się od dyskusji na temat przeprowadzenia nowej granicy na Zaolziu, traciło na wartości. Polacy zaolziańscy nie tylko zresztą nie posiadali wszystkich tych praw, z których korzystali w przedwojennej republice czechosłowackiej, ale poddani byli różnorakim szykanom miejscowej administracji.

Strona polska, pragnąc skłonić południowego sąsiada do wszczęcia rozmów o przynależności państwowej Zaolzia, nie przeniosła jednak tej kwestii na forum międzynarodowe. Propaganda uprawiana była w sposób stosunkowo umiarkowany, wziąwszy pod uwagę postępowanie administracji czechosłowackiej na tym terenie, nie odwoływano się też do prasy zagranicznej. Przyjęcie metody „nie wynoszenia sporu poza dom rodzinny” spowodowane było tym, że rząd polski przede wszystkim brał pod uwagę zdanie przywódców ZSRR oraz nie czuł się na tyle pewny, jeśli chodzi o sympatię rządów anglosaskich, aby próbować je wciągnąć do gry. Dobrze pamiętano w Warszawie o wysiłku, który musiał być włożony w zabiegi, aby rządy zachodnie zdecydowały się uznać nowy polski ośrodek władzy  państwowej.

[...] Strona czechosłowacka, broniąc swego stanu posiadania na Zaolziu, czyniła próby pozyskania sobie prasy zachodniej. Zapraszała dziennikarzy pism zagranicznych na pogranicze czechosłowackie i urządzała tam odpowiednio wyreżyserowane spotkania z „przedstawicielami” miejscowej ludności, którzy wypowiadali się za przynależnością spornego terenu do republiki. Starano się też zwrócić przybyłym uwagę  na różnice  w sytuacji Polaków zamieszkujących Zaolzie i posiadających własne szkolnictwo oraz rzekomych Czechów z dawnego Śląska niemieckiego (ziemi raciborskiej, głubczyckiej, kłodzkiej, wałbrzyskiej i żytawskiej – przyp. A.S.), zmuszanych przez władze polskie do szukania schronienia po czechosłowackiej stronie granicy, [...] czechosłowackie organy prasowe ciągle podnosiły sprawę pretensji do tych terytoriów, wytaczając jak najprzeróżniejsze argumenty na poparcie swoich roszczeń. Dzienniki i tygodniki czechosłowackie próbowały wmówić czytelnikowi, że ziemie te zamieszkuje kilkanaście tysięcy Czechów. Ale jak wynikało z samej treści niektórych artykułów, była tam wprawdzie ludność pochodzenia czeskiego, jednakże zniemczona, nie znająca zupełnie języka swych przodków. Ponadto liczyła kilkakrotnie mniej osób niż twierdzono na łamach prasy czechosłowackiej. Los tej ludności malowano w jak najczarniejszych barwach.

W rzeczywistości stronie czechosłowackiej nie chodziło o przyłączenie ziem śląskich do republiki ani ze względów etnicznych, ani ze względów historycznych czy strategicznych, jak to głosiła między innymi prasa. Rolę zasadniczą odgrywało tutaj bogactwo tych regionów, ich znaczenie gospodarcze.

[...]  Na polskie propozycje rozmów o Zaolziu strona czechosłowacka wysuwała kontrpropozycję rozpatrzenia możliwości przesiedlenia polskiej mniejszości do Polski. Nikt w Polsce [...] nie zgodziłby się na podobne rozwiązanie, toteż w Warszawie odrzucano bez wahania czechosłowackie sugestie.

 [...] Ponieważ w Czechosłowacji wszystkie partie polityczne stały na stanowisku utrzymania Zaolzia w granicach republiki, bardzo często czołowe osobistości czechosłowackie przy różnych okazjach wypowiadały się przeciwko podejmowaniu na ten temat dyskusji ze strona polską. Najczęściej głos zabierali ministrowie i posłowie partii narodowosocjalistycznej, ale nie brakowało też przemówień czołowych przywódców KPCz. Kontrpropaganda czechosłowacka miała więc większy rozmach od polskiej propagandy, zyskując sobie sympatię w świecie zachodnim. Jej niejako ofensywne działanie nastąpiło od momentu, gdy rozmowy w czerwcu 1945 roku w Moskwie między polskimi i czechosłowackimi przedstawicielami przekonały stronę czechosłowacka, że nie grozi jej zbrojne oderwanie Śląska Zaolziańskiego.

[...] Postanowienia poczdamskie traktowano w Pradze ściśle według litery ich brzmienia. Uważano, że Polska otrzymała tereny byłej Rzeszy hitlerowskiej wyłącznie do czasu ostatecznych ustaleń, które mają zapaść dopiero na konferencji pokojowej. Strona czechosłowacka była tak konsekwentna w swym zapatrywaniu, że nawet wówczas, gdyby strona polska zgodziła się zaakceptować zupełnie formalne ustępstwo czechosłowackie na Zaolziu, przywódcy Czechosłowacji nie przyjęliby w zamian żadnego skrawka dawnego Śląska niemieckiego. Pragnęli bowiem po wyeliminowaniu kwestii zaolziańskiej z porządku dziennego symbolicznym kosztem, bez żadnych już zbędnych obciążeń przedłożyć kwestię swoich roszczeń do rozpatrzenia przedstawicielom mocarstw.

Pod auspicjami „Wielkiego Brata”

 Plan ten nie udał się stronie czechosłowackiej. Tym niemniej przedłożyła ona interesującą ją sprawę na forum międzynarodowym pod koniec kwietnia 1946 roku. Zaniepokojeni możliwością włączenia się do gry mocarstw zachodnich przywódcy ZSRR zaproponowali pod koniec lipca stronie czechosłowackiej i polskiej, by odłożyły one sporne kwestie na później i przystąpiły do rozmów na temat zawarcia układu o przyjaźni i wzajemnej pomocy. Z orędzia radzieckiego wynikało, że premier Stalin przewiduje rozstrzygnięcie spornych problemów w rozmowach bilateralnych. Gdy po wrześniowej mowie Byrnesa  (amerykańskiego sekretarza stanu – przyp. A.S.) w Stuttgarcie minister Mołotow, a później premier Stalin uważali za wskazane stwierdzić publicznie, że granica na Odrze i Nysie Łużyckiej ma charakter ostateczny, KPCz poparła stanowisko przywódców radzieckich, uznając tym samym decyzje poczdamskie za definitywne. Nie wyrzekła się jednak pretensji do ziem śląskich uważając, iż należy je wynegocjować w bezpośrednich rozmowach z polskim partnerem.

[...] Począwszy od sierpnia 1946 roku strona polska pragnęła przede wszystkim przeforsować wprowadzenie protokołu – załącznika do tekstu traktatu politycznego polsko-czechosłowackiego. W protokole tym obie strony gwarantowałyby prawa polityczne, narodowe, gospodarcze i kulturalne mniejszości sąsiada zamieszkującej ich terytorium. Rozmowy na temat układu o przyjaźni i wzajemnej pomocy prowadzili w Paryżu delegaci polscy i czechosłowaccy na konferencję 21 państw. Okazało się, że strona czechosłowacka, wcale nie zainteresowana w przyznawaniu jakichkolwiek praw Polakom na Zaolziu robiła wszystko, by nie dopuścić do podpisania odpowiedniego dokumentu. Zwracała się przy tym do ministra Mołotowa z prośbą o poparcie dla jej stanowiska, powołując się na to, że w radzieckiej nocie proponującej zawarcie traktatu politycznego nie było mowy o protokole – załączniku. Dawała w ten sposób wyraz swemu stosunkowi do losu mniejszości czeskiej i słowackiej w Polsce. Sytuacja owych mniejszości interesowała stronę czechosłowacką o tyle, o ile stwarzała dogodny pretekst do wysyłania not, oskarżających stronę polską o niewłaściwe ich traktowanie.

Przypuszczalnie polscy delegaci w końcu przystaliby na podpisanie traktatu politycznego, bez protokołu zawierającego gwarancje uzyskania praw przez mniejszości, gdyby w tym kierunku silnie zabiegał partner radziecki. Minister Mołotow zdawał się bowiem mieć przez pewien czas zrozumienie dla stanowiska czechosłowackiego. Przywódcy radzieccy pragnęli początkowo, by do końca sierpnia kwestię tę sfinalizować. Nieoczekiwany obrót spraw nastąpił na początku września po słynnej mowie amerykańskiego sekretarza stanu Byrnesa w Stuttgarcie. Należy sądzić, że wypowiedź Byrnesa sprawiła, iż kierownicy radzieckiej polityki zagranicznej, obawiając się dalszego usztywnienia stanowiska amerykańskiego, zrezygnowali z koncepcji natychmiastowego zamknięcia systemu sojuszy między państwami słowiańskimi układem polsko-czechosłowackim. W ten sposób strona polska mogła nadal domagać się od delegatów czechosłowackich wprowadzenia protokołu – załącznika do tekstu traktatu.

Kwestia przynależności państwowej Zaolzia, którą się obecnie już nie zajmowano, straciła w sierpniu 1946 wielce na znaczeniu w planach politycznych PPR. [...] Oczywiście zmiana granicy na Śląsku Zaolziańskim umocniłaby pozycję PPR w kraju przed nadchodzącymi wyborami, ale przywódcy PPR mogli pogodzić się z tym, że sukcesu na tym polu nie odniosą, ponieważ uzyskali całkowite poparcie radzieckie dla wyeliminowania zawczasu z gry PSL.

Pragnęli jednak przynajmniej przyczynić się do polepszenia sytuacji Polaków zaolziańskich. Kwestia Śląska Zaolziańskiego zbyt długo była na porządku dziennym, by PPR mogła nagle zmienić front o 180 stopni i przestać się w ogóle interesować związanymi z nią zagadnieniami. Strona polska liczyła na to, że uda się jej wynegocjować taką formułę, która pozwoliłaby nie tylko domagać się zwrotu Polakom na Zaolziu majątku spółdzielczego, wznowienia działalności polskiej Macierzy Szkolnej i Towarzystwa Nauczycieli Polskich oraz otwarcia polskich przedszkoli, ale także stworzenia takiej organizacji, która mogłaby mieć charakter polityczny. Delegaci polscy dążyli do tego, aczkolwiek nawet w proponowanym szczegółowym tajnym protokole załączniku nie był wymieniony postulat reaktywowania przynajmniej jednej polskiej partii politycznej. W wypadku całkowitego powodzenia polskich zabiegów, tzn. sformułowania tak korzystnego tekstu protokołu, aby istniały podstawy do realizacji wyżej wspomnianego programu i aby następnie program ten został wprowadzony w życie, sytuacja Polaków na Zaolziu i tak byłaby gorsza od tej, w której znajdowali się oni przed rokiem 1938.

Strona czechosłowacka zgodziła się w końcu z wielkim ociąganiem na dyskusję o protokole – załączniku. Zdołała skłonić polskiego partnera do wprowadzenia do protokołu  zapowiedzi ściślejszej współpracy ekonomicznej i kulturalnej między Polską a Czechosłowacją. Strona polska przystała nawet pod wpływem sugestii radzieckiej na rezygnację z tajnego szczegółowego protokołu na rzecz ogólnego jawnego. Rozmówcy czechosłowaccy chcieli jednak, by ściśle określono niepolityczny charakter przyszłej polskiej organizacji na Zaolziu. W tym punkcie natrafili na opór polskich delegatów. Dyskusję kontynuowano w Pradze po zakończeniu konferencji paryskiej. Pod koniec października 1946 roku rząd czechosłowacki odrzucił wszystko to, co zostało dotychczas uzgodnione między przedstawicielami obu państw.

Dopiero po wyborach w Polsce [...] niejako w przeddzień spotkania w Moskwie ministrów spraw zagranicznych czterech mocarstw, mających obradować nad problemem niemieckim, przywódcy ZSRR wystąpili ponownie z propozycją zawarcia traktatu politycznego między Polską a Czechosłowacją. W tym wypadku zamknięcie łańcucha układów państw sprzymierzonych z ZSRR wydawało się sprawą naglącą ze względu na konieczność stworzenia zwartego bloku, który przeciwstawiłby się między innymi  ewentualnym anglosaskim próbom rektyfikacji granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej.

Podpisanie Układu

Strona polska podpisała w marcu układ o przyjaźni i wzajemnej pomocy, którego częścią był protokół – załącznik traktujący o sprawach mniejszościowych. Najbliższa przyszłość miała wykazać, że strona czechosłowacka nie widzi w nim podstaw do utworzenia na Zaolziu polskiej organizacji o charakterze politycznym. W wypowiedziach polityków czechosłowackich akcentowano konieczność dotrzymania zasady wzajemności przy  wypełnianiu zobowiązań zawartych w załączniku.  Podczas rozmów paryskich kwestia ta nie absorbowała uwagi delegatów czechosłowackich, ponieważ wówczas dążyli oni do storpedowania samego protokołu – załącznika. Obecnie zaś chodziło im o zahamowanie procesu przyznawania praw Polakom. Dlatego właśnie podnosili sprawę lojalności polskiej mniejszości wobec republiki jako warunek spełnienia obietnic, bardzo zresztą ogólnikowych.

[...] Zawarte w układzie politycznym zobowiązanie uregulowania kwestii spornych w ciągu dwu lat rozciągano w Warszawie wyłącznie na zagadnienie Śląska Zaolziańskiego. Ponieważ strona czechosłowacka nie zamierzała prowadzić rozmów na ten temat, natomiast nie zrezygnowała ze swych roszczeń, postulaty obu partnerów, które nagle w wyniku podpisania traktatu znalazły się na jednej płaszczyźnie, wzajemnie neutralizowały się. [...] Układ sojuszniczy zdawał się więc w istocie zapowiadać utrzymanie dotychczasowego status quo na odcinku granicy polsko-czechosłowackiej.

Podpisanie traktatu politycznego bynajmniej nie oznaczało wyeliminowania trudności, na które natrafiła strona polska, podejmując próby załatwienia niektórych interesujących ją kwestii. Tym razem pragnęła ona wprowadzenia w życie postanowień zawartych w protokole - załączniku, dotyczących zagwarantowania praw ludności polskiej na Zaolziu. Udało się jej skłonić partnera czechosłowackiego tylko do nieznacznych ustępstw. Powstały wprawdzie w lipcu 1947 roku przeznaczone dla mniejszości polskiej organizacje Polski Związek Kulturalno-Oświatowy i  Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej, ale swą działalność opierać miały na statutach narzuconych Polakom bez uprzedniego uzgodnienia z polską ambasadą. Wbrew literze protokołu - załącznika wyraźnie zastrzegano w statutach niepolityczny charakter stowarzyszeń, które dla ich osłabienia od samego początku podzielono na niezależne od siebie organizacje w obu powiatach zaolziańskich. SMP podporządkowano zaś statutowo nie istniejącej na razie Centrali Młodzieży Czechosłowacji. Prawo wstępowania do organizacji przyznawano jedynie Polakom posiadającym czechosłowackie obywatelstwo, co też stało w jaskrawej sprzeczności z literą protokołu – załącznika. Strona polska osiągnęła również to, że w Pradze zgodzono się wreszcie na otwarcie konsulatu polskiego w Morawskiej Ostrawie. Niczego więcej nie zdołano zapewnić Polakom zaolziańskim  do momentu przejęcia pełni władzy przez KPCz w lutym 1948 roku. Nastąpił nawet pewien regres na polu szkolnictwa polskiego, bowiem władze czechosłowackie rozpoczęły czystkę wśród polskiego nauczycielstwa.

Wszystko, co strona polska załatwiła, stanowiło program, który wobec Polaków zaolziańskich chciała zrealizować KPCz. Pozostałe partie czechosłowackie wzbraniały się nawet pójść na te minimalne ustępstwa. [...] Nieugięte stanowisko strony czechosłowackiej spowodowało w drugiej połowie roku 1947 całkowite zahamowanie ledwo rozpoczętego procesu przyznawania uprawnień polskiej ludności. Ponownie kwestia nielicznych mniejszości słowackiej i czeskiej stawała się wygodnym pretekstem dla czynników czechosłowackich, by tym razem nie wykonywać postanowień protokołu – załącznika. Zasada wzajemności, o czym dobrze zdawano sobie sprawę w Pradze, była bowiem niezwykle trudna do przeprowadzenia, zważywszy niewspółmierność wagi problemu z jednej strony Polaków na Zaolziu, a z drugiej mniejszości czeskiej i słowackiej w Polsce.

Mimo tego władze polskie zaczęły stopniowo otwierać szkoły czeskie i słowackie. Właściwie głównie chodziło o te drugie, bowiem jak się okazało w wyniku prac polsko-czechosłowackiej mieszanej komisji weryfikacyjnej, tereny dawnego Śląska niemieckiego zamieszkiwało nieco ponad dwa tysiące Czechów, z czego ponad połowę władze czechosłowackie pragnęły sprowadzić do republiki. Badania komisji zdyskredytowały więc głoszoną w pierwszych latach powojennych tezę propagandy czechosłowackiej, jakoby tereny te zaludnione były liczną rzeszą przedstawicieli narodu czeskiego.

[...]  Po lutym 1948 roku (komunistyczny pucz w Czechosłowacji – przyp. A.S.) strona czechosłowacka przystąpiła już w nowych warunkach politycznych do realizacji niektórych postanowień protokołu – załącznika odnośnie do praw mniejszości polskiej. Zwrócono polskim stowarzyszeniom (spośród wielu – przyp. A.S.) cztery domy będące przed wojną własnością Polaków, otwarto przedszkola (w niewielkiej zresztą liczbie w porównaniu z okresem przed 1938 rokiem), częściowo załatwiono sprawę polskich inspektoratów szkolnych oraz wprowadzono język polski do szkół polskich jako urzędowy oraz do urzędów jako równoprawny z czeskim(analogicznych ustaleń z protokołu – załącznika, jak te,  dotyczące m.in. zagwarantowania praw mniejszości polskiej, nie zawierał już Układ między Polską  i Czechosłowacją - zawarty po 20 latach w r. 1967; obie  komunistyczne strony uznały widocznie, że Polacy na Zaolziu już się nie liczą, wobec czego nie warto sobie zaprzątać głowy takimi sprawami,jak np. zwrot zagrabionego przez czeskich komunistów mienia polskich organizacji zaolziańskich, utrzymanie szkolnictwa w co najmniej dotychczasowym stanie i in.  -  przyp. A.S).

W zmienionej sytuacji międzynarodowej, gdy podział na dwa przeciwstawne bloki państw już się dokonał, strona polska zrezygnowała z roli obrońcy praw ludności na Zaolziu, przekazując całą sprawę w ręce KPCz. Udało się jej jedynie przedłużyć na początku roku 1949 czas obowiązywania protokołu – załącznika o dalsze dwa lata, unikając w ten sposób oficjalnego wyrzeczenia się pretensji do Zaolzia, których już praktycznie nie wysuwała po marcu 1947.

[...] W grze dyplomatycznej, prowadzonej do lutego 1948 roku przez przedstawicieli Polski i Czechosłowacji, ci ostatni wykazywali znacznie lepsze opanowanie swego kunsztu. Potrafili umiejętnie paraliżować akcje strony polskiej, nie pozwalając jej na realizację dwu najważniejszych celów: początkowo wszczęcia rozmów na temat przynależności państwowej Zaolzia, a następnie – uzyskania dla mniejszości polskiej przynajmniej takich możliwości rozwoju narodowego, jakie Polacy zaolziańscy mieli przed rokiem 1938. Strona czechosłowacka wprawdzie nie powiększyła swego obszaru państwowego kosztem pokonanych Niemiec hitlerowskich, ale uzyskała pewne przywileje dla, nazwijmy tak, „nowo kreowanych” swych mniejszości w Polsce.

Aczkolwiek w polityce zagranicznej powojennego rządu polskiego stosunki z Czechosłowacją, jak i vice versa, nie stanowiły sprawy najważniejszej, choć na pewno same w sobie były poważnym problemem, niestety przyczyniły się one do wzrostu nieufności między narodami polskim z jednej strony, a czeskim i słowackim z drugiej. Jeszcze raz w historii kontaktów polsko-czechosłowackich przeważył element niezrozumienia wspólnoty interesów, które winny jednoczyć we wspólnym działaniu narody obu państw.

Historia kołem się toczy

Minęło 60 lat. 1 marca 2007 weszła w Czechosłowacji w życie Europejska karta języków regionalnych i mniejszościowych. Tak – dopiero teraz! Gwarantuje ona – już tylko w 31 miejscowościach z dawnych 90 – stosowanie w życiu publicznym języka polskiego, jako języka mniejszości.

Czy jednak gwarantuje? Litera prawa jest martwa, jeśli brakuje dobrej woli człowieka. Są nieliczne miejscowości, gdzie udało się zagwarantować pewne prawa wynikające z tego tytułu. Trzeba sobie bowiem uświadomić, że o dotrzymywanie praw - gwarantowanych mniejszościom w skali międzynarodowej - miejscowi działacze polscy zabiegają od lat. Są jednak takie miejscowości jak Trzyniec, gdzie – choć liczba Polaków nadal utrzymuje się na wysokim poziomie -  czeskie, szowinistyczne lobby  z najwyższymi przedstawicielami miasta na czele, torpeduje wszelkie poczynania dla zapewnienia praw przysługujących miejscowym Polakom. Najnowszym, bolesnym dla polskiej ludności w Trzyńcu osiągnięciem tego lobby jest decyzja władz miasta z 27 lutego 2007 r. o likwidacji polskiej szkoły -  do której uczęszcza prawie setka uczniów. Skierowanie tej młodzieży do istniejącej równolegle, lecz odległej o kilka kilometrów drugiej polskiej szkoły na obrzeżach miasta, niewątpliwie utrudni wielu rodzicom, a niektórym – ze względu na niebezpieczeństwo związane z dalekimi dojazdami – wręcz uniemożliwi posyłanie dziecka do polskiej placówki oświatowej. I o to  właśnie  trzynieckim decydentom chodzi! Wszelkie próby wdrażania praw przysługujących polskim mieszkańcom (tablice dwujęzyczne, stosowanie języka polskiego w życiu publicznym) napotykają w tym mieście na ogromny opór.

Co na to Warszawa?

Wywodząca się jeszcze z dawnej epoki kadra urzędnicza MSZ, jak dotąd, na istotne dla Zaolzian sprawy, nad którymi MSZ powinien rozciągać parasol ochronny, bądź nie reaguje wcale, bądź działa nieruchawo, bez należnego zaangażowania (np. monit do czeskiego ministerstwa szkolnictwa nie przed, a po zapadnięciu decyzji władz lokalnych o likwidacji polskiej, trzynieckiej podstawówki).

Co na to czeskie władze centralne?

 Jak widać z podanych niżej faktów, gwarantowanie praw należnych miejscowej ludności polskiej na Zaolziu - jak dotąd - zbytnio nie leży w polu ich zainteresowania.

9 lutego 2007 r., kiedy sprawa likwidacji polskiej szkoły była już mocno nagłośniona, Trzyniec odwiedził prezydent Republiki Czeskiej Václav Klaus (na zdjęciu poniżej przyjmuje kwiaty od pani burmistrz Vĕry Palkovskiej, stojącej na czele lobby likwidatorów szkoły).

Wydawałoby się, że w takiej sytuacji wizyta głowy państwa w mieście, gdzie bez skrupułów likwiduje się żywą substancję życia narodowego Polaków - obywateli RC – tj. polską szkołę, będzie okazją, by ta sprawa jawnego łamania prawa mniejszości stała się przedmiotem zainteresowania najwyższego przedstawiciela „demokratycznego” kraju. Można ją było poruszyć w trakcie spotkania z autentycznymi przedstawicielami ludności polskiej, wysłuchać ich opinii i dobitnie, aby nikt nie miał wątpliwości, nagłośnić w prasie, że władze RC będą strzegły dotrzymywania podstawowych postanowień właściwych umów międzynarodowych, gwarantujących prawa Polakom na Zaolziu i nie pozwolą na ich łamanie,  w tym konkretnym przypadku - poprzez likwidację polskiej szkoły. Przecież Czesi, co prawda w odniesieniu do własnych rodaków,  znani są z takich gestów. Np.  prezydent RC Václav Havel swego czasu, podczas wizyty w Polsce, odwiedziłznacznie mniej liczną społeczność czeską, która przed wiekami, prześladowana w Czechach za swe przekanania religijne, emigrowała do leżącego w centralnej Polsce Zelowa. Prezydent Havel podkreślił tam solidarność narodu czeskiego z czeskimi mieszkańcami tego miasteczka zadomowionymi tam od czasów reformacji i dowiadywał się o ich życie narodowe.

I dobrze, że stało się tak, jak wyżej ...  Przecież relacja polskich obywateli z Zelowa narodowości czeskiej względem prezydenta Czech ma rzeczywiście  nieporównywalnie wyższą rangę niż relacja prezydenta Czech względem obywateli czeskich narodowości polskiej z Trzyńca! Nareszcie jest prawdziwie i wszelkie wmawianie oraz propaganda ze strony różnych fanów - zarówno tych z Polski jak i tych z Zaolzia - jak nas, obywateli RC, bracia lubią i kochają,  zostały ponownie sprawdzone

Wizyta Václava Klausa była pierwszą wizytą głowy samodzielnego państwa czeskiego w hutniczym Trzyńcu. Poprzednia wizyta prezydenta Republiki Czechosłowackiej w tym mieście odbyła się 77 lat temu w r. 1930. Ówczesny prezydent T.G. Masaryk, starał się  zachować pozory zainteresowania sprawami istotnymi dla miejscowych polskich autochtonów.  Obecnie – jak widać -  już nawet pozory zainteresowania nie są potrzebne.

Opracowała i wyboru z książki M.K.Kamińskiego

dokonała  Alicja Sęk


  

Z redakcyjnej poczty:

Już po opracowaniu powyższego materiału otrzymaliśmy kilka korespondencji dotyczących poruszonego wyżej tematu. Jedną z nich zamieszczamy niżej. W obliczu coraz częściej pojawiających się pogróżek wobec zaolziańskich Polaków,*/  ze względu na osobiste bezpieczeństwo Autora, nie podajemy  Jego nazwiska, które jest nam znane. Podane fakty drukujemy po autoryzacji  skróconego  przez nas  tekstu:

   
Kulisy likwidacji polskiej szkoły

w Trzyńcu na Tarasie

 

Ten dramat rozgrywał się już od dłuższego czasu. By móc się dokładnie zorientować w sytuacji musimy poznać jego aktorów i ich stosunek do polskości tej ziemi. Główne role odgrywają: obecna pani burmistrz Trzyńca, dyrektor likwidowanej placówki, rodzice, władze miasta i inne czynniki.

Postaram się nakreślić ich szczegółową charakterystykę:

Věra P. (Palkovská – przyp. red.) wice-burmistrz Trzyńca w kadencji 2000-2004.  Przed wyborami do władz wojewódzkich w r. 2004, z polecenia ówczesnego burmistrza Trzyńca Igora Petrova  (absolwent polskiej podstawówki w Trzyńcu, syn Bułgara i Polki, jego dziecko już w czeskiej szkole) zajmowała się ustalaniem listy kandydatów. Nie dopuściła do zgłoszenia na tę listę nazwisk trzech kandydatów, przedstawianych zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami przez Ruch Polityczny Wspólnota (od chwili powstania w r. 1991 walczący z wynaradawianiem Zaolzia), którzy w myśl uprzedniego porozumienia mieli startować w koalicji z Niezależnymi (SNK), partią senatora, obecnie eurodeputowanego Zieleńca.  Pani P. unikała kontaktów z przedstawicielem Wspólnoty, broniła dostępu do burmistrza Petrova i w końcu lista została zamknięta bez nazwisk polskich kandydatów, z wyjątkiem drugiego aktora opisywanego dramatu - Romana W. (dyrektora szkoły na Tarasie – Romana Wróbla – przyp. red.), umieszczonego i tak na  miejscu 66, a więc niewybieralnym. Pani P. zdawała sobie bowiem sprawę, że - nawet będąc liderką tej listy - głosami oddanymi na polskich kandydatów może zostać przesunięta na dalsze miejsce. Miała rację. Uzyskała 1825 głosów, a liczba głosów oddanych na kandydatów Wspólnoty we wcześniejszych wyborach wynosiła 5450 (średnio 1816, ale dwaj kandydaci znacznie przewyższali wynik uzyskany przez panią P.). SNK uzyskało w tej sytuacji 12 961 głosów (4,8 %) i nie weszło do władz województwa. Do 5% zabrakło im, jak łatwo obliczyć – 540 głosów. To niewiele, zważywszy, że w wyborach na tym terenie możemy liczyć z udziałem mniej więcej 7 500 tzw. betonowych Polaków. To za mało by uzyskać mandat w województwie, bowiem Czesi ustawili próg wyborczy na 5%, żeby mniejszości nie psuły układów w gminach, ale w koalicji można było zdobyć nawet 2 mandaty radnych  wojewódzkich z dotacją państwową 250 000 koron rocznie na każdego. Kończąc opisywanie działań pani P. na tym etapie można tylko dodać, że wówczas zerwała kontakty nawet z burmistrzem Petrowem i już w r. 2004 zaczęła pracować nad organizowaniem nowej czeskiej listy do samorządu lokalnego 2006. Od tego też roku trwają, według tej pani, rozmowy z dyrektorem polskiej szkoły o jej likwidacji, ale w największej tajemnicy. Dlaczego? Czy to ona zaproponowała mu niewybieralne miejsce na swej liście do województwa? Czy byli w dobrej komitywie? Te pytania zostawiam bez odpowiedzi by nie być posądzonym o insynuacje.

Roman W., magister wychowania fizycznego. Człowiek nie lubiący Wspólnoty. Na mikołajkach organizowanych przez swoją gminę, w których uczestniczył jako radny, starał się nie mówić zbytnio po polsku, a nawet po naszymu, żeby nie zrażać ewentualnych, już wynarodowionych wyborców. Dyrektor likwidowanej w tajemnicy placówki w Trzyńcu na Tarasie. Twórca jedynego w swoim rodzaju talk show polskich podstawówek - Miss i Mister - które zaczęło podupadać natychmiast po tym, jak - chcąc być bardziej europejski. - włączył w tę zabawę sąsiednią, czeską szkołę. W połowie lat 90, kiedy przedstawiciel Wspólnoty w komisji szkolnej, przyklejonej na gwałt do tzw. Rady Polaków, zaproponował przeprowadzenie aktywniejszego naboru do polskich szkół poprzez przygotowanie i rozprowadzenie - zwłaszcza wśród rodziców  niezdecydowanych i małżeństw mieszanych - ulotek ukazujących pozytywy tych szkół, pan W. - dyrektor szkoły, która natychmiast po jego nominacji w roku 1994, jako jedyna na Zaolziu  przestała werbować dziewiątoklasistów do PZKO - był temu przeciwny. Mury tej szkoły opuszczało w tym czasie co roku około 25 dzieci. Dzisiaj te dzieci, już jako dorośli, bez kontaktu z miejscową polską społecznością, posyłają swoich potomków do sąsiedniej, czeskiej szkoły. Przed dwoma laty dyrektor aż do czerwca trzymał w niepewności rodziców piątoklasistów czy z  powodu niskiej liczby - ośmiorga - dzieci zostanie po wakacjach otwarta 6 klasa. Oczywiście nie zabiegał odpowiednio o zezwolenie i klasy 6 nie było. Był to potem jeden z argumentów często przytaczanych przez zwolenników likwidacji szkoły. Świadkowie wspominają, że kiedy na Walnym Zebraniu PZKO w Bystrzycy, macierzystym kole naszego dyrektora pochwalono miejscową szkołę za wspaniały, bo 70 % werbunek do PZKO, to ten pan wstał i wypowiedział trudne do zapomnienia słowa: Miarą wartości szkoły nie jest liczba dzieci zwerbowanych do PZKO!!! Cóż, uderzysz w stół i nożyce się odezwą. Dla uzupełnienia charakterystyki tego pana, nim przejdę do powiązań w mieście, powiem że ucieka z tonącego okrętu na inny. Został wice-starostą Bystrzycy. Przed wyborami, żeby nie mieć konkurencji, zmusił Wspólnotę do nie przedstawiania swej listy argumentem, że w zeszłych wyborach nie uzyskała mandatu, mimo uzyskanych łącznie 5 % i szkoda polskie głosy marnować. Z obliczeń widocznych na stronach http://www.volby.cz/ widać jednak, że to wkurzeni wyborcy Wspólnoty nie poszli głosować i pan W. ze swoją listą osiągnął znacznie gorszy wynik, niż liczył. Opisałem tu może niezbyt różowo pana dyrektora, ale już za trzy lata, kiedy wiatr historii wymiecie go z fotela wice-starosty, a obecną już połączoną polską placówkę przy ulicy Dworcowej opuści jej dotychczasowy dyrektor, zasłużony działacz społeczny Tadeusz Szkucik, odchodząc na emeryturę możemy o nim na nowo usłyszeć. Cóż to za okazja, by przy poparciu tych, co likwidowali szkołę Na Tarasie, usiąść  w fotelu dyrektora przy Dworcowej i po staremu zacząć OD NOWA.

Przedstawiając aktorów antypolskich rozgrywek  Polakom w Trzyńcu  trzeba również wymienić L. Vratnego, nominowanego po lokalnych wyborach na szefa komisji do spraw mniejszości narodowych. Jest rodowitym Czechem, ma 49 lat i jest znanym na terenie miasta młodym wilczkiem reżymu sprzed 1989 roku, po studiach w Moskwie. Uczył rosyjskiego w miejscowej zawodówce. Gdy został szefem komisji dobrał sobie na współpracowników: Wietnamczyka, Greka, Bułgara, Roma i dwu Polaków, całkowicie nie znanych w mieście i jemu uległych. Dopiero zdecydowana interwencja Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego i nominacja, do której ten związek - jako organizacja społeczna - miał prawo, sprawiły że polska reprezentacja zdobyła w komisji jakąś przeciwwagę w stosunku do przedstawicieli narodowości na tych terenach całkowicie napływowych. Wówczas jednak Słowacy nominowali do komisji swoją szefową i równowaga znów została zachwiana. Mniejszości, które reprezentują po 1% mieszkańców mają w komisji 5 członków, a Polacy stanowiący w mieście 17%, mają tylko 4 przedstawicieli i to jeszcze dwóch dyspozycyjnych wobec czeskiego szefa. To całkowity absurd. Wystarczy tylko spojrzeć na wyniki głosowania w sprawie likwidacji polskiej szkoły by zobaczyć, że L. Vratny był zawsze za. Już od jesieni były przecieki nieprzychylnych nam czeskich gazet i ostrawskiej telewizji o mającej nastąpić likwidacji szkoły. Nie było tygodnia, by któreś medium o tym z radością nie informowało.

 


Tablica od ulicy Kopernika, tylko po czesku

  Likwidowana polska Szkoła Podstawowa w Trzyńcu na Tarasie

Budynek  likwidowanej  polskiej  szkoły

 

27 lutego 2007 odbyły się dwa głosowania w sprawie likwidacji placówki.  Najpierw polski radny inż Jerzy Möhwald zaproponował przełożenie sprawy szkoły na następne zebranie, by przedtem mogła się wypowiedzieć komisja do spraw mniejszości narodowych, której zebranie do tej pory wstrzymywał L.Vratny. Tabelkę z wynikami tych głosowań podaję za internetem. Sądzę, że warto zapamiętać jak kto głosował. Osoby, które ukończyły polską szkołę podstawową zaznaczyłem kursywą (polskie tłumaczenie czeskiego tekstu – redakcja).

 

Číslo hlasování  (głosowanie nr): 18


Návrh na optimalizaci národnostního školství v Třinci  - "protinávrh Ing. Möhwalda"

(wniosek w sprawie optymalizacji szkolnictwa narodowościowego - odroczenie sprawy)
Zastupitelé městského zastupitelstva hlasovali následovně (radni głosowali następująco):


Přítomni (obecnych): 32 

Pro (za) - 9:

Ing. Zbigniew CHODURA

MUDr. Isabela FRENCLOVÁ

MUDr. František HAMPL

JUDr. Jana KANTOROVÁ

Eva KIEDROŇOVÁ

Ing. Jiří MÖHWALD

Martin SIKORA

Mgr. Radim TUREK

MUDr. Jan VĚTĚCH

 

 

 

 Proti (przeciw) - 18:

Mgr. Karel BIERINGER

Ing. Miroslav BOUBLÍK

Ing. Miroslav DOSEDĚL

Anna GAVENDOVÁ

PhDr. Milada HEJMEJOVÁ

Jaroslav HÝBL

Mgr. Ivo KALETA

Ing. Ivo KANTOR

Alena KOSTKOVÁ

Radim KOZLOVSKÝ

RNDr. Věra PALKOVSKÁ

Ing. Radim PŘEČEK

Stanislav SAJDOK

Mgr. Petr ŚIŠKA

MUDr. Radana ŠOLTÉSOVÁ

Ing. Michael TROJKA

MUDr. Zdeněk UHLÁŘ

Mgr. Ladislav VRÁTNÝ

 

 

Zdrželo se (wstrzymali się) - 2:

MUDr. Štěpán RUCKI, CSc.

MUDr. Bohuslav STABRAWA

 

 

 Nehlasovalo (nie głosowali) - 3:

Mgr. Ivo KLEN

MUDr. Petr KOZÁK

Ing. Igor PETROV

 

 

Wyniki drugiego głosowania były konsekwencją pierwszego i tu nawet niektórzy Polacy przesunęli się na zgoła inne pozycje, co pokazuje tabelka. Warto tu jednak usprawiedliwić panią Frenclową, która ze zdenerwowania zapomniała głosować.

Już samo nazwanie likwidacji polskiej szkoły „optymalizacją szkolnictwa narodowościowego”  brzmi obłudnie.

 

Číslo hlasování (głosowanie nr) 19

Návrh na optimalizaci národnostního školství v Třinci – (wniosek w sprawie likwidacji polskiej szkoły –nazwany optymalizacją) Zastupitelé městského zastupitelstva hlasovali následovně (radni głosowali następująco):

 
Přítomni (obecnych): 32


Pro (za) - 23:

Mgr. Karel BIERINGER

Ing. Miroslav DOSEDĚL

Anna GAVENDOVÁ

MUDr. František HAMPL

PhDr. Milada HEJMEJOVÁ

Jaroslav HÝBL

Mgr. Ivo KALETA

Ing. Ivo KANTOR

Eva KIEDROŇOVÁ

Mgr. Ivo KLEN

Alena KOSTKOVÁ

MUDr. Petr KOZÁK

Radim KOZLOVSKÝ

RNDr. Věra PALKOVSKÁ

Ing. Igor PETROV

Ing. Radim PŘEČEK

Stanislav SAJDOK

Mgr. Petr ŠIŠKA

MUDr. Radana ŠOLTÉSOVÁ

Ing. Michael TROJKA

MUDr. Zdeněk UHLÁŘ

MUDr. Jan VĚTĚCH

Mgr. Ladislav VRÁTNÝ

 

 Proti (przeciw) - 4:

Ing. Zbigniew CHODURA

JUDr. Jana KANTOROVÁ

Ing. Jiří MÖHWALD

Martin SIKORA

Zdrželo se (wstrzymali się) - 3:

Ing. Miroslav BOUBLÍK

MUDr. Štěpán RUCKI, CSc.

MUDr. Bohuslav STABRAWA

 

Nehlasovalo (nie głosowali) - 2:

MUDr. Isabela FRENCLOVÁ

Mgr. Radim TUREK

 

 

 Z tabelki wynika, że dwaj radni z polskimi korzeniami, którzy głosowali za likwidacją placówki to biznesmen Stanisław Sajdok i były burmistrz Trzyńca Igor Petrov. W tle stoją jednak dwie inne osoby i leży jeszcze jedna sprawa. Otóż do budynku po polskiej szkole ma zostać przeniesiona czeska szkoła muzyczna, mieszcząca się dotąd w willi, która jest własnością miasta. Jak dowiadujemy się z nie sprzyjającego nam Polakom tygodnika Horizont (opozycyjnego również wobec obecnych władz miasta), willa ta stanowi łakomy kąsek dla kogoś z dużymi pieniędzmi, którego wpływy są tak wielkie, że ludzie z obawy przed utratą pracy boją się o tych sprawach głośno mówić. Również rodzice dzieci uczęszczających do likwidowanej szkoły, pracujący w firmie,  w której ma ten pan wpływy, w obawie o utratę pracy nie chcieli formą petycji protestować przeciw zamknięciu szkoły. Ten pan po prostu wylansował obecną panią burmistrz i jej ugrupowanie tzw. Niezależnych dla Trzyńca. Cóż, wielkie pieniądze dają i wielkie wpływy.

 Obiekt targów – siedziba czeskiej szkoły muzycznej

Obiekt targów – siedziba czeskiej szkoły muzycznej

 

Jak widać z analizy wyników wyborczych w poszczególnych rejonach miasta, na obecną panią burmistrz głosowała część Polaków.

Powstaje pytanie - czy byli sobie świadomi, na kogo głosują? Są jeszcze w Trzyńcu dwie polskie małoklasówki i trzy przedszkola. Może więc teraz na nie kolej?

J.B.

*/ fragment postu z forum dyskusyjnego 3nec.cz – dyskusja „Polské Nápisyhttp://www.trinec.cz/diskuze/id74  post z 13.3.2007, 13:34,  nick  Víťa

(redakcja dokonała tłumaczenia i podkreślenia fragmentów postu czeskiego autora z pominięciem użytych przez niego. wyrażeń wulgarnych: /.../ piszcie sobie co chcecie, ale tych polskich napisów w Trzyńcu tak tylko sobie nie będzie, jeśli się pojawią, postaram się je w każdym razie zlikwidować. Jestem przekonany, że w Trzyńcu znajdzie się wiele osób, którym się to nie podoba i staną po mojej stronie /.../ po prostu żyjący u nas polacy mi się nie podobają /.../ wymordować ich nie mogę, tak odważny nie jestem /.../ )

  do góry


 

 

 

Chętnym do wsparcia Społecznego Komitetu Odbudowy funduszami na wykończenie Pomnika Legionistom Bohaterom Ziemi Cieszyńskiej i jego otoczenia podajemy numer konta w Banku Spółdzielczym w Cieszynie :


Beneficjent: Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika
Konto: 
98 8113 0007 2001 0176 2231 0001 
z dopiskiem  POMNIK.  

Dane przy przelewach zza granicy Beneficiary Name: Spoleczny Komitet Odbudowy Pomnika
Beneficiary Account #:
98811300072001017622310001 
Beneficiary Bank Name: Bank Spoldzielczy w Cieszynie ABA#/Swift #: POLUPLPR
Beneficiary Bank Address: Kochanowskiego 4, Cieszyn, Poland 43400
Additional Instructions: POMNIK

 

 do góry


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 3/2007 (39)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry