ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 11/2008 (59)

CIESZYN

23 listopada 2008

wersja do druku  MS Word  (doc)

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1.   NIE RZUCIM ZIEMI SKĄD NASZ RÓD

 

NIE RZUCIM ZIEMI, SKĄD NASZ RÓD

(Przemówienie dr. Władysława Michejdy, burmistrza Cieszyna na manifestacji narodowej w 15 rocznicę powrotu Wojsk Polskich – 25.02.1934, jako uzupełnienie merytoryczne biuletynów PBI-Z  nr 5/2008–10/2008 – przyp.red., tekst opublikowany w Nowinach Śląskich, nr 6-8/1934)  

 

Polacy!

           

Jest 26 lutego 1919 roku.

Po 2-dniowej bitwie pod Skoczowem i zawarciu narzuconego mu rozejmu wraca Wojsko Polskie do Cieszyna. – Wieść ta zelektryzowała kraj cały. Dziesiątkami tysięcy ciągną ludzie do Cieszyna, by tu osobiście przeżyć chwilę wyzwolenia stolicy, która jest pierwszą zapowiedzią wyzwolenia całego polskiego Śląska.

Opisuję według ówczesnego „Dziennika Cieszyńskiego”:

„Wzruszającym momentem była godzina pół do jedenastej przed południem. Rynek cały przepełniony tłumami. Tłum cichy i milczący czeka, a tuż obok stoi w pogotowiu szwadron kawalerii czeskiej, który ma w myśl zawartej umowy opuścić miasto w chwili pojawienia się patroli polskiej. Nagle patrol konnicy polskiej wjeżdża, a rynek jakby rozjaśnił się. Na widok dziarskiego żołnierza polskiego, na widok polskich orzełków ogarnia tłum wzruszenie, które przechodzi w entuzjazm, uniesienie. Kawaleria czeska pośpiesznie znika.

Tłumy rosną i coraz nowe rzesze napływają. W całym kraju od Karwinej, Suchej, aż po Jabłonków praca dziś spoczywa. Prawdziwe święto narodowe, święto radości i wyzwolenia!

Ciągną robotnicy z Trzyńca w ogromnym pochodzie z muzyką na czele, a za nim obywatele gmin wszystkich od granicy węgierskiej. Pojawiają się olbrzymie, nie kończące się pochody z innych stron. To idą górnicy z Karwinej i Suchej –  Bogumin, Dąbrowa, Orłowa, Stonawa, Olbrachcie. – Każda z gmin tych i okolicznych jest zastąpiona w tym dniu w Cieszynie, a wszystkie te zastępstwa, to jakby masowe deputacje, które tu zjawieniem swem  manifestują swoje przywiązanie i swą miłość do Polski.

Czesi próbowali wstrzymać ten napływ ludności do Cieszyna i zarządzili ograniczenia kolejowe. Małe, śmieszne, drobnostkowe środki, by ruch żywiołowy zatamować! Górnik nie mając pociągu, szedł pieszo i w ten sposób dostały się do Cieszyna tysiączne masy z zagłębia. Koło południa masy te przepełniły miasto. Zdawało się, że rozsadzą ulice. Takiego nagromadzenia tłumów Cieszyn nie pamięta.

Armja wkracza do miasta pochodem prawdziwie triumfalnym.

Uniesienie, entuzjazm ogarnia wszystkich. Kawalerja porwała i oczarowała tłumy. Nie zanikła jeszcze tradycja sławnej jazdy polskiej. Konie piękne, rosłe a jeźdźcy jakby z obrazów matejkowskich. – Za kawalerją piesze oddziały wojska. Jedne wspaniale wyekwipowane, wyćwiczone według musztry pruskiej, drugie w mundurach dawnych austrjackich nie tak dobrze na zewnątrz się skutkiem tego prezentujące, jedne i drugie równie nam jednak drogie i kochane. – Wszystkie najserdeczniej witano i obrzucono takiem mnóstwem kwiatów, że wkrótce wszystko od koni i ludzi do broni było umajone i ukwiecone... Na kształt lawiny przewalił się Śląsk cały przez ulice Cieszyna. Śląsk polski odbył tu pod znakiem wieży piastowskiej uroczystość wielkiego święta narodowego, uroczystość pełną dostojności, odpowiadającej podniosłemu nastrojowi mas.”

Skąd ta prawie obłąkańcza radość 70 tysięcy przedstawiających kraj cały? Pierwszą jej przyczyną to widok Wojska Polskiego. Wszak staliśmy u wrót Ojczyzny. Zdradziecki napad zdawało się zatrzasnął nam je w ostatniej chwili. Widok Wojska Polskiego przywrócił sterroryzowanemu ludowi momentalnie pełnię radosnej świadomości, iż stoi za nami moc wskrzeszonej Polski.

Wstąpiła w serca nowa otucha.

A przecież był to zaledwie twardy i mały początek tworzenia z niczego zbrojnej siły polskiej.

Poświęcając dzisiejszy obchód rzewnemu wspomnieniu tej niezapomnianej chwili z przed laty 15-tu, uświadommy sobie ten ogrom pracy, jakiej dokonała Polska w dziele zorganizowania Armii Polskiej.

Dziś jesteśmy szczęśliwsi.

Planową i żelazną ręką dokonana rozbudowa obrony Państwa wskazuje nam świetlany szlak, po którym – da Bóg – wejdzie Polska na wyżyny mocarstwowej potęgi!

Uświadommy sobie święty obowiązek dokonania właśnie w tem pokoleniu najwyższego wysiłku, by Polakom nikt nie śmiał grozić zaborem i byśmy następnym pokoleniom przekazali państwo mocarne. Oto idzie do nas od najwyższych Włodarzy Państwa zew o stworzenie floty wojennej, bez której nigdy nie będzie pewności utrzymania morza polskiego, którego posiadanie jest nieodzownym warunkiem i podstawą naszej wolności i znaczenia na świecie.

Czuję, iż w zmienionych warunkach najlepiej zespolimy się uczuciowo z tymi, którzy przed 15-tu laty z uniesieniem witali w Cieszynie Wojsko Polskie, jeżeli – ślubując uczynić wszystko, co jest w naszej mocy dla rozrostu sił obronnych narodu – w tem samem zaufaniu i nadziei, jak to było wówczas, wzniesiemy okrzyk na cześć naszej kochanej Armji, jako najlepszej gwarantki naszej przyszłości narodowej i najwierniejszego stróża honoru i mienia polskiego, na chwałę jej wielkiego twórcy i organizatora, Pierwszego Marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego.

„Armja polska i jej ukochany Wódz, Józef Piłsudski niech żyje!!!”

-------------------------

Skupiona cisza, z jaką schodził się cały lud śląski w Cieszynie, wyrażała jednak – zanim doszło do wybuchów radości na widok orłów polskich – inne jeszcze zgoła myśli i inne niemniej głębokie uczucia. Oto chyliły się głowy przed wielkością ofiary tych wszystkich, którzy gdy ojcowiznę ich znienacka napadnięto, stanęli w obronie z bronią jaką mogli pochwycić i oddali swe życie za Ojczyznę miłą, przed męką tych, których katowano i oplwano, porwawszy ich z ich sadyb za to, że się w życiu nie wyrzekli swej mowy i swego narodu, ni w chwili napadu nie ugięli się przed brutalną przemocą. Był w zamierzeniach i duszach zebranych tłumów żywiołowy i zacięty protest przeciwko całej obłudzie postępowania bratniego niby narodu, który zdołał w ciągu miesięcznej okupacji w spokojnej i zrównoważonej naszej ludności nagromadzić morze żalu i nienawiści.

Ale nad tem górowała myśl: Cieszyn znów nasz!

Zapewne niejeden z Szanownych Słuchaczy, nie znający bliżej dziejów tej ziemi kresowej, zdziwi się i zapyta, cośmy widzieli, czy też widzimy nadzwyczajnego w tej małej – schludnej i miłej – granicznej mieścinie? Ale dla synów i obrońców tej ziemi ten Cieszyn był naprawdę stolicą. Tu od czasu, gdy w roku 1290 Mieszko jako pierwszy udzielny książę z królewskiego rodu Piastów utworzył Księstwo cieszyńskie, władała dynastja piastowska. Tu z istnieniem poprzez cztery wieki dworu książęcego na zamku cieszyńskim wiąże się kilkaset lat ożywionego ruchu gospodarczego, umysłowego i kulturalnego naszego miasta i ziemi. Historja świadczy, iż Piastowie śląscy – mimo oderwania od Państwa Polskiego i rosnących wpływów niemieckich – zachowali przez dłuższy czas żywe poczucie przynależności kraju do Polski. Cieszyn przeżywa w 15-tym wieku renesans stosunków Śląska ze stolicą krakowską, z której od dawna czerpał soki odżywcze. Na dworze cieszyńskim kwitnie życie polskie. Przyszedł potem długi okres niewoli, okres systematycznej germanizacji, w której wyniku polskim pozostał tylko lud wiejski czytając swoje stare, religijne księgi polskie i zachowujący w dziwnej czystości mowę ojców.

Wielki wstrząs roku 1848 sprawia, że chłop śląski poczuł się prawowitym gospodarzem tej ziemi, zroszonej potem i krwią przodków, stwarza „cud nad Olzą” – jakby żywą ilustrację wieszczych słów poety: „jest w ludzie siła niespożyta”. Lud sam z własnej inicjatywy i mocy wytwarza w ciągu lat kilkudziesięciu nowy żywotny organizm narodowy i społeczny.

Nie tu miejsce na kreślenie szczegółów zmagań i prac podjętych w tym celu. Faktem jest, iż od zarania naszego odrodzenia Cieszyn właśnie był ich centrum, stolicą naszego kulturalnego i narodowego życia, ośrodkiem wszelkiej myśli polskiej, a nazwa Cieszyn stała się w okresie najcięższych bojów narodowych symbolem odporności ludu polskiego i żywotności narodowej. Stąd w roku 1914 wyruszył kwiat młodzieży niepodzielonego Śląska cieszyńskiego jako legion śląski w bój, by świadczyć w tej historycznej chwili czynem o polskości tej ziemi i jej nierozerwalnej łączności z Macierzą.

Tu wreszcie z wyżyn zamku cieszyńskiego ogłosił cały Śląsk cieszyński w listopadzie 1918 r. przez usta Rady Narodowej uroczyście swą przynależność po wsze czasy do Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Zdobycie Cieszyna zdawało się być gwarancją wyzwolenia całego polskiego Śląska.

Stało się inaczej.

--------------------------

Rzucali nam Czesi często w twarz uzależnienie księstw śląskich, z mocy prawa lennego, od królów czeskich.

Powiem o tem krótko:

Ostatni Piastowie po mieczu władali w Cieszynie jako lennicy Habsburgów do roku 1625. – Data ta zbiega się z bitwą pod Białą Górą w roku 1620, w której rozgromione zostało ówczesne państwo czeskie i która stanowiła koniec politycznego istnienia narodu czeskiego. – Weszliśmy więc równocześnie w niewolę cesarsko-habsburską.

„Korona św. Wacława – tak określił Roman Dmowski na konferencji Rady Najwyższej w Paryżu – razem ze Śląskiem utonęła w morzu niemieckiem, a ziemie jej potem odradzały się narodowo: czeskie po czesku a polskie po polsku, ostatnie wracając do swej prastarej Macierzy – Polski”.

Polskości naszej ziemi nie będę dowodził, bo bym – jak to w roku 1919 napisał ówczesny Prezydent Rządu dr Jan Michejda – „ubliżył godności własnej i ludu polskiego i tych wszystkich uczonych polskich i czeskich, którzy tę sprawę osądzili i granicę językową polsko-czeską ustalili aż po Łucynę i Ostrawicę.”

 „Gdy rozpoczął się ruch narodowy polski – pisze Władysław Zbawski w swej książce pt. „Droga do ziemi obiecanej” – jednostki czeskie tu zamieszkałe sympatyzowały z nim i popierały go. Oddziaływały nawet na miejscowych ludzi. Przypominali im obowiązki narodowe wobec narodu polskiego naturalnie, nie zaś czeskiego, ani im się śniło wtedy wmawiać w Cieszyniaków, że powinni być Czechami”’

Do roku 1890 nie istniała na Śląsku kwestja polsko-czeska, którą wytworzyli Czesi z chwilą większego rozwoju kopalnictwa węglowego i połączonego z tem przemysłu w zagłębiu karwińsko-ostrawskim. Rozpoczęła się wtedy gwałtowna i nie  przebierająca w środkach akcja czechizacyjna. Inżynierowie, sztygarowie, majstrzy przybyli z Czech i Moraw, uzyskali wpływy w kopalnictwie i rozpoczęli – na razie na przylegającym do Morawskiej Ostrawy terenie – walkę iście pruską, walkę eksterminacyjną z tubylczą, jako też przybyłą z ówczesnej Galicji za chlebem ludnością polską.

Nie mogę tu wchodzić w przyczyny: stwierdzić muszę fakt, że żywioł polski pod tym naporem cofał się w sposób zatrważający (w kopalniach i znaczniejszych zakładach pracy następowało rugowanie pracowników narodowości polskiej, a także wprowadzono tam zakaz sprawowania funkcji kierowniczych dla Polaków). Stwierdzić też muszę bez ogródek, że w czołowych szeregach przeciwko Polakom stał „Čas”, ówczesny organ prasowy dzisiejszego prezydenta Republiki Czesko-słowackiej, wypisując wyraźnie hasło: „Na Śląsku z Niemcami przeciw Polakom – bój przeciw Polakom za wszelką cenę”. Było to około roku 1901.

Jeszcze wówczas odpowiadał na to mój własny śp. Ojciec, ksiądz Franciszek Michejda:

„Jesteśmy przekonani, że hasła tego naród czeski nie przyswoi sobie, gdyby sobie przyswoił, to my Czechom pozostawimy odpowiedzialność za taką samobójczą politykę.

My sobie tego hasła nie przyswoimy. Historja zachodniej Słowiańszczyzny jest aż nadto wymownym świadectwem, że taka nieszczęsna polityka była grobem całych narodów słowiańskich”.

Mimo pogwałcenia rzeczywistej granicy etnograficznej przez fakta naszkicowane zgodziła się Rada Narodowa – w chwili załamania się Austrji w ugodzie zawartej Z Czechami w listopadzie 1918 na linję rozgraniczającą, która liczyła się w całej pełni z ówczesnym zasięgiem wpływów czeskich w zagłębiu karwińsko-ostrawskiem. Ten układ decydujących wówczas czynników miejscowych uzyskał – wbrew wszelkim kłamstwom w tej mierze szerzonym – zatwierdzenie Warszawy i Pragi.

Jakże słusznie mówił Roman Dmowski przed Radą Najwyższą:

„Położenie obu narodów, niebezpieczeństwa, które im grożą, nakazują im solidarność i zgodne pożycie. Zgodne to pożycie wszakże możliwe będzie tylko wtedy, gdy nie będzie Czechów pod panowaniem polskiem, a Polaków pod czeskiem. Dlatego koniecznością jest przeprowadzenie granicy politycznej możliwie najściślej po linii granicy narodowej. Sami proponujemy przyłączenie do Czech tego kawałka Księstwa cieszyńskiego, na którym większość ludności jest czeska. Reszta wszakże musi należeć do Polski... Przecież ta ludność po wojnie okazała żywą chęć do zgody i sprawiedliwego rozgraniczenia. Przecież Polacy i Czesi na miejscu zawarli między sobą układ rozgraniczający sferę czeską i polską. Jeżeli twierdzicie – tu zwrócił się Dmowski do delegacji czeskiej, że usposobienie ludności czeskiej się zmieniło, kto temu winien? Wy Panowie Delegaci. Wyście im pisali, cały Cieszyn będzie czeski, że aljanci są za wami, że Polacy nic nie dostaną”.

Prawa nasze były tak oczywiste, że po tem przemówieniu jeden z delegatów mocarstw powiedział: „Beneš leży na obie łopatki, jeżeli sprawa będzie dziś decydowana, otrzymacie wszystko, czego żądacie”.

Clemenceau zamknął dla spóźnionej pory posiedzenie, by nie dopuścić do sukcesu polskiego. Był związany zobowiązaniami przyjętymi już znacznie wcześniej na podstawie sugestii, że Czesi w ciągu całej wojny nastrojeni byli proaliancko, podczas gdy w Polsce „Piłsudski walczył z Austrją i Niemcami przeciwko jednemu z aliantów”.

Dla oświetlenia istotnego stanu rzeczy, oraz sposobów postępowania i walki przytoczę tylko dwa mało znane fakta:

Pierwszy: W początkach roku 1917 pisały „Národní listy” o obecnym prezydencie Republiki Czesko-słowackiej prof. Masaryku: „Jest rzeczą zadziwiającą, jak prof. Masaryk niestrudzenie pracuje (za granicą) nad znieważeniem narodu czeskiego i pogarszaniem położenia swoich rodaków. – Zastrzegamy się jak najostrzej przeciwko temu, żeby tego rodzaju ludzie występowali w imieniu Czech. Czeski naród dziękuje za takich przedstawicieli”.

Oto dowód jednolitej pro-alianckiej orientacji!

Drugi fakt: Gdy na posiedzeniu Rady Najwyższej Ignacy Paderewski na podstawie dokładnych cyfr wykazał prawa polskie do ziemi cieszyńskiej, dr Beneš nie mogąc znaleźć żadnego kontr-argumentu, odparł z sarkazmem: „Zapewne wiadomo Panom, że statystyki polskie są przeważnie sfałszowane”. Obszerna sala konferencyjna jakby zamarła w milczeniu. Nawet Clemenceau zdawał się być ze swego letargu obudzony. Nie było łatwem odpowiedzieć na takie oskarżenie.

Paderewski podniósł się i spokojnie oświadczył: „Nie będę się zajmował osobistą obrazą wyrządzoną mojej Ojczyźnie i mnie osobiście. Ale proszę, aby moja statystyka uległa zaprotokołowaniu i aby też zaprotokołowano oskarżenie dr. Beneša”. Gdy Beneš zgodził się, Paderewski oświadczył wyraźnie i uroczyście: „Statystyka moja wzięła się z książki, która została napisana i zaopatrzona w najbardziej dokładną statystykę przez mojego Czcigodnego Przyjaciela dr. Masaryka, prezydenta Republiki Czesko-słowackiej”. W ciszy, która powstała Paderewski mówił dalej: „W drodze na tę konferencję górnicy ze Śląska cieszyńskiego przybyli do mojego pociągu, aby mnie zobaczyć. Odziani byli w swoje bluzy górnicze a przywódca ich był po siedemdziesiątce. – Przyszedł do mnie i rzekł: Panie, zobaczy Pan w Paryżu Czechów. Niech im Pan powie, że patrzymy na nich jak na swoich braci. Nie chcemy z nimi walczyć i powiedz im Pan, że gotowi jesteśmy pracować co niedzielę, że będziemy im posyłać węgiel za darmo, aby mieli pod dostatkiem węgla, jakiego chcą, ale ziemi naszej Panie, im nie trzeba. Mimo wszystko Czesi postanowili wydrzeć nam Cieszyńskie za każdą cenę”.

Gdy się w kraju, żyjącym w podnieceniu, wywołanym przewrotem coraz uporczywiej pojawiały wieści o wojennych przygotowaniach czeskich i zamierzonym napadzie zbrojny, wysłano do Pragi delegatów, aby wyjaśnić sytuację. Do tylu fałszów politycznych dorzucono najgorsze oświadczenie najbardziej autorytatywnego czynnika w państwie, że do tego dojść nie śmie, w słowach: „To se nesmí stát, a pokud jsem živ se to nestane”.

Tymczasem dawno przygotowane dywizje czeskie wraz z artylerją posuwały się już trzema szlakami w głąb naszego kraju, od Bogumina ku Zebrzydowicom i ku Karwinie, od Czadcy do Jabłonkowa. Dalsze wypadki ścinające krew w żyłach, są znane: wspominaliśmy o nich w bólu nad mogiłami ofiar i bohaterów i w świątyniach Pańskich.

Nie mniej znane są dalsze dzieje tak zwanego okresu plebiscytowego i rozstrzygnięcie, w wyniku którego Czesi otrzymali w nagrodę najcenniejszą część kraju i najbardziej polski lud w chwili, w której Polska krwawiła się i była jako całość tak bezsilna, jak my tutaj w chwili zdradzieckiego napadu.

----------------------

Co teraz Czesi chcą?

Pozornie niczego więcej, jak po pierwsze: uznania faktów dokonanych, a po drugie: serdecznej odtąd współpracy słowiańskiej.

„Trzeba wszędzie tłumaczyć – czytałem w broszurce pt. „Problemat czesko-polski”, że krzywdy należą już do przeszłości, że się więcej nie powtórzą, że nadto skutki przy dobrej woli obu stron zainteresowanych mogą być w pewnej mierze zneutralizowane np. przez stworzenie pogranicznych czesko-polsko-czesko-słowackich parków narodowych” (jest to sprytna metoda utwierdzania faktów dokonanych, przy pomocy pokrzywdzonego państwa, aby stały się nieodwracalnymi - Kłania się  Euroregion ŚLĄSK  CIESZYŃSKI z lat 2000...  –– przyp. red.)

 

Można by zapytać: ironja, czy pomieszanie zmysłów? Historja się powtarza, ale w zmienionej nieraz postaci.

Już ambitny Przemyślida Otokar II, pragnąc zdobyć w XIII wieku ówczesne posiadłości habsburskie, wydał proklamację nawołującą książąt polskich do wspólnego z nim szeregu w nadchodzącej walce ze wspólnym wrogiem. W płomiennych słowach przypomniał wspólnotę krwi i języka, malując grozę niemieckiego niebezpieczeństwa dla Czech i Polski. Zabiegi Otokara odniosły skutek. W bitwie pod Durnkurt na polach morawskich, zakończonej Otokara pogromem i śmiercią, Polacy – tworząc jedną trzecią jego wojsk – walcząc nieustraszenie, zasłali szczodrze swemi ciałami to obce pobojowisko w walce o cudzą sprawę. Najcięższe straty poniosło rycerstwo małopolskie. Syn Otokara Wacław II, kontynuując politykę ojca, sięgnął już w roku 1300 po koronę polską. Przewaga czeska na Śląsku doszła do szczytu. – Mieszko, pierwszy książę cieszyński już uprzednio zawarł był z Wacławem przymierze zaczepno-odporne.

Powiedziałem o niem przy odsłonięciu pomnika pierwszego naszego piastowskiego włodarza przed blisko trzema laty:

„Zawarł Mieszko to przymierze w świadomości potęgi wspólnego wroga, zawarł je Wacław i uświęcił później małżeństwem swego syna Wacława III z córką Mieszka, bo wiedział, że tędy prowadzi właściwa droga do Polski. Historja się powtarza i wskazania historyczne są te same. Czy zrozumie je nareszcie naród czeski, zanim będzie za późno?

Pytanie to nie straciło swego znaczenia, lecz wręcz przeciwnie. Stało się bardzo aktualnem. Jak dotąd Czesi nie zrozumieli niczego i niczego się nie nauczyli. Jedno jednak potrafili: zarzucić na nowo sieci na opinję polską. Pracują usilnie od lat nad wzbudzeniem „braterskich” uczuć u Polaków, nad przekonaniem nas, że wszystko co zaszło to należy do przeszłości, a co więcej, że kwestja Śląska jest sprawą drobną wobec wielkich zadań wspólnych.

W dziele pt. „Problemy słowiańskie” pisze sam prezydent Masaryk: „Są pomiędzy nami punkty sporne, np. Śląsk, ale tracą one na znaczeniu w związku z wielkimi naszemi zadaniami. Nie bylibyśmy godni wolności, gdybyśmy nie potrafili rozwiązać tego węzła”.

Otóż trzeba jasno powiedzieć: naród polski nigdy nie pozwoli na powtórzenie dramatu z czasów Otokara. Nie damy rodakom naszym, kwiatowi, dziś już nie rycerstwu ale ludu naszego lec, czy ulec w obronie cudzej sprawy. Zamierzone rozwiązanie czeskie tego węzła, o którem pisze prezydent Masaryk, jest nam wszystkim jasne i wykonywane z żelazną konsekwencją i z tak jawnym cynizmem, iż treść jego nie ulega żadnej wątpliwości. Są jednak w Polsce szerokie kręgi społeczeństwa, które tego nie rozumieją i nie widzą i do nich mówię.

Czesi byli narodem na wskroś sprusaczonym. Oszustwo było ich ulubioną i wypróbowaną bronią, używaną bez zastrzeżeń i skrupułów dla osiągnięcia zamierzonego celu politycznego. Tym celem w stosunku do zabranej części Śląska Cieszyńskiego jest zniszczenie za wszelką cenę i w czasie jak najszybszym polskiej ludności po tamtej stronie Olzy tak, by po niej zaginął wszelki ślad a kraj polski stał się „rýze českým”. (Powyżej to słowa wypowiedziane w r. 1934 a jaki jest stan na rok 2008: likwidacja polskości stała się faktem – z ok. 150 000 w r. 1918 – jest już na Zaolziu obecnie ponad 4-krotnie mniej, czyli - ok. 36 000 rdzennych Polaków, przyp. red.)  Czesi wychodzą z założenia, iż jest to jedyna droga, która Polsce raz na zawsze zamknie drogę do wyzwolenia swych braci, bo byłoby trzeba wyzwalać tylko cienie. Polityka ta i ten system jest widoczny z całego postępowania Czechów od chwili dokonania zaboru. Nie chodzi tu bynajmniej o jakieś nadużycia, czy zbytnią gorliwość poszczególnych czy miejscowych organów władzy. Wszak na wstępie tej roboty Rząd czeski, rozwiązawszy rady gminne z decyzji ustanowionych komisarzy pobudował pałace szkolne czeskie w gminach, w których – stwierdzam to z całem poczuciem odpowiedzialności – nigdy Czecha nie było.

Pozory istnienia czeskiej ludności stworzył zwyczajnem oszustwem politycznem. – Rządy gmin – gdzie nie było Niemców – oddał szumowinom, które określamy mianem renegatów. Nie zawahał się – i to nie tylko w chwilach walki plebiscytowej, ale także później, gdy administracja państwa weszła na „normalne” tory – oddać rządy i wpływy elementom o najniższym poziomie moralnym i tym, które w okresie ciężkich walk całego ludu śląskiego o podstawowe prawa narodowe były bezwzględnie na usługach niemieckiej hakaty, której główną kuźnią był zamek cieszyński, a które za judaszowe srebrniki wbijały sztylet w plecy nie tylko nasze, ale także Czechów, walczących wspólnie z nami o prawa narodowe. Sztuczki administracyjne i terror dokonały reszty. Ta ohyda trwa i przynosi owoce. Fałszem jest jakoby po tamtej stronie [...] mogli (Polacy) utrzymać stan posiadania. W rzeczywistości lud nasz jest tam w położeniu człowieka, którego chwycono i dusi (się) całą mocą zorganizowanego w tym względzie na pruski sposób państwa, czekając cierpliwie, skoro wyzionie ducha.

Jeżeli żywioł polski jeszcze żywie, to jest to tylko dowód tego wyjątkowego hartu i miłości do tego, co swoje, jakie lud nasz wyniósł z wiekowego zacięcia się wobec śmiertelnego wroga. I niech się nikomu nie zdaje, że ponosi mię uczucie, czy zapał oratorski.

Polska w ostatnim czasie słyszała ciągle jedną nazwę – Cierlicko – i zdawało jej się, że olbrzymie nieszczęście narodowe, że wspólnota bólu i współczucie zbuduje pomost do nowego okresu w życiu obu narodów. Niech Polska wie dwie rzeczy: raz, że systemu opracowanego do najdrobniejszych szczegółów a dążącego do starcia nas z oblicza ziem w państwie czeskim nie są w stanie zmienić uczucia, które może się obudziły w jakiejś cząstce społeczeństwa czeskiego.

Niech sobie Polska uprzytomni, że walka taka na śmierć i życie toczy się we wszystkich dziedzinach życia, w każdej wsi polskiej na Śląsku czeskim i że nazwa „Cierlicko” jest tylko symbolem. Niech sobie społeczeństwo nasze uprzytomni w końcu, że Cierlicko i wszystkie te wsie, będące w tem samem położeniu, są stuprocentowo polskie, były i są zawsze tak polskie, że według austrjackiej statystyki nie było bardziej polskiej ziemi, jak zabór czeski. Gdy się słyszy mowy o braterstwie i konieczności współdziałania, wygłaszane z różnych okazji w stolicach i miastach polskich, chciałoby się płakać krwawemi łzami.

Dlatego też, gdy mi przed kilku miesiącami wypadło w Cieszynie przemawiać do jadących z Polski gości czeskich, wracających do swego kraju, nie zawahałem się powiedzieć dosłownie: „Mimo bólu z powodu rozdarcia naszej ziemi i ludu rozumiemy znaczenie wspólnej pracy i wspólnej obrony. Ale powiedzcie Waszym rodakom jasno i wyraźnie, że droga do Polski prowadzi przez Cieszyn i ziemię cieszyńską. Wy wiecie, że naszym braciom dzieje się tam krzywda. Ja powiem więcej – u was istnieje konsekwentnie prowadzony plan czechizacji polskiej ludności, usunięcia jej z oblicza tej ziemi.

Wacław II potrzebował zgody księcia cieszyńskiego na przemarsz wojsk i pomocy jego dla zdobycia korony polskiej.

W dzisiejszych czasach chodzi o drogę od narodu do narodu, do serc polskich. Wiedzcie, że droga ta będzie wolną tylko wtedy, gdy czechizację usuniecie z programu waszej administracji politycznej i waszych działań, ale po prostu z waszego słownika, z waszych mózgów i serc. Na zabór dusz, na gwałt na spodlenie –  nie zgodzi się naródpolski nigdy.

Wierzę, że w tej sprawie nie ma i nie może być żadnej różnicy między nami a resztą Polski. Obowiązuje nas obecny stan rzeczy do postawienia fałszywego dotychczas stosunku wzajemnego na podstawie prawdy i rzeczywistości. Czeskie stanowisko jest niedwuznaczne. Sądzą zgodnie ze swą mentalnością, że dopiąwszy gwałtem i oszustwem zaboru ziemi polskiej, będą zabezpieczeni najlepiej, jeżeli ludność tę wytępią, jeżeli ona zginie.

Myśleli do niedawna, że niebezpieczeństwo niemieckie zagraża tylko Polsce i pragną braterstwa z nami na grobie polskości zabranej części Śląska oraz Spisza i Orawy. Uważają, iż mają za sobą dawną decyzję Rady Ambasadorów, więc Polska ma się zgodzić na fakta dokonane, a wtedy nic przecież nie będzie na przeszkodzie niezmąconej przyjaźni słowiańskiej.

W cytowanym już dziele „Problemy słowiańskie” powiada prezydent Masaryk: „Polacy i Czechosłowacy (powinno brzmieć Polacy, Czesi i Słowacy) z rozkazu dziejów zmuszeni są do najściślejszego związku obronnego. Matematyka polityczna prowadzi oba zachodnie narody słowiańskie do zawarcia przymierza na śmierć i życie”.

Czemuż Dostojny Prezydent nie rzucił tej tak wspaniałej sentencji na szalę wypadków wtedy, gdy w przeddzień zdradzieckiego najazdu na Cieszyn oświadczył w Pradze, że do napadu dojść nie śmie, dodając „To se nesmí stát a pokud jsem živ se to nestane”. (Tu jesteśmy u podstaw wiarygodności zapewnień naszych południowych sąsiadów – przyp. red.)

 

Nasze stanowisko jest proste. Istniejący stan rzeczy wytworzyli Czesi wbrew rzeczywistości, wbrew – jak wykazałem – perswazjom i zaklinaniem przedstawicieli Polski, zdradą i gwałtem w momentach, gdy nad Rzecząpospolitą zawisły najcięższe termina. Rzeczą Czechów jest obmyślić sposób, by dać Polsce gwarancję pełni wolnego życia dla naszych rodaków pod zaborem, rękojmię, że Polacy tam będą gospodarzami na swej własnej ziemi. (To jest jak gdyby wyjęte z Konwencji ramowej Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych – przyp. red.) Nie damy sobie narzucić fałszu, że chodzi o kraj pomieszany językowo. Trwamy niewzruszenie przy stanie faktycznym z roku 1918-go.

Co innego jest decyzja Rady Ambasadorów, a co innego bratnie przymierze między narodami.

Albo Czesi znajdą sami taki sposób uregulowania sprawy polskiej w swem państwie, który da się pogodzić z poczuciem naszej godności, dumy i odpowiedzialności narodowej, albo nie będzie braterstwa ani przymierza.

Nie damy się omamić – bo zbyt ciężkie mamy doświadczenia – ani zwrotem, że są to sprawy wewnętrzne czeskie, do których się mieszać nie wolno, ani zapewnieniami słownemi ani papierowemi, choćby nawet kazano naszym braciom z tamtej strony Olzy je uwierzytelniać.

Cała Polska powinna Czechom powiedzieć dobitnie: Wy teraz macie głos – inaczej na was spadnie odpowiedzialność za przyszłość. My ani jednej duszy nie poświęcimy. Przymierze na śmierć i życie traktowaliście i traktujecie jako przymierze na wasze życie, a naszą śmierć. Polska dopuści tylko do przymierza na wspólne życie. A jego pierwszym warunkiem jest pełnia życia i należne Polakom w państwie czeskim stanowisko równych z równymi, stanowisko gospodarzy na własnej, polskiej ziemi. Granica przecięła nasz kraj, ale nie podważyła poczucia naszej jedności, wytworzonego wiekami we wspólnym znoju, wspólnej pracy, wspólnych zmagań i wspólnej radości ze zmartwychwstania Ojczyzny.

Po obu stronach Olzy żywie ten sam duch i ten sam „Królewski szczep Piastowy”: „Nie rzucim ziemi skąd nasz ród... tak nam dopomóż Bóg!”  

 


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 11/2008 (59)
Redaktor wydania: Alicja Sęk

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry