ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 10/2006 (34)

CIESZYN

23 października 2006

wersja do druku  MS Word  (doc)    

   powrót do strony głównej   www.zaolzie.org  

 


SPIS TREŚCI

1. OBUDŹ SIĘ ZAOLZIAŃSKA ZIEMIO  -   Alicja Sęk  

2. O co chodzi ?  -  Władysław Drong

 

W chłodny, jesienny poranek wertowałam stare – no powiedzmy nieco starsze – gazety. W „Naszym Dzienniku” z 21 czerwca 2006 natrafiłam na artykuł ks. prof. Jerzego Bajdy „Obudź się Polsko”, w którym już wówczas – w czerwcu co nieco podkreśliłam.

Wiedząc, że „Nasz Dziennik” nie jest na Zaolziu powszechnie znany, pozwolę sobie zacytować fragmenty rozważań Ks. Profesora i poczynić pewne analogie.

W tytule „Obudź się Polsko”, Ks. Profesor nawiązuje do utworu Kazimierza Józefa Węgrzyna „Larum polskie”:

 

Obudź się Polsko!

podnieś głowę

nie daj się ranić

obraźliwym słowem.

 Parafrazując, chciałoby się powiedzieć: 

 

Obudź się, Zaolziańska Ziemio!


Obudź się z ponad półwiecza letargu!

 Podnieś głowę! Nie daj się ranić antypolskim słowem!

Szanujmy wolę Narodu

Z góry zaznaczam, że nie mam mesjańskich zamiarów. Mnie rani szczególnie niewiedza wielu współczesnych zaolziańskich działaczy i dziennikarzy oraz narastający, niechętny stosunek Głosu Ludu  - pisma z podtytułem gazeta Polaków w Republice Czeskiej - do obecnych władz polskich, wybranych w wyborach powszechnych, głosami polskich wyborców, władz, które - po latach pookrągłostołowych układów - wreszcie mają wolę i ambicje uporządkowania Kraju.

 Przeszkadza mi, że Głos Ludu, jedyna polskojęzyczna gazeta na Zaolziu, jest całkowicie pozbawiona politycznego obiektywizmu. Przeszkadza mi np. konsekwentne, tendencyjne opowiadanie się tego pisma po jednej stronie polskiej sceny politycznej, bez dogłębnej znajomości jej uwarunkowań.

Przeszkadza mi, że korespondentów spoza redakcji dzieli się na „równych i równiejszych”. Opinie czytelników, nie pokrywające się z opiniami redaktorów, drukuje się w rubryce Hyde Park, która - jak nazwa tej rubryki wskazuje - jest swoistą trybuną dla wygłaszania prywatnych rozważań, lub nie zamieszcza się ich wcale. Z drugiej strony całkiem prywatne poglądy wybranych korespondentów, np. typu: „Nie podoba mi się jednak, że od czasów powstania rządów braci K. i Romka od Edukacji - słowo ‘liberał’ coraz częściej jest używane w znaczeniu pejoratywnym. Czy my w jakim Iranie jesteśmy?...”  zamieszczone w felietonie zatytułowanym dobitnie „Protest!”, drukowane są jednak bynajmniej nie w Hyde Parku, tylko w stałej ramce „Freak show”. A swoją drogą, ciekawe kim są w Republice Czeskiej bracia K. i Romek od Edukacji? Wszak autor tych słów w innych swoich felietonach podkreśla, iż jako lojalny obywatel tejże Republiki   nie czuje się Polakiem. 

Ks. prof. Jerzy Bajda w wymienionym na wstępie artykule, mówiąc oczywiście o innych mediach niż Głos Ludu, napisał:

>>Polacy nie zasługują na to, by poniewierali nimi tacy ludzie, którzy nie znają Polski i nie rozumieją jej historii i jej ducha. A są w naszej ojczyźnie tacy ludzie i takie partie, które nie rozumieją polskości i uważają patriotyzm za coś „nienormalnego”. Nie mają swojego zdania na temat Polski jako Ojczyzny (Ojczyzny wszystkich Polaków, tych zamieszkałych w kraju i tych co mieszkają poza jej granicami – przyp. A.S.)  i uzależniają swój stosunek do niej od opinii zagranicy, kształtowanej przez wrogie nam media. Dziś słyszałem z pewnego „polskiego” radia, że członek takiej partii wypowiedział się w pewnej audycji, że „na Zachodzie od pewnego czasu postrzeganie naszego kraju bardzo się pogorszyło”. A równocześnie ten człowiek nic nie powiedział o tym, że politycy jego partii wydatnie pracują nad tym, aby to „postrzeganie Polski” coraz bardziej się pogarszało. Jak można czuć się Polakiem, kiedy swoją samoświadomość narodową opiera się na tym, co myślą o nas obcy, a nawet wrogowie, którzy powielają zresztą oszczercze opinie na temat rządu, rozsiewane przez tę samą partię! Czy nie jesteśmy tu w jakimś diabelskim kole, jak ten pijak z „Małego Księcia”, który pił, ponieważ się wstydził, a wstydził się, ponieważ pił. Tak tutaj członek partii pseudopolskiej wstydzi się, że obcy o nas źle myślą, a wszystko robi (na złość rządowi) aby tej opinii nie poprawić i żeby miał nadal prawo wstydzić się, że jest Polakiem.<< (podkreślenia  - A.S.).

I dalej już moje odniesienia, takie same jak w tytule: „Obudź się Zaolziańska Ziemio”. Otóż – prawdziwi Polacy w kraju, a takich jest na szczęście wielu, nie zasługują na to, by poniewierali nimi na Zaolziu młodzi ludzie,  których – przyznaję, nie z ich winy – nie uczono polskiej historii;  których rodzicom (zwłaszcza w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych minionego stulecia) wpajano poczucie wstydu za strajkujących polskich robotników, walczących o zrzucenie sowieckiego jarzma, określając ich jako strajkujących nierobów; którym wmawiano i nadal się wmawia przynależność mentalną do obcej ojczyzny i którzy w wielu przypadkach zdążyli w tę przynależność uwierzyć.

 

Strzeżmy naszej starodawnej gwary  

W swojej karierze zawodowej nie zajmowałam się nigdy recenzowaniem cudzej twórczości. Głos Ludu czytuję sporadycznie, czasem też – całkiem przypadkowo – wysłuchuję różnych opinii na ten temat, a moim zdaniem dziennikarz przede wszystkim powinien umieć słuchać co mają do powiedzenia inni. Kiedy moje odczucia pokrywają się z opiniami innych, wiem że nie jestem osamotniona w swej ocenie.

W tym miejscu chodzi mi o naszą piękną gwarę cieszyńską. Celowo piszę cieszyńską, nie zaolziańską, bo przecież gwara nie powstała w dwudziestym stuleciu, kiedy brutalnie rozpołowiono Śląsk Cieszyński. Wielokrotnie już zresztą wspominałam, że zaolziańska odmiana tej gwary różni się w tej chwili od przedolziańskiej stosowaniem czeskich zapożyczeń w miejsce, lub obok  wcześniejszych barbaryzmów germańskich. Czy jednak zadaniem Głosu Ludu, Gazety Polaków w RC, organu Kongresu Polaków winno być propagowanie tych zachwaszczeń? Z dziennikarskiego nawyku czytuję i te poważniejsze materiały i te gatunkowo lżejsze artykuły. Wiem, że czytelnicy lubią się czasami odprężyć. Nie krytykuję dość zręcznych warsztatowo opowiadań Haliny Sikory, zamieszczanych w specjalnej rubryce „ Marionetki - felieton Haliny Sikory”. Razi mnie w nich jednak, a jak się ostatnio przekonałam w rozmowie z zaolziańskimi przyjaciółmi, nie tylko mnie razi, stosowanie barbaryzmów typu „zastawka, satelit, wolby, wyrzeszyła, zjiścił, zajimawe, wubec, ledniczki...”. Konia z rzędem temu, kto z przedolziańskich cieszynian -  nie znając języka czeskiego - zrozumie co oznaczają te słowa, że pisząc o zastawkach autorka nie pisała o zastawkach serca, tylko o przystankach autobusowych, że wolby to wybory, wyrzeszyła – to rozwiązała (jakiś problem), że zjiścił nie znaczy ziścił, lecz że coś stwierdził, dowiedział się; zajimawe to ciekawe, wubec to w ogóle,  a ledniczki to zwykłe chłodziarki, czyli lodówki. Czy stosowanie tych naleciałości jest konieczne, czy to tylko chęć przypodobania się mocodawcom? Tradycja pisania gwarą ma na Zaolziu głębokie korzenie. Zawsze dotąd chodziło jednak o pisanie piękną, czystą, polską gwarą cieszyńską... A tak na marginesie, stosowanie bohemizmów zauważyć można nie tylko w tekstach gwarowych. Jest nim także używanie pozornie polskich słów w ich czeskim znaczeniu. W tej kategorii najczęściej powtarzanymi błędami, z całą pewnością nie wynikającymi ze złej woli, jest na łamach Głosu Ludu nagminne, niepolskie, stosowanie czasowników ‘przebiegać’ i ‘oznajmiać’, w miejsce ‘odbywać’ się i ‘zawiadamiać’ lub ich innych synonimów. Dla podkreślenia komizmu niewłaściwego zastosowania ich czesko-polskiej transformacji znaczeniowej użyję tu niewielkiego przejaskrawienia, łącząc je w jedno zdanie: „oznajmiamy użytkownikom, że na trasie X przebiega remont mostu”, zamiast: „zawiadamiamy użytkowników, że na trasie X odbywa się remont mostu (remontowany jest most)”. Ten błąd (edukacja przebiegała w domu prywatnym) zdarza się również Czesławowi Gamrotowi, autorowi, którego przyczynki na temat historycznie polskich, zaolziańskich obiektów czytuję z dużym zainteresowaniem i uważam, że należałoby je w przyszłości wydać książkowo. 

Nie wspominałabym tu o swoich odczuciach, gdyby moi zaolziańscy przyjaciele w rozmowie na temat Głosu Ludu sami nie zwrócili na to uwagi. Ich, choć mieszkają stale na Zaolziu, też razi używanie barbaryzmów w jedynej polskojęzycznej gazecie na tym terenie. Przyznaję. Moi rozmówcy, należą do mojego pokolenia. Są nawet nieco starsi. Pamiętają przedwojenne czasy. Ja ich nie pamiętam, ale to chyba nie ma tu znaczenia. Jednakowo czujemy swoją polskość. Jestem przekonana, że ich wnuki, choć z mieszanego małżeństwa, mówią poprawnie zarówno językiem ojca, jak i matki. Nie zachwaszczają naszej pięknej gwary, bo dziadkowie o to zadbali. Wszelka cześć! Nie każdemu z zaolzian się to udaje, zwłaszcza jeśli młodzi mieszkają z dala od rodziców. Wtedy dziadkowie tylko boleją nad tym, że wnuki mówią do nich dĕdečku, babičko... lub – godzą się z faktem, który nazywany jest szumnie asymilacją naturalną.

Wracając jednak do felietonów Haliny Sikory. W myśl obiektywizmu przyznaję, że tak samo jak jej bohaterka Marynka z wnuczką - w felietonie „Nike” (Głos Ludu 5 października 2006) - uznaję, iż bełkot Masłowskiej, laureatki tegorocznej nagrody Nike, to „normalny horror” nie tylko ze względu na - tym razem angielskie – zapożyczenia, zastosowane w tzw. polskim języku literackim (takie same jak wymienione wyżej „Freak show” Darka Jedzoka, czy „U oldboya” Władysława Sikory, drukowane w Głosie Ludu na przemian z „Marionetkami” p. Haliny), ale i ze względu na używanie w literaturze - zwanej piękną - słów po prostu wulgarnych. Czy jednak ten bełkot Masłowskiej i przyznanie jej zań prestiżowej nagrody literackiej nie ma przypadkiem czegoś wspólnego z liberalizmem obyczajowym w jego obrzydliwej postaci z rodowodem „róbta co chceta”?

 

U źródeł  zaprzaństwa

Chciałabym jeszcze raz nawiązać do naszej pięknej gwary cieszyńskiej. Jestem z zasady sceptyczką. Nie wierzę w cuda, ani w zjawiska nadprzyrodzone. Czasami zdarzają się jednak dziwne zbiegi okoliczności. Jak wynika z daty zanotowanej przez komputer, w tym samym dniu co nasza „starych zaolziańskich Polaków rozmowa”, w deszczowy sobotni wieczór, ktoś – internauta podpisujący się nickiem stoik1 - zainicjował na forum Księstwo Cieszyńskie dyskusję „po naszymu, czy po swoimu?” - pisząc:

„Przestudiowałem ostatnio trochę wypowiedzi pisanych ‘po naszymu’ przez zaolziaków, na forach, blogach i różnych innych stronach. Co mnie zastanowiło, to brak jakichkolwiek zasad co do pisowni i słownictwa; to co mnie zastanowiło, to brak jakiegoś kanonu, nawet w bardzo luźnej formie. Cieszyńska gwara miesza się tu z językiem czeskim w takich proporcjach, jakie są wygodne dla autora. Owszem, narzecze jakim mówiło się na Śląsku Cieszyńskim w swojej ’klasycznej’ postaci zawsze było miszungiem mówienia ‘po naszymu’ z wpływami języka czeskiego, niemieckiego i archaicznej polszczyzny, która się tutaj całkiem dobrze zachowała (polszczyzny Kochanowskiego, Reja i pierwszych polskich przekładów biblii); dodatkowo mamy jeszcze wpływy wołoskie, czyli pozostałości języka górali, którym tutaj owce uciekły w XVI czy XVII wieku. Kolejna sprawa – gwara cieszyńska również nie była nigdy jednolita i inaczej mówiło się na nizinach, inaczej w górach, a inaczej w miastach i miasteczkach. Oczywiście obecny był zapewne wspólny mianownik, który pozwalał się bez problemów dogadać. Gdzieś ktoś napisał, że dziadki świetnie mówią i rozumieją ‘po naszymu’, dzieci – to już zależy, ale powiedzmy, że rozumieją, a mówią z konieczności, a wnuki tak jak popadnie – z całkowitym brakiem znajomości miejscowego języka włącznie, czynnie, czy biernie. Zastanawia mnie to, jak to jest z tą umiejętnością porozumiewania się ‘po naszymu’, bo z moich obserwacji wynika, że wśród młodzieży język ojców jest bezlitośnie wypierany przez język czeski; owszem, każda gwara podlega ewolucji, ale wypieranie istniejących słów i określeń przez słowa czeskie, które narzucają się łatwo i samorzutnie, to już nie jest ewolucja, ale zanik spowodowany określoną sytuacją. Ja sam gwarą się na ogół nie posługuję, jeśli mam takie skłonności, to po dziadkach /.../ ale takie nieautentyczne i sztuczne wtręty są dla mnie zawsze strasznym zgrzytem  (podkreśl. red.)

Dla mnie też, z tym że na Zaolziu gwara (miejscowa polska gwara, odmiana języka polskiego, a nie „miejscowy język”, jak napisał autor, gdyż tym stwierdzeniem zaczynalibyśmy się ślizgać po kruchym lodzie z obrzeży ślązakowskiego bajora) jest nadal wyznacznikiem polskości mówiącego. Stwierdzenie „a wnuki jak popadnie – z całkowitym brakiem znajomości miejscowego języka włącznie” dotyczy wyłącznie „kabociorzy”, czyli renegatów, którzy wyrzekli się narodowości przodków. Inna sprawa, że gwara używana jest niestety niejednokrotnie nie równolegle z poprawną polszczyzną, lecz zamiast niej i to nawet tam, gdzie stosowanie poprawnej polszczyzny wydawałoby się oczywiste – np. w szkole, wśród nauczycieli. Zwróciła na to m.in. uwagę Małgorzata Rakowska, przez wiele lat pełniąca funkcję prezesa zaolziańskiego Towarzystwa Nauczycieli Polskich, która na zjeździe środowiskowym stwierdziła: „Nasz język ojczysty ostatnimi czasy praktycznie zanika w codziennym użyciu. Nie używamy go najczęściej ani w urzędzie, ani w domu, na ulicy, przy spotkaniach ze znajomymi... Ale też nie w szkole. Na przerwach i w pokojach nauczycielskich język polski zastępowany jest gwarą, której często nauczyciel używa w kontaktach z uczniami i ich rodzicami. Oznacza to niestety, że nie odczuwamy wagi znaczenia języka polskiego i wspomagamy w ten sposób negatywną reakcję łańcuchową: nieważne dla nauczyciela, nieważne dla ucznia, nieważne dla rodzica, nieważne dla społeczeństwa”. Kontynuując ten tok myślenia można by jeszcze postawić kropkę nad „i” stwierdzając: niezaprzeczalnie ważne dla wyjałowienia młodych umysłów z poczucia polskości i łączności duchowej z Polską, z poczucia polskiego patriotyzmu.

Skąd się to zjawisko bierze? Powtarzam to może zbyt często, ale to niezaprzeczalny fakt. Wielu nauczycieli - podobnie jak prawie cała polska inteligencja zaolziańska średniego pokolenia - wykształconych w czeskich uczelniach i jak całe polskie społeczeństwo zaolziańskie - w obawie przed „polską zarazą Solidarnościową” - przez wiele lat pozbawionych kontaktu z żywym językiem polskim, poszło na łatwiznę. Miast stosować w szkole poprawną polszczyznę, posługują się - również w stosunkach oficjalnych - gwarą i to nader często zachwaszczoną gwarą. Zatrważające jest to, że mówienie „po naszymu” wypierane jest często przez bylejakość zwaną „tustelanizmem” – mówieniem „po swoimu”, mechanizmem prowadzącym w prostej linii nie tylko do depolonizacji, ale i całkowitego zobojętnienia. Jest to wynikiem swoistego liberalizmu. Zdarzyło mi się swego czasu, całkiem przez przypadek, rozmawiać z jednym z najbardziej znanych i cenionych w swojej dziedzinie nauczycieli zaolziańskich średniego pokolenia. Byłam tą rozmową zbulwersowana... Ten pedagog, bądź co bądź nauczyciel polskiej szkoły średniej, był z gruntu przeżarty liberalizmem obyczajowym i doszczętnie wyzuty z polskości! Podkreślam – liberalizmem obyczajowym, wyznawcą obyczajowości „róbta co chceta!” O poglądach politycznych nie rozmawialiśmy. Ten nauczyciel, pozbawiony poczucia przynależności narodowej, opiekujący się młodzieżą niestety nie tylko w godzinach lekcyjnych, uważał np. za coś naturalnego - wcale nie nagannego - zażywanie przez uczniów narkotyków miękkich, przykładowo palenie marihuany... Nie miałam okazji sprawdzić, czy o tym wiedzą i co o tym sądzą rodzice, nawet ci o liberalnym nastawieniu.

Ja osobiście – chyba bardziej niż „stoik1” – kocham naszą piękną, polską gwarę cieszyńską, bo - w przeciwieństwie do niego - lubię się nią posługiwać wszędzie tam, gdzie nie widzę przeciwwskazań (patrz. wyżej), dbając o jej czystość, mając na uwadze poczucie jej łączności z poprawnym językiem ogólnopolskim.

W dyskusji zainicjowanej przez stoika1 zaolzianin napisał: „Zaolziu nie zagraża utrata gwary i regionalizmu, lecz polskości, myśli i języka”. Znamienną opinię na ten temat wyraził tomek9991, pisząc: „Nie wierzę, iż ktoś kto zgłasza czeską narodowość potrafi zachować polską gwarę w rodzinie. Jego dzieci gwary nie będą znały /.../ jedynie łącząc polską gwarę z polskością zaolziacy będą sobą. Dziwne są sugestie jakoby gwara cieszyńska nie była gwarą polską. Pojedźcie do Milówki, Rajczy w Żywieckiem – tam ludzie w 90 % mówią tak samo jak na Śląsku Cieszyńskim”.

* * *

 Zbliża się listopad. Rozpoczynają go dni pamięci o naszych Umarłych. Myśląc o Nich chciałoby się powiedzieć: Obudź się, Zaolziańska Ziemio – nie daj pogrześć swej matczynej mowy. Dbaj o czystość swej cieszyńskiej gwary śląskiej, starej polskiej gwary. Dbaj o należne miejsce języka polskiego w Twoim życiu społecznym. Nie pozwól  odciąć swych korzeni od swoich przodków, którzy - nim spoczęli na zaolziańskich cmentarzach, lub złożono ich szczątki w mogiłach rozsianych po całym świecie - trud swojego życia poświęcili polskości.

„Toż to zaszczyt  chlubić się imieniem  Polaka”  - cytuję z pamięci (może niedokładnie) słowa naszego wielkiego   Zaolzianina  -  poety  Jana Kubisza.

Chyba nikt tak, jak my z Zaolzia, nie potrafi odczuć ogromu tęsknoty do niepodległego Kraju, jaka przed laty przepełniała dusze naszych  wielkich   - Adama Mickiewicza  i Juliusza Słowackiego.

....... pragnę te refleksje „Obudź się, Zaolziańska Ziemio!” zakończyć zaskakującą, uczuciową pointą  Juliusza Słowackiego z Jego  Rozmowy z Piramidami:

 

 [...]        Piramidy, czy została
Jeszcze jaka trumna głucha,
Gdziebym złożył swego ducha?
Ażby  Polska zmartwychwstała?

-  Cierp, a pracuj! i bądź dzielny,
   Bo twój naród nieśmiertelny,
   My umarłych tylko znamy,
   A dla ducha trumn nie mamy.

Alicja Sęk

   

Olza w Cieszynie

 

 

 

Na początku października otrzymaliśmy od jednego z zaolzian dwa teksty o charakterze przedwyborczym. Miesięczny cykl ukazywania się naszego serwisu uniemożliwił ich zamieszczenie - zgodnie z życzeniem autora - przed wyborami samorządowymi w Republice Czeskiej. Te odbyły się bowiem tuż przed ukazaniem się niniejszego numeru.

Ponieważ autor porusza w swoich tekstach kilka kwestii istotnych dla zaolziańskiej społeczności polskiej, postanowiliśmy je mimo wszystko - pomimo dezaktualizacji pierwotnego zamierzenia – zamieścić, łącząc w jedną całość.  

 

 

 (tekst z Zaolzia)

 

O co chodzi ?

 


można zapytać po relacji z  (wrześniowej – przyp. red.) sesji samorządu miejskiego w Cz. Cieszynie na temat dwujęzyczności. Jeżeli komuniści - Słowak Šuňal - i reprezentanci KDU (Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – przyp. red.) - radny Slováček - mówią tym samym głosem NIE, to niewątpliwie coś się dzieje.

Połączenie szatana z aniołem do potęgi drugiej daje bowiem mieszankę wybuchową, o ile nie jest to przeznaczone wyłącznie dla czeskich wyborców, a tak z pewnością jest. Głosów prawidłowo rozumujących polskich elektorów już i tak nie dostaną  i mają je gdzieś. Jak wynika z list kandydatów w poszczególnych gminach, obie te partie umieściły Polaków na niewybieralnych miejscach. Zrobiły tak  po doświadczeniach z poprzednich lat, kiedy się jeszcze niektórym Polakom udawało zdobyć mandaty radnych z ich list. To dwaj komuniści z Trzyńca, o polsko brzmiących nazwiskach, wystąpili w roku 1960  z „oddolną inicjatywą” w sprawie  zmiany nazwy rzeki Olzy na Olsze. Udało im się to, o co przed wojną bezskutecznie usiłowała KDU. Nazywała się wtedy może trochę inaczej, ale jej myślenie i styl działania się nie zmieniły. Może by tak burmistrz Karwiny, wywodzący się z KPC, odczynił krzywdę jaką Olzie uczynili jego pobratymcy i wystąpił z inicjatywą przywrócenia pierwotnej nazwy tej rzeki? Wracając do napisów. Za burmistrza Sznapki (byłego burmistrza Cz. Cieszyna – przyp. red.) jakoś nie protestowali przeciw pojawiającym się tu i tam dwujęzycznym tablicom, które notabene finansowane były z kasy miejskiej. A tu nagle NIE, choć są na to wydzielone pieniądze. Dziwny styl rozumowania. Są pieniądze, a nikt ich nie chce. Jabłonków już ma projekt i wystąpił o sfinansowanie. Jeśli środki nie zostaną wyczerpane, to nowy rząd ustanowiony przez partię rozumującą podobnie jak wyżej wymienione, z radością je obetnie lub całkowicie zablokuje. Należałoby się zastanowić, czy oddawać - a tym samym marnować - głosy na rodaków, którzy kandydują z ich list nie mając szansy zdobycia mandatów. Czy nie lepiej oddać głosy na listy, gdzie większość stanowią Polacy i ich sympatycy sprawdzeni w działaniu na rzecz naszych polskich szkół i przedszkoli.

Argumenty różnych „szkopyrtoków” (renegatów – przyp. red.) i Czechów pytających: „czy wy nie rozumiecie co tu jest napisane?” można odrzucić i odpowiedzieć „tak, my rozumiemy, ale przyjezdni mieliby widzieć, że istnieje poszanowanie  przeszłości tej ziemi i przodków tutejszych mieszkańców”. Tę pamięć starają się w zjednoczonej Europie zamazać ci, którzy obawiają się, by ich prawnuki nie zastanawiały się  w przyszłości nad ich grobami: „Dlaczego nasz pradziadek ma napis w takim dziwnym języku? Czy to czeski?”. Po zniknięciu granic może być różnie. Może być jak za Austro-Węgier, kiedy to zwykle większe państwo - przynajmniej na terenach przygranicznych - zalewało mniejsze. Może tego obawiają się wynarodowieni i wkurza ich to do białości. Oni z pewnością nie będą się osiedlać pod Katowicami, czy zasiedlać Bielsko.

 Antypolskie „argumenty” przedwyborcze miejscowych renegatów miały też nieco inny wymiar.

 W Milikowie (miejscowości, gdzie do roku 1921 wszyscy mieszkańcy deklarowali narodowość polską i gdzie po dzień dzisiejszy deklaruje ją przeszło 47 procent – przyp. red.) szkło jedynej gablotki Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego pod Kozubową, jedynej, bo inne w tym rejonie są od lat sukcesywnie dewastowane (np. w jednej ze wsi zrobił to swoim samochodem pijany, już wynarodowiony wójt, a działacze Miejscowego  Koła PZKO nie mieli odwagi, by ją ponownie postawić) - tuż po zawieszeniu listy kandydatów wraz z propozycją jak głosować - zostało rozbite, zaś lista z zaleceniami zerwana.  Może ktoś chciał mieć te zalecenia w domu i zgodnie z nimi zagłosować, pomyślałem naiwnie. Wymieniłem szkło i ponownie zawiesiłem nasze propozycje wyborcze. Już następnego dnia odebrałem telefon: „Przyjedź, zobacz”. Pojechałem zaciekawiony. W pobliżu gablotki, na nowej tablicy reklamowej ośrodka na Pasieczkach, wszystkie polskie napisy zamazane zostały czarnym sprayem. 


 


Resztkami tej farby pokryto również  szkło naszej gablotki z materiałami przedwyborczymi. Piszę „resztkami”, bo w tym samym czasie, tym samym kolorem, równie brutalnie zostały zamazane, już nawet nie czysto polskie napisy na stylizowanym drogowskazie* w sąsiednich Koszarzyskach. Cóż, szkło naszej gablotki można było z niejakim wysiłkiem oczyścić, ale koszty usunięcia innych szkód są znacznie wyższe.


Koszarzyska – drogowskaz

 


Coś wyraźnie zdenerwowało miejscowe, lub zamiejscowe męty. Z całą pewnością nie było to jednak hasło wyborcze „Wspólnoty” z tej miejscowości: „Jeśli nie chcesz szkoły zguby, na „Wspólnotę” głosuj luby”. To hasło  pojawiło się bowiem aż po tych godnych pożałowania incydentach.     

 

Władysław Drong


Księżyc nad Godulą... 

 

 

 

 

Chętnym do wsparcia Społecznego Komitetu Odbudowy funduszami na wykończenie Pomnika Legionistom Bohaterom Ziemi Cieszyńskiej i jego otoczenia podajemy numer konta w Banku Spółdzielczym w Cieszynie :


Beneficjent: Społeczny Komitet Odbudowy Pomnika
Konto: 
98 8113 0007 2001 0176 2231 0001 
z dopiskiem  POMNIK.  

Dane przy przelewach zza granicy Beneficiary Name: Spoleczny Komitet Odbudowy Pomnika
Beneficiary Account #:
98811300072001017622310001 
Beneficiary Bank Name: Bank Spoldzielczy w Cieszynie ABA#/Swift #: POLUPLPR
Beneficiary Bank Address: Kochanowskiego 4, Cieszyn, Poland 43400
Additional Instructions:
POMNIK

 


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 10/2006 (34)
Redaktor wydania: Jan Leśny

www.zaolzie.org
   Poczta el.:  kontakt@zaolzie.org

wersja do druku  MS Word  (doc)  

    powrót do strony głównej   www.zaolzie.org 

 

do góry