ZAOLZIE

Polski Biuletyn Informacyjny

dokumenty,  artykuły, komentarze, aktualności

Numer 8        

CIESZYN

23  sierpnia  2004

     powrót do strony głównej     

    


 

W sierpniowym numerze Biuletynu:
"POLSKO-CZECHOSŁOWACKIE STOSUNKI POLITYCZNE PRZED KONFERENCJĄ TRZECH MOCARSTW W POCZDAMIE
(maj-czerwiec 1945)  cz. 1"
"PRZED NOWYM ROKIEM SZKOLNYM" Alicja Sęk
"Z POCZTY ELEKTRONICZNEJ"
"ZNALEZLIŚMY W INTERNECIE" Alicja Sęk
"STARO JEDLA" Anna Filipek

 

OD  REDAKCJI:  W  kolejnych numerach Biuletynu pragniemy poniżej przedstawić dzieje Zaolzia po II wojnie światowej w ujęciu jednego z najbardziej kompetentnych historyków polskich, który faktów historycznych nie interpretuje, lecz dokumentuje.

Ten niezwykle precyzyjny tekst, oparty na wielojęzycznych źródłach historycznych, ilustruje nie tylko brak suwerenności  powojennej Polski, ale i zakres kolaboracji liderów jej południowego sąsiada z sowieckim dyktatorem. Przedstawia, komu Polacy zaolziańscy zawdzięczali po wojnie otwarcie swoich polskich szkół i dlaczego nie wszyscy, zgodnie z czeskimi zamierzeniami i zawołaniem uhlířowców – „Poláci, táhnĕte do Polska!”, zostali wypędzeni ze swych domostw. Również poniżej - w domyśle – o swoistej grze interesów komunistycznych władz w powojennej Polsce...

Wszystkie wytłuszczenia w całym tekście pochodzą od redakcji.

 

Marek Kazimierz Kamiński
ZESZYTY HISTORYCZNE  (NR 81-82)
Instytut Literacki, Paryż 1987

 

POLSKO-CZECHOSŁOWACKIE STOSUNKI POLITYCZNE PRZED KONFERENCJĄ TRZECH MOCARSTW W POCZDAMIE
(maj-czerwiec 1945)  cz. 1

                Artykuł ten trzykrotnie był zatrzymywany przez cenzurę PRL, kolejno w następujących periodykach historycznych: „Studiach z Dziejów ZSRR i Europy Środkowej” (w 1982 r.),  „Przeglądzie  Historycznym” (w 1983 r.) oraz „Kwartalniku Historycznym”  (w 1984 r.). Obecna jego wersja została wzbogacona o kilka dodatkowych informacji.

Trwająca od 17 lipca do 2 sierpnia 1945 roku konferencja przywódców trzech zwycięskich mocarstw  koalicji  antyhitlerowskiej: Związku Sowieckiego, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w Poczdamie zakończyła się dużym sukcesem z punktu widzenia polskich interesów terytorialnych. Jak wynikało z jej końcowego komunikatu mocarstwa wyraziły zgodę na przekazanie polskiej administracji terenów między  przedwojenną zachodnią granicą Polski a rzekami Odrą i Nysą Łużycką do chwili ostatecznego uregulowania zachodniej granicy Polski na konferencji pokojowej  1. To ostatnie zastrzeżenie z biegiem czasu  nabierało coraz bardziej formalnego charakteru, choć w pierwszych latach powojennych stanowiło dogodny punkt zaczepienia dla tych wszystkich sił politycznych w Europie i na kontynencie amerykańskim, które z różnych powodów nie życzyły sobie powiększenia obszarów Polski na zachodzie, mimo iż wschodnia granica Polski uległa przecież przesunięciu w tym samym kierunku. Można wszelako przyjąć, że postanowienia poczdamskie stanowiły istotną cezurę dzielącą świeżo zapoczątkowaną erę powojenną na dwa jakościowo różne okresy. Miesiące od maja do czerwca odznaczały się spontanicznością działań podejmowanych przez polskie władze państwowe podobnie zresztą jak i przez kierownictwo sąsiedniej Czechosłowacji. Wszelkie warianty rozwiązań terytorialnych  wydawały się wówczas Warszawie i Pradze możliwe do wykonania, gdyż w obu stolicach rozumowano kategoriami tworzenia faktów dokonanych, wychodząc z prawidłowego założenia, że podobne postępowanie jest koniecznością w niewyjaśnionej do końca  sytuacji, gdy na mapie europejskiej nie zostały jeszcze wyraźnie zarysowane kontury odradzających się państw Europy Środkowo-Wschodniej. Po konferencji poczdamskiej szereg wątpliwości i nadziei jeśli nie zostało wyeliminowanych z umysłów polityków polskich i czechosłowackich, to musieli oni sobie uzmysłowić, że zostały na nich nałożone poważne ograniczenia, co do metod realizacji stawianych celów politycznych. Dla badacza dziejów najnowszych okres pierwszy, nazwijmy go przedpoczdamskim, wydaje się szczególnie frapujący ze względu na swój niepowtarzalny charakter.

            Stosunki polsko-czechosłowackie były zaś zdeterminowane dwoma sporami terytorialnymi: strona polska pragnęła przyłączenia do Polski Zaolzia, które niespodziewanie dla polskich czynników kierowniczych znalazło się w rękach czechosłowackiej administracji, strona czechosłowacka zaś usiłowała rozciągnąć swoją władzę na północ od Sudetów, napotykając tam na nowych, polskich gospodarzy. Szczegółowe prześledzenie stosunków polsko-czechosłowackich pozwoli nam na zapoznanie się z dotychczas mało znanymi wydarzeniami historycznymi ułatwiającymi zrozumienie w ogóle specyfiki okresów, w których wszystko jest dopiero in statu nascendi.

            W dniach od 3 do 5 maja Armia Czerwona oczyściła Zaolzie  z wojsk niemieckich  2. W chwili wypędzenia oddziałów hitlerowskich Polacy zaolziańscy zamieszkujący ten obszar w liczbie około 100 tysięcy osób 3 nie wiedzieli jeszcze, że niedługo będą mogli cieszyć  się uzyskaną wolnością. Uroczysty rozkaz premiera Josifa Stalina dla wojsk sowieckich, w którym była mowa o wstąpieniu Armii Czerwonej na terytorium Czechosłowacji i oswobodzeniu miasta Cieszyna został odpowiednio zinterpretowany przez stronę czechosłowacką 4. Spontanicznie tworzona polska administracja została w ciągu sześciu dni od momentu wyzwolenia zlikwidowana przez konkurencyjne czeskie władze mające poparcie miejscowego komendanta sowieckiego. Czeska powiatowa rada narodowa zainstalowała się w Cieszynie Zachodnim  5.

            Nieoczekiwany zupełnie obrót spraw na Śląsku Zaolziańskim zaskoczył najwyższe czynniki polskie. Polacy zaolziańscy dodatkowo zrozpaczeni szykanami czeskiej administracji, takimi jak zwalnianie z pracy, wyrzucanie z mieszkań, traktowanie na równi z Niemcami, jeśli chodzi o kolejność nabywania w sklepach produktów żywnościowych, wysłali delegację do Katowic do wicewojewody Wengierowa. Wengierow udał się do Warszawy, gdzie 16 maja zapoznał prezydenta KRN Bolesława Bieruta ze złożonymi na jego ręce skargami. Otrzymał następnie polecenie zbadania sprawy na miejscu. Informacje zdobyte przez wicewojewodę z jego podróży w dniach od 16 do 18 maja uświadomiły w pełni rządowi polskiemu, iż został on postawiony przez stronę czechosłowacką przed faktem dokonanym.

           Granica sprzed roku 1938 oddzielająca Zaolzie od reszty Śląska Cieszyńskiego była obsadzona przez straż czeską. Właśnie 18 maja dotarło do miejscowych władz sowieckich rozporządzenie gen. Nikołaja Bułganina, aby zachować administrację czeską na Śląsku Zaolziańskim. Sowieckie wojska pograniczne dostały również rozkaz szczelnego zamknięcia granicy. Pozostawało to w związku z kursującą plotką, że wojsko polskie szykuje się do zajęcia Zaolzia przemocą  6. W rzeczywistości na Śląsku Cieszyńskim nie było nawet jeszcze polskich jednostek. Rozpowszechnianie mylnych pogłosek było bardzo na rękę władzom czeskim, którym udało się zresztą osiągnąć zamierzony efekt. Oddzieliły się dodatkowo od północnego sąsiada sowieckim kordonem.

            Rząd polski znalazł się w sytuacji wymagającej podjęcia natychmiastowej decyzji. 22 maja został wysłany do rządu sowieckiego aide-mémoire, w którym strona polska przedstawiła swoje stanowisko wobec faktów zaistniałych na Śląsku Zaolziańskim. Przeczyły one, zdaniem polskiego rządu, przyjętym ustaleniom podczas wizyty w Moskwie polskiej delegacji rządowej w kwietniu 1945 roku. Uzgodniono wówczas, że wobec wyraźnej kolizji interesów czechosłowackich i polskich Śląsk Zaolziański nie będzie podporządkowany ani polskiej, ani czechosłowackiej administracji. Do momentu ostatecznego rozwiązania problemu cała władza miała spoczywać w rękach sowieckich komendantów wojennych współpracujących z miejscowymi komitetami narodowymi jako ciałami przedstawicielskimi miejscowej ludności. Zastrzeżono, że prawa polskich mieszkańców Śląska Zaolziańskiego nie mogą być w żadnym wypadku uszczuplone. Zapowiedziano, że ochrona granicy będzie spoczywać wyłącznie w gestii wojsk sowieckich. Nie sprecyzowano jednak wyraźnie, czy Śląsk Zaolziański zostanie podobnie jak od strony polskiej oddzielony granicą od strony czechosłowackiej. Ustne uzgodnienie przyjęte w Moskwie potwierdził wobec władz polskich przebywający w Warszawie generał armii Bułganin.

            W nocie podnoszono, iż wbrew zasadzie niepodporządkowywania Śląska Zaolziańskiego którejkolwiek ze stron ubiegających się o to terytorium, władzę przejęła administracja czeska, głosząc otwarcie,  że Zaolzie stanowi integralną część Czechosłowacji i że problem został już rozstrzygnięty na korzyść republiki. Wraz z administracją zjawiły się tam wojska czechosłowackie i straż graniczna  7. Strona polska proponowała, by wojskowe władze sowieckie po otrzymaniu odpowiednich dyrektyw spowodowały odwołanie przysłanej z Morawskiej Ostrawy administracji czeskiej oraz wyprowadzenie wojska czechosłowackiego, straży pogranicznej i milicji. Wówczas zaistniałyby warunki do rozwiązania nabrzmiałego problemu.

            Rząd polski wystąpił też z koncepcją zorganizowania do 1 lipca mieszanej polsko-czechosłowackiej komisji, która zajęłaby się rozstrzygnięciem sporu. Rozmowy bilateralne między Czechosłowacją a Polską wydawały się rządowi polskiemu koniecznością ze względu na większość polską zamieszkującą Śląsk Zaolziański  8. W nocie zastrzegano się przy tym, że rząd polski nadal zajmuje stanowisko negatywne wobec zajęcia Zaolzia w roku 1938  9.

            25 maja kwestia Zaolzia stała się przedmiotem narady na posiedzeniu Prezydium KRN. Po zreferowaniu sytuacji przez prezydenta KRN Bieruta, zabrałi głos marszałek Michał Rola-Żymierski  oraz Roman Zambrowski. Minister obrony narodowej domagał się postawienia sprawy w „sposób zasadniczy”, by „skłonić Czechosłowację do bardziej demokratycznego postępowania”. Zambrowski zgłosił wniosek konkretnego sprecyzowania stanowiska polskiego w kwestii zaolziańskiej oraz postawienia problemu na forum publicznym. Propozycje obu mówców zostały zaakceptowane przez Prezydium  10. Najszybciej należało  uporać się z wypracowaniem różnych wariantów rozwiązań problemu granicznego, by móc przygotowany materiał przedłożyć stronie czechosłowackiej.

            28 maja został wypracowany przez komisję rzeczoznawców: dr. Lutmana, dr. Stanisława Leszczyckiego i dr. Romana Staniewicza, szkic propozycji dla rządu czechosłowackiego w sprawie rozgraniczenia terytoriów na Śląsku Cieszyńskim.

            Autorzy sugerowali, iż po drugiej wojnie światowej zaistnieją dotychczas nie spotykane warunki współpracy gospodarczej między państwami. W związku z tym stare jeszcze przedwojenne argumenty strony czechosłowackiej za utrzymaniem Zaolzia w granicach republiki ze względu na pokłady wysoko koksującego węgla, huty żelaza oraz kolej łączącą Czechy i Morawy ze Słowacją traciły zdaniem polskich ekspertów na aktualności.

            Rzeczoznawcy proponowali również obiecać, że rząd polski gotów byłby zawrzeć „trwałe porozumienie” z rządem czechosłowackim, na mocy którego przedsiębiorstwa czechosłowackie otrzymywałyby węgiel koksujący. Również podpisano by „trwałą umowę” zapewniającą stronie czechosłowackiej możliwość „pełnego wykorzystania i współużywania”  tego odcinka kolei koszycko-bogumińskiej, który znajdowałby się na terytorium Polski. Autorzy mówili o możliwościach dalszych koncesji gospodarczych.

            Ubolewając nad tym, że rozgraniczenie z 5 listopada 1918 roku na Śląsku Cieszyńskim nie stało się  punktem wyjścia dla ostatecznego ustalenia granicy, proponowali natychmiastowe wyznaczenie prowizorycznej linii demarkacyjnej oddzielającej administrację czechosłowacką od polskiej. Zakładali bowiem, że załatwienie problemu granicy „nawet w najbardziej przyjaznej atmosferze i przy największym pośpiechu będzie wymagało pewnego czasu”.

            Eksperci brali pod uwagę cztery możliwe warianty linii demarkacyjnej. Przyjęcie któregokolwiek z nich oznaczałoby dla Czechosłowacji wycofanie się z Zaolzia i pozostawienie inicjatywy stronie polskiej. Wszystkie warianty były jednak bardziej korzystne dla Czechosłowacji niż granica z 1 października 1938 roku. Oddawały też Czechosłowacji w porównaniu z rozgraniczeniem z 5 listopada 1918 roku sześć gmin w swoim „środkowym biegu  11”. Jedna z linii demarkacyjnych w pozostałym swoim „biegu” pokrywała się z linią z 1918 roku. Przy trzech innych wariantach Polska w północnym odcinku linii demarkacyjnej zyskiwała i traciła w porównaniu z rokiem 1918: w pierwszym przypadku zyskiwała cztery gminy, a traciła dwie, w drugim przypadku zyskiwała tylko dwie gminy i traciła te same dwie co poprzednio, a w ostatnim przypadku zyskiwała dwie wspomniane gminy, tracąc natomiast jedenaście  12.

            Oprócz pierwszej propozycji rozgraniczenia wszystkie pozostałe linie demarkacyjne przecinały na mniejszym lub większym odcinku linię kolejową Bogumin - Cieszyn Zachodni – Czadca. Ostatni wariant przewidywał nawet oddanie Bogumina z okolicą w ręce czechosłowackie. Byłoby to związane z odstąpieniem Czechosłowacji zakładów metalurgicznych w Boguminie. We wszystkich wypadkach Polska posiadałaby huty żelaza w Trzyńcu oraz Karwinę – centrum zagłębia węglowego. Największy obszar zagłębia węglowego większy niż w roku 1918 odpowiadający bowiem nabytkom z roku 1938 przypadłby Polsce w wypadku drugiego rozwiązania  13.

            Cele nakreślone w poprzednim projekcie ekspertów wybiegały jednak znacznie dalej niż polskie postulaty sformułowane w nocie do rządu sowieckiego. O ile bowiem rządowi polskiemu chodziło o usunięcie czeskiej administracji z Zaolzia i powołanie komisji mieszanej złożonej z przedstawicieli obu państw w celu ustalenia granicy, o tyle rzeczoznawcy zakładali, że wojsko polskie obsadzi sporny teren, do którejś z czterech proponowanych linii i dopiero wtedy rozpoczną się pertraktacje na temat ostatecznego przebiegu granicy. Wówczas jednak praktycznie biorąc problem byłby już rozwiązany po myśli polskiej, a wszelkie dalsze dyskusje miałyby charakter pro forma. Takie ujęcie sprawy było w istniejących warunkach zupełnie nierealne. Toteż gdy zdecydowano się na wariant drugi tzw. linię z 4 czerwca 1945 roku była ona brana pod uwagę nie jako linia demarkacyjna, ale jako konkretna propozycja ostatecznej granicy między Polską a Czechosłowacją na Śląsku Cieszyńskim  14.

            Już więc na przełomie maja i czerwca strona polska przygotowała się do wystąpienia ze sprecyzowanymi bliżej postulatami. Potrzebna była jeszcze tylko akcja dyplomatyczna przeprowadzona w „sposób zasadniczy” i zorganizowana kampania prasowa, by wprowadzić w życie wnioski zatwierdzone przez Prezydium KRN.

            Zanim jednak do tego doszło strona czechosłowacka wszczęła na drodze dyplomatycznej działanie mające na celu przyłączenie do republiki niektórych terenów byłej Rzeszy Niemieckiej, które znalazły się już pod polską administracją. Tymczasem miesiąc maj zdawał się nie zapowiadać przeciętnie poinformowanemu czytelnikowi gazet w Polsce zbliżającej się burzy w stosunkach polsko-czechosłowackich.

            Rząd polski  mógł nawet na swoim koncie odnotować pewne osiągnięcie. Strona czechosłowacka zdecydowała się w myśl jego postulatu na zwrot Górnego Spiszu i Orawy przed wojną należących do państwa polskiego. 20 maja nastąpiło w Trstenej na Słowacji podpisanie odpowiedniego protokołu przez przedstawicieli władz polskich z Nowego Targu oraz zastępcę przewodniczącego Słowackiej Rady Narodowej mjr. Milana Polaka. Po tym akcie tego samego dnia słowacka straż została wycofana na granicę sprzed roku 1938  15.

            Moment rezygnacji z Górnego Spiszu i Orawy na rzecz Polski był związany z umocnieniem  się administracji czeskiej na Zaolziu. Śląsk Zaolziański miał dla Czechosłowacji ze względów gospodarczych priorytetowe znaczenie. Czynniki czechosłowackie przeszły więc do porządku dziennego nad manifestacją urządzoną w Jabłonce na Górnej Orawie przez trzy tysiące osób przeciw przyłączeniu tej ziemi do Polski. Władze czechosłowackie pragnęły bowiem wzmocnić swój tytuł do  Zaolzia. Mogły głosić, iż poniosły ofiarę na rzecz zasady utrzymania granic przedmonachijskich republiki i tego samego spodziewają się od strony polskiej. Zdawały też sobie sprawę z tego, że administracji polskiej nie będzie łatwo zacząć urzędowanie w warunkach fermentu wśród miejscowej ludności Górnego Spiszu i Orawy. Wicestarosta nowotarski Witek  musiał już w trzy dni po podpisaniu protokołu w Trstenej zwrócić się do wojewody krakowskiego z prośbą o przysłanie wojska ze względu na bardzo napiętą sytuację  16. W rezultacie polska administracja została wprowadzona na Górnym Spiszu i Orawie dopiero w lipcu, po fiasku czerwcowych rozmów polsko-czechosłowackich w Moskwie.

            Pod koniec maja dało się już zauważyć, że kwestia Kłodzka zaprząta uwagę czynników  czechosłowackich. Oficjalny organ partii narodowych socjalistów Svobodné slovo z 28 maja wydrukował niewielki artykuł pt. „Nie zapominamy o Łużycach i Kłodzku”. Autor dochodził do wniosku, że wszystko co czeskie musi wrócić do Czechosłowacji, a więc między innymi Śląsk Zaolziański i Kłodzko. Svobodné slovo zresztą nie rozpoczynało żadnej kampanii prasowej. Rząd czechosłowacki widocznie uważał, iż należy zacząć od akcji dyplomatycznej, tym bardziej że atmosfera polityczna wydawała się,  jeśli nie sprzyjająca realizacji celów czechosłowackich, to przynajmniej niedogodna z punktu widzenia zamierzeń rządu polskiego w sprawie ziem na zachód od przedwojennej granicy Polski.

            Począwszy od końca marca, gdy prasa polska ogłosiła powrót Śląska Opolskiego do Macierzy, mocarstwa anglosaskie wkroczyły na drogę interwencji dyplomatycznych u najwyższych czynników sowieckich. Przedstawiciele Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych występowali przeciwko przyłączeniu do Polski ziem śląskich. W odpowiedziach strona sowiecka zwracała uwagę, że decyzje krymskie nie tylko nie wykluczały, ale raczej implikowały możliwość istnienia polskiej administracji na terenach byłej Rzeszy hitlerowskiej, co jednak nie przesądzało z góry przyszłego załatwienia kwestii granicznych, które miały być rozstrzygnięte podczas konferencji pokojowej  17.

            Do czynników czechosłowackich docierały prawdopodobnie echa ciągnącej się przez kwiecień i maj polemiki anglosasko-sowieckiej. Wnioski mogły być jednoznaczne: należy działać zanim zapadną jakiekolwiek wiążące decyzje uznawane przez wszystkie mocarstwa. Już 5 maja komunistyczny minister informacji Václav Kopecký, proponując na posiedzeniu rządu „abyśmy również my jak najszybciej wystąpili ze swymi postulatami uregulowania kwestii granic, szczególnie jeśli idzie o Kłodzkie, Głubczyckie i Raciborskie”, spotkał się z aprobatą wicepremiera Gottwalda i innych ministrów. Zdaniem Kopecký’ego w wypadku zwlekania z zajęciem stanowiska przez Czechosłowację w sprawie wyżej wspomnianych ziem, Polska powiększy znacznie swój stan posiadania kosztem Niemiec. W dwa tygodnie później 19 maja rząd w Pradze po otrzymaniu petycji dwunastu gmin kłodzkich odnośnie obsadzenia ich obszaru przez wojska czechosłowackie, podjął z inicjatywy Fierlingera decyzję wysłania do władz sowieckich noty z odpowiednią prośbą  17a. Interwencja prezydenta Beneša sprawiła, że władze czechosłowackie objęły akcją dyplomatyczną również mocarstwa anglosaskie i Francję  17b.

            31 maja podsekretarz stanu w czechosłowackim MSZ Vladimír Clementis złożyl amerykańskiemu chargé d’ affaires w Pradze Alfredowi Klieforthowi notę (wraz z dołączoną do niej mapą), w której wyrażony był „zamiar” rządu czechosłowackiego przejęcia „bezzwłocznie” kontroli nad terytorium okręgu kłodzkiego. Nota zawierała zastrzeżenie, że „roztoczenia opieki” nad Kłodzkiem rząd nie traktuje jako rozwiązania ostatecznego, bowiem zdaje sobie sprawę, że nastąpi ono na konferencji pokojowej. Ponieważ regulacja północno-wschodnich granic Czechosłowacji na jej korzyść mogła mieć zdaniem rządu związek z przyszłymi granicami Polski, deklarował on w tej kwestii gotowość „przyjaznego porozumienia” z Polską. Podkreślał przy tym, że nie uważa obecnej noty za zaspokajającą wszystkie żądania w sprawie rektyfikacji granic. Informował również czynniki amerykańskie, że podobne noty zostaną wręczone przedstawicielom Wielkiej Brytanii, ZSSR, Francji i Polski.

            Punktem wyjścia dla sformułowania roszczeń była kwietniowa proklamacja pełnomocnika rządu polskiego Stanisława Piaskowskiego, adresowana do ludności Dolnego Śląska. Rząd czechosłowacki podjął w nocie polemikę z polskim stanowiskiem w sprawie przeszłości tego regionu. Utrzymywał, że słowiańscy mieszkańcy tego terytorium są z pochodzenia Czechami. W nocie twierdzono ponadto, że rząd czechosłowacki, domagając się odnowienia przedmonachijskich granic republiki, nigdy nie zapomniał podkreślać wobec kompetentnych czynników, że ten punkt  widzenia nie przesądza wystąpienia w odpowiednim czasie „w pełnej zgodzie z rządami alianckimi” z postulatami rektyfikacji granic na swoją korzyść – kosztem wrogich państw. W nocie celowo z dużym naciskiem podkreślono wolę   porozumienia z państwami sprzymierzonymi i gotowość podporządkowania  się postanowieniom konferencji pokojowej. Akcentując swój legalizm strona czechosłowacka pragnęła widocznie wywołać u mocarstw anglosaskich wrażenie, że byłaby kontrahentem „solidniejszym” niż Polska, posługująca się metodą faktów dokonanych  18. Zanim jednak rząd czechosłowacki doczekał się amerykańskiej odpowiedzi, strona polska przystąpiła do realizacji uprzednio przyjętych postanowień w kwestii Śląska Zaolziańskiego.

            W nocie z 6 czerwca adresowanej przez ministra spraw zagranicznych Wincentego Rzymowskiego  na ręce posła Josefa Hejreta Rząd Tymczasowy RP proponował powołanie w najbliższym czasie komisji mieszanej polsko-czechosłowackiej, która opracowałaby projekt polubownego  rozwiązania sporu terytorialnego o ziemie Śląska Cieszyńskiego. Strona polska zaznaczała, że chodzi jej o usunięcie przeszkód dla politycznego, gospodarczego i kulturalnego zbliżenia między obu sąsiadami. Tradycyjnie już potępiała akt wcielenia Zaolzia z roku 1938. Dodawała jednak wyraźnie to, o czym dotychczas tylko w sposób zakamuflowany i bardzo rzadko wspominała prasa polska  19, że „podobnie potępia jednocześnie akt przyłączenia Śląska Zaolziańskiego do Czechosłowacji, dokonany w roku 1919 przez ówczesny rząd czechosłowacki”.  Akcentowała konieczność rozwiązania sprawy w duchu poszanowania zasady narodowościowej i stwierdzała, że „Rząd Tymczasowy RP nie może pominąć oczywistego faktu, że Śląsk Cieszyński stanowi w swej przeważającej części obszar zamieszkały przez Polaków”. Nota stanowiła realizację polskiej zapowiedzi zawartej w majowym aide-mémoire do rządu sowieckiego.

            Rząd polski wystosował tego samego dnia również drugą notę, w której domagał się zaniechania dyskryminacji Polaków na Zaolziu, twierdząc, że jest ona wynikiem  „oddziaływania skrajnych żywiołów nacjonalistycznych na administrację czechosłowacką powołaną jednostronnie na Śląsku Zaolziańskim”. Jako przykład przytoczono nakaz wysiedlenia wielu Polaków, określając go jako „akt bezprawny i nie dający się niczym usprawiedliwić”. Agencja Polpress podała w trzy dni później oficjalną informację, że minister Rzymowski przyjął 6 czerwca posła czechosłowackiego Hejreta  20. W oczekiwaniu na odpowiedź prasa polska milczała na razie.

            Praskie MSZ nie spieszyło się jednak z odpowiedzią, mimo że jej treść została już ustalona na posiedzeniu rządu czechosłowackiego 8 czerwca. Przyjęta została wówczas propozycja Clementisa nie uznawania kwestii Śląska Zaolziańskiego za sporną oraz odrzucenia możliwości powołania komisji mieszanej. Premier Fierlinger zwrócił przy okazji uwagę, że „Polacy skarżyli się organom radzieckim na postępowanie czechosłowackie wobec polskiej mniejszości”. Kopecký powrócił natomiast do tematu ziem byłego Śląska niemieckiego, domagając  się wystąpienia z postulatami nie ograniczającymi się wyłącznie do Kłodzkiego. Wydaje się, że pod jego wpływem rząd czechosłowacki zdecydował się wystosować notę w sprawie swoich roszczeń terytorialnych  do władz w Warszawie  20a.

                                                                               Marek Kazimierz  KAMIŃSKI

(ciąg dalszy w następnym numerze Polskiego Biuletynu Informacyjnego Zaolzie, 23 września 2004)       



PRZYPISY:

1. Documents on polish-soviet relations 1939-1945, vol. II, London 1967,  str. 634;  por. Roman Buczek, Udział delegacji polskiej w Konferencji Poczdamskiej w 1945 roku, Zeszyty Historyczne nr 34, Paryż 1975, str. 85-135.

2 .  Raport M. Lechowicza do poselstwa polskiego w Pradze, 19.VII. 1945. Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych (dalej AMSZ).

3 . Według spisu niemieckiego z grudnia 1939 roku na Zaolziu 51 631 osób podało narodowość polską, 46 512 osób narodowość czeską, 78 468 osób tzw. narodowość śląską (termin wprowadzony przez Niemców), a 38 430 osób  narodowość niemiecką. Ponieważ w odróżnieniu od Polaków Czesi, znacznie lepiej traktowani przez okupantów  hitlerowskich, nie byli  zainteresowani w deklarowaniu tzw. narodowości śląskiej, należy przypuszczać, iż tę ostatnią w dużym stopniu stanowili Polacy, chroniący się w ten sposób przed niemieckim aparatem terroru. Gdyby założyć, że  wszyscy tzw. Ślązacy byli Polakami, wówczas ludność polska liczyłaby 130 099 osób, a więc znacznie więcej niż Czesi i Niemcy razem wzięci (84 942 osoby). O tym, że Polacy  w dużej mierze podawali się za Ślązaków by uniknąć represji, świadczy również fakt, że we wschodniej części Śląska Cieszyńskiego, należącej do Polski przez cały okres międzywojenny, tylko 15 139 osób zadeklarowało narodowość polską, a 48 124 – tzw. narodowość śląską. Statystyka niemiecka odnotowała na tym terenie 55 Czechów. (Uwagi do niemieckiego spisu ludności, marzec 1947, z PPS-Wydz. Zagr., sygn. 235/XIX, t. 26, k. 7-12, Archiwum Zakładu Historii Partii). W Polsce uważano, że na Zaolziu mieszka około 100 tys. Polaków (Memoriał pt. „W sprawie stosunku Polski do Czechosłowacji”, 14.V.1946, z PPS-Wydz. Zagr., Sygn. 235/XIX, t. 26, k.. 1-5 AZHP). Czołowy działacz KPCz w Morawskiej Ostrawie, późniejszy redaktor naczelny Rudého práva, Vilém Nový, oceniał liczbę Polaków „w przybliżeniu na 70 do 80 tysięcy (V. Nový, Život a revoluce,, Praha 1975, str. 221). Według danych przedłożonych rządowi czechosłowackiemu Zaolzie zamieszkiwało pod koniec okupacji niemieckiej w 1945 roku 104,5 tys. Polaków i 87,8 tys. Czechów. K. Kaplan, Poválečné Československo. Československo 1945-1948. Národy a hranice. Mnichov  1985, str. 210, przypis 25).

4 . V. Nový, op. cit., str. 193-194.

5 . Raport  Lechowicza, 19.VII.1945; Sprawozdanie z podróży służbowej po Śląsku Cieszyńskim wicewojewody katowickiego Wengierowa dla prezydenta Bieruta, między 18 a 22.V. 1945, AMSZ.

6 .  Sprawozdanie Wengierowa.

7 .   Aide-mémoire Rządu Tymczasowego RP do rządu sowieckiego, 22.V.1945, AMSZ, oraz Protokół nr 11 z posiedzenia Prezydium KRN w dniu 25.V. 1945, z KRN, Biuro Prezydialne KRN – Wydział Prawny, t. 2. k.. 59, Archiwum Akt Nowych (dalej AAN).

8 .   Por. przypis 3.

9 .   Aide-mémoire, 22.V.1945.

10 .  Protokół nr 11 z posiedzenia Prezydium KRN w dniu 25. V. 1945,  z KRN, Biuro Prezydialne KRN – Wydział Prawny, t. 2, k.. 59, AAN.

11 .  Mapa sztabowa z nakreślonymi liniami  proponowanego rozgraniczenia załączona do szkicu propozycji        rzeczoznawców; chodzi tutaj o następujące gminy: „Dobracice, Trzanowice Dolne, Trzanowice Górne, Domasłowice Górne, Domasłowice Dolne, Szobiszowice, AMSZ.

12 .  Ibidem. Wariant IA:   w północnym odcinku linia demarkacyjna pokrywa się z linią z 5.X.1918.

Wariant IB:   Polska zyskuje gminy:  Orłowa, Łazy, Sucha Dolna, Sucha Średnia, traci Rychwałd, Poręba.

Wariant IC:   Polska zyskuje gminy: Sucha Dolna, Sucha Średnia,   traci Rychwałd, Poręba.

Wariant II:     Polska zyskuje gminy: Sucha Dolna, Sucha Średnia,   traci: Rychwałd, Poręba, Dziećmorowice, Lutynia Polska, Lutynia Niemiecka, Wierzniowice, Skrzeczoń, Zabłocie, Szonychel, Pudłów, Bogumin.

13 .Chodzi tutaj o wariant IB zwany później linią z 4.VI..1945.

14 .Memorandum w sprawie Śląska Cieszyńskiego z czerwca 1945, mające być podstawą dyskusji ze stroną czechosłowacką, AMSZ

15 .Protokół posiedzenia w Trstenej, 20. V. 1945, AMSZ.

16 .Pismo wice-starosty powiatu nowotarskiego J. Witka do wojewody krakowskiego, 23.V. 1945, AMSZ.

17 .Foreign Relations of the United States (dalej FRUS). Diplomatic Papers 1945, Europe, vol. V. Washington 1967, str.230, również str. 207, przypis 99, Polemikę Anglosasów z ZSRR I sprawy z tym związane można prześledzić na następujących stronach: 198-199, 205-208, 229-231, 276-278, 289-290. 293-298, 325-326.

17a . K. Kaplan, op. cit., str. 68-69.

17b . Public Record Office, FO-371, t. 47088, N.74870/207/12, pismo Nicholsa  do  Sargenta, 18.VI. 1945.

18 .  FRUS, Diplomatic Papers 1945, Europe, vol. IV, Washigton 1968, str. 513-514.

19 . Np. Rzeczpospolita, 2.II.1945, artykuł redakcyjny „Otwieramy nową kartę”.

20 . Rzeczpospolita, 9.VI.1945.

20a. K.Kaplan, op. cit., str. 52. 169. 


 

PRZED NOWYM ROKIEM SZKOLNYM

 

Za kilka dni kończą się wakacje. Młodzież po jednej i drugiej stronie Olzy wraca w ławy szkolne. Do polskich szkół i przedszkoli na Zaolziu, których systematycznie ubywa, przychodzi też co roku coraz mniej dzieci.

Jakiś czas temu na internetowym Forum dyskusyjnym  Gazeta.pl   - Cieszyn , jako temat do dyskusji przedstawiony przez internautę (tkę)  fk5 dnia 14 stycznia 2004 , znaleźliśmy artykuł Jana Molendy z tygodnika „Przegląd”,  z  15 grudnia 2003, zatytułowany „My sóm stela”.  Obszerne fragmenty tego artykułu poświęcone są tematowi, który zamierzamy dziś poruszyć – umieraniu szkolnictwa polskiego na Zaolziu.

W artykule o martyrologii zaolziańskich lekarzy dr. Krzystofa Brożka ze Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach  znaleźliśmy cytat ze wspomnień   Kornela Michejdy, profesora chirurgii Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, a po wojnie Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Urodzony w r. 1887 profesor tak oto wspomina swoją rodzinną wioskę Bystrzycę: „Nie-Polacy byli to urzędnicy kolejowi, żandarmi, a także leśniczy lasów arcyksiążęcych, kierownik poczty i paru innych urzędników, wszyscy oni urodzili się poza Bystrzycą i przybyli tu jako aparat władzy. Spis ludności w ogóle nie wykazywał Czechów w Bystrzycy. Czasem wśród urzędników kolejowych znalazł się Czech, ale i ten wolał się posługiwać językiem niemieckim” (K. Michejda, Wspomnienia Chirurga, Kraków 1986, s. 20 i 21).  I jak napisał dr Krzysztof Brożek – w spisach z lat 1880 i 1890 rzeczywiście nie odnotowano w Bystrzycy ani jednego Czecha. Pierwszy pojawił się dopiero w spisie z r. 1900.

 

Tak witano w Bystrzycy Wojsko Polskie w r. 1938

 

Przed kilku laty, przy gorącym poparciu ówczesnego premiera Rzeczypospolitej Polskiej, zaolziańskiego rodaka, potomka zacnego rodu Buzków - prof. Jerzego Buzka, w tejże Bystrzycy połączono dwie szkoły: polską i czeską. Powstał spory, dobrze wyposażony kompleks dydaktyczny. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zapowiedziany na wstępie artykuł Adama Molendy „My sóm stela” informuje:

„Łączona szkoła podstawowa w beskidzkiej Bystrzycy jest dumą okręgu ostrawskiego. Nowy gmach, olśniewająca sala gimnastyczna, basen, obiekt do squasha, siłownia, 200 komputerów. Ostatnio zawitał tutaj jeden z komisarzy Unii Europejskiej. Stwierdził, że takiego standardu nie widział nawet w Wielkiej Brytanii i na koniec zapytał o relacje polsko-czeskie.

-          Układają się wspaniale - odparł dyrektor, Czech. - Zakazałem jednak personelowi pomocniczemu rozmawiać z dziećmi gwarą i po polsku, bo przecież i tak wszyscy rozumieją po czesku. Świadkowie mówią, że komisarzowi włosy stanęły dęba.

-          Dla nas znajomość polskiego oraz możliwość posługiwania się nim na codzień - mówi Dariusz Branny z Czeskiego Cieszyna, student trzeciego roku prawa UJ w Krakowie - jest podstawowym warunkiem zachowania tożsamości  narodowej”.

           Artykuł 10 p. 1  KONWENCJI RAMOWEJ RADY EUROPY (RE) O OCHRONIE MNIEJSZOŚCI NARODOWYCH, ratyfikowanej zarówno przez Republikę Czeską, jak i przez Rzeczpospolitą Polską mówi: „Strony zobowiązują się uznać prawa każdej osoby należącej do mniejszości narodowej do swobodnego używania, bez jakiejkolwiek ingerencji, jego/jej języka mniejszości, zarówno prywatnie, jak i publicznie, ustnie oraz pisemnie”.

           Wyciągnięcie właściwej oceny z zestawienia tych dwóch cytatów: z internetu oraz z Konwencji Ramowej RE pozostawiamy Czytelnikom i jeszcze raz oddajemy głos autorowi artykułu cytowanego przez nas za internetowym Forum Gzaeta.pl:

           „Niedawny spis powszechny, przeprowadzony w Republice Czeskiej, wykazał, że od 1990 r. ubyło w tym państwie 7998 osób deklarujących wcześniej narodowość polską. Nasi rodacy starają się trzymać razem, w klubach PZKO, organizacjach społecznych i stowarzyszeniach. Coraz częściej zdarza się jednak, że patriotyzm stygnie.

- Polskość, przy dzisiejszym szybkim tempie życia, stała się dodatkowym obowiązkiem. Również dla dzieci - mówi Irena Kufa, dyrektorka Centrum Pedagogicznego dla Polskiego Szkolnictwa Narodowościowego w RC. - Podczas niedawnego spotkania z dyrektorami naszych szkół, jeden z nich stwierdził, iż tylko podczas 20 dni w roku szkolnym wszyscy uczniowie są na lekcjach. To skutek działalności w różnych kołach zainteresowań oraz udziału w konkursach, festiwalach, przeglądach oraz olimpiadach zarówno w Czechach, jak i w Polsce. W zdobywaniu solidnej wiedzy to jednak nie przeszkadza. Aż 70% absolwentów polskich szkół średnich na Zaolziu dostaje się na uczelnie po obu stronach granicy. Niedawno jeden z czeskich instytutów naukowych przeprowadził badania na temat występowania patologii oraz przestępstw kryminalnych wśród młodzieży. Okazało się, że nie było ani jednego takiego przypadku w środowisku tutejszych młodych Polaków.

A oto coś, co w przytoczonym cytacie trąci ślązakowszczyzną, ale co na końcu artykułu staramy się wyjaśnić  /Pora na łyżkę dziegciu/.

Podczas tegorocznego Festynu Górskiego w Koszarzyskach rozdano jego młodym uczestnikom ankietę z zasadniczym pytaniem, brzmiącym mniej więcej tak: "Kim się czujesz z punktu widzenia narodowości?". Na 35 ankiet, które wróciły do organizatorów, w 25 napisano: "Ślązakiem".

 Od stu lat mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego mówią o sobie, że są ludźmi stela (stąd), co pomaga im nie dostrzegać rubieży. Komuś obcemu trudno zrozumieć te słowa, wypowiadane ciężko, z dna przepony, ale tu, na pograniczu, wszyscy używają gwary: górnicy i nauczyciele, kierowcy autobusów i adwokaci, kucharki i lekarze. Jakby linia graniczna, wyznaczona niegdyś przez Radę Ambasadorów po zakończeniu I wojny światowej, nigdy nie istniała”. 

W tym miejscu warto dodać, że to właśnie gwara miejscowa jest wyróżnikiem, który odróżnia Polaków od  Czechów, dzieci uczęszczające do polskich szkół, od tych które rodzice oddali do szkoły czeskiej. W czeskich szkołach używanie gwary jest po prostu zakazane, tak jak zakazane było za Hitlera. Nie jest na Zaolziu  odosobnionym zjawiskiem fakt, że rodzice pochodzący z polskich rodzin rozmawiają ze sobą gwarą, lecz do własnego dziecka zwracają się po czesku, by nie narażać go na szykany, gdyż oddali swego potomka do czeskiej szkoły, będącej tuż za rogiem, w przeciwieństwie do  nieraz bardzo odległej szkoły polskiej. Jak napisał autor cytowanego przez nas za internetem artykułu z „Przeglądu”, w okresie międzywojennym naukę w zaolziańskich polskich szkołach rozpoczynało co roku 20 tys. dzieci i młodzieży. Ubiegłej jesieni było to zaledwie 3.5 tys., wliczając w to przedszkolaków.

Fakt takiego, a nie innego wypełnienia ankiety przez młodzież w Koszarzyskach, o którym wspomina autor,  ma szerokie podłoże. Pisaliśmy już o tym w naszych poprzednich biuletynach. Przez cały okres komunizmu, który w Republice Czeskiej znalazł żyzną glebę, przygotowaną jeszcze w beneszowskich czasach, wpajano młodym ludziom ideologię internacjonalizmu socjalistycznego, zaś wszelkie przejawy polskiego patriotyzmu były konsekwentnie tępione. Nierzadko spotyka się obecnie nauczycieli polskich szkół, dla których polskość jest sprawą drugorzędną. Zawód nauczyciela stał się w wielu przypadkach, tak jak inne zawody, wyłącznie środkiem do uzyskiwania - zresztą tak samo jak w Polsce - regularnych, acz marnych zarobków. Stracił swoje znaczenie społecznikowskie, cechujące wybitnych przedwojennych nauczycieli, z których tylko nieliczni przetrwali wojnę i kontynuowali swoje posłannictwo we wczesnych latach powojennych.

W jednym trudno się jednak zgodzić z panem Molendą, a mianowicie że wszyscy mówią tu tą samą gwarą, jak gdyby linia graniczna wyznaczona niegdyś przez Radę Ambasadorów po zakończeniu I wojnie światowej , nigdy nie istniała. Ta linia graniczna, zwłaszcza w okresie po II wojnie światowej, kiedy pozbawiono zaolzian prawa do prawdziwej dwujęzyczności, gdyż trudno dwujęzycznością nazywać ograniczenie jej do napisów na szyldach sklepowych  oraz w konsekwencji szczelnego zamknięcia granicy przez władze czeskie w latach osiemdziesiątych, przyczyniła się do sporego zachwaszczenia gwary  mieszkańców zachodniej części Śląska Cieszyńskiego przez liczne bohemizmy. Nie trudno więc dzisiaj odróżnić według mowy zaolzianina od prawobrzeżnego cieszynianina. Sprawą bolesną dla zaolzian czujących się Polakami jest natomiast sprawa traktowania ich jako cudzoziemców przez mieszkańców polskiego pogranicza, zwłaszcza przygranicznych handlarzy, którzy pragnąc się przypodobać Czechom,  starają się rozmawiać również z zaolziańskimi Polakami czymś co w ich własnym mniemaniu ma przypominać język czeski. Ci zaolzianie, którzy czują się nadal Polakami, odczuwają to bardzo boleśnie.

 

Alicja Sęk   

Z POCZTY ELEKTRONICZNEJ

Temat: dziekuje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! dla p. Jana Leśnego

Szanowny Panie,
z przyjemnością przejrzałem Wasz serwis; cóż - poza wszelką wątpliwością - wypada mi napisać tylko jedno: pomijając wszelkie kwestie ocen wydarzeń historycznych, Pan doskonale wie, o czym pisze. Moje poglądy są zbliżone, nawet do tego stopnia, ze w druku posługuję się również określeniem Cieszyn Zachodni,
 .........
Jedna tylko kwestia pozostaje dyskusyjna, a mianowicie postawa zaolziańskich Polaków, którzy de facto nie są aż tak bardzo zainteresowani Polską, jakby można oczekiwać.
..........
Tyle na dziś; Państwa serwis sprawił mi wielką radość, ale zdaję sobie sprawę, że dla przeciętnego mieszkańca naszego kraju to, o czym tu napisane jest szkalowaniem "bratniego narodu" i tej ulubionej demokratycznej republiki w Europie Centralnej.
........
z wyrazami szacunku
ph

Od Redakcji: 
Temat zostanie szerzej omówiony, z uwagi na wagę poruszonych problemów, w jednym z następnych numerów Biuletynu

 

ZNALEŹLIŚMY W INTERNECIE:
FRAGMENT DYSKUSJI NA FORUM CZECHY - http:/forum.gazeta.pl

Polacy sie "miotaja" pomiedzy Polska a Czechami - Nie dopuszczaja mysli zeziemie nalezace do Polski to juz przeszlosc - straszny nacjonalizm !!!

nie znasz realiow.
--
CZECHOSŁOWACJA forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=20432
BLOG CS czechoslowacja.blox.pl/html

.............................

Re: Czyżby ? Kręcisz
   havranek5   28.07.2004 21:45 

Ja tylko stwierdzam fakty - Duzo rozmawiam z ludzmi np z Trzynca ! Szczegolnie starsi maja pretensje (wlasciwie nie wiadomo do kogo) ze zostali sami, ze Polska sie przestala nimi interesowac, ze Czesi nas toleruja (to dosyc delikatne slowo) A co do atakowania to ciagle ja czuje sie oskarzany o rozne rzeczy jesli dobrze zrozumialem twoj ostani post "Wisloku" ??? No chyba po to jest forum zeby sobie podyskutowac i dowiedziec sie wiecej - to temat ktory mnie pasjonuje od czasu kiedy mam zywy kontakt ze spolecznoscia na Zaolziu. I prosze mnie nie obrazac i nie atakowac !!!! Ja tego nie robie !!!!!!!!! Staram sie jedynie czegos dowiedziec wiecej. Stalo sie to ostatnimi czasy moja "pasja" jesli w ogole to mozna tak nazwac. Duzo rzeczy mozna sie dowiedziec od starszych ludzi. Sam juz nawet nie wiem kto tam jest Czechem a
kto Polakiem ? Potrafia sie przelaczac na swoj jezyk "po naszymu" jak to zwykli mowic :)) Troche inny slaski taki ze Slaska Cieszynskiego. Pozdrawiam !!!

•  Taa
   wislok1   28.07.2004 22:49 

Tak się głupio składa, że mam rodzinę w Trzyńcu i fakty mają się nijak do oskarżeń, które padły pod adresem Polaków na Zaolziu o nacjonalizm. Do tego znam też ewangelickie stosunki kościelne na tym terenie. I w tym przypadku oskarżenia o nacjonalizm są bez sensu. Napisałeś bzdury.
Teraz się bronisz i już zmieniasz ton. Piszesz : "Sam juz nawet nie wiem kto tam jest Czechem a  kto Polakiem ?" To skąd wiesz, że Polacy to nacjonaliści ? Jeżeli w tak nieobiektywny sposób oceniasz całą polską grupę na Zaolziu, to nie oczekuj miłych słów--
Forum Śląska Cieszyńskiego

.............................................

•  Brednie!!!!
   oto_fakty   30.07.2004 18:25 
tutaj:
www.zaolzie.org/
przyjaciele Czech?

•  Biuletyn
   wislok1   30.07.2004 21:36 

Biuletyn zdaniem Polaków na Zaolziu jest PROWOKACJĄ. Odcięli się od niego wszyscy polscy działacze. Pisało tym polska i czeska prasa. Po polskiej stronie Olzy został oceniony identycznie, jako PROWOKACJA, w której historia została wykorzystana do prezentowania antyczeskich poglądów na sprawy współczesne. Pozostaje pytanie, kto tej PROWOKACJI dokonał. Zapewne są to ci sami, którzyteraz krzyczą o rzekomym nacjonaliźmie Polaków na Zaolziu. I zapewne są to ci, którzy chcą skłócić Polaków z Czechami według zasady, gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta
--
Forum Śląska Cieszyńskiego

Od Redakcji:

         Nie pamiętam autora tego wierszyka, ale ciśnie mi się na usta po przeczytaniu dyskusji na internetowym forum Czechy  z 27 – 28 lipca br. na www.gazeta.pl:

„Oj dzieci, dzieci, źle się wy bawicie
dla  was to jest igraszką, nam chodzi o życie...”

         Żeby dyskutować, trzeba wiedzieć o czym się dyskutuje i jakie to może mieć konsekwencje.

         Pomijając szowinistyczne insynuacje internauty havranka5, rozpoczynające dyskusję,  że  - cytuję za Wami: „Polska mniejszość w Czechach to nacjonaliści !!!!”, a także „Polacy się „miotają” pomiędzy Polską a Czechami – nie dopuszczają myśli, że ziemie należące do Polski to już przeszłość – straszny nacjonalizm!!!”. W tym stwierdzeniu oczywiście bzdura bzdurę bzdurą pogania, a na głupotę nie ma rady. Zbulwersowała mnie jednak  naiwność i niewiedza tych uczestników dyskusji, których uważałam i zresztą nadal uważam, za godnych szacunku, choć tym razem próbują nas – autorów Biuletynu Zaolzie - obrazić.

         Mam tu na myśli w szczególności Wiśloka1. Dotąd wydawało mi się, że chłopak ma głowę na karku, aż tu nagle atak pod adresem naszego biuletynu na www.zaolzie.org: „Biuletyn zdaniem Polaków na Zaolziu jest PROWOKACJĄ. Odcięli się od niego wszyscy polscy działacze. Pisała o tym polska i czeska prasa. Po polskiej stronie Olzy został oceniony identycznie, jako PROWOKACJA,  w której historia została wykorzystana do prezentowania antyczeskich  poglądów na sprawy współczesne. Pozostaje pytanie, kto tej PROWOKACJI dokonał. Pewnie są to ci sami, którzy teraz krzyczą o rzekomym nacjonalizmie Polaków na Zaolziu. I zapewne są to ci, którzy chcą skłócić Polaków z Czechami według zasady, gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta.”

         Nic bardziej mylnego drogi Wiśloku1. Nie ma prowokacji, nie ma chęci skłócenia, jest tylko szczera chęć przekazania prawdy historycznej surfującym po internecie młodym ludziom, których ani za komuny, ani za postkomuny nie uczono prawdziwej historii. Nie mówiono zwłaszcza o sprawach drażliwych, do których dzieje Zaolzia niewątpliwie należą. Czy Pana zdaniem należy również pomijać milczeniem np. zbrodnię katyńską, bo zagraża to poprawności stosunków polsko-rosyjskich, albo, dla poprawy stosunków polsko-niemieckich zaakceptować zrzucenie polskiego godła, a może jeszcze dodatkowo powieszenie na ratuszu w Strzelcach Opolskich czarnego orła? My uważamy, że tylko na gruncie prawdy można budować szczere, dobre wzajemne kontakty między narodami. Niedomówienia zawsze będą stanowiły przeszkodę w układaniu tych rzeczywiście dobrych stosunków.

         To co napisał havranek5 świadczy li-tylko o jego całkowitej nieznajomości uregulowań ogólnoeuropejskich podpisanych i ratyfikowanych zarówno przez Polskę, jak i przez Czechy. To co napisał Wiślok1, świadczy o tym, że podobnie jak havranek5 ma skłonności do uogólnień. Zdajemy sobie sprawę, że nie kochają nas niektórzy „zaolziańscy działacze”, będący na ciepłych posadkach, ale darowałabym sobie uogólnienia, podobne do uogólnień havranka5 – „wszyscy zaolziańscy działacze”. Jesteśmy w stanie tych „wszystkich” wyliczyć na palcach. Oni nie boją się krzyczeć, bo tak jest „na topie”. Ci co nas akceptują, wolą mówić szeptem, by się nie narażać. Pomimo tych tak kategorycznych i suwerennych stwierdzeń otrzymujemy - Drogi Wiśloku1 - wiele pozytywnych ocen z jednej i drugiej strony Olzy  (zobacz treść cytowanego w niniejszym numerze e-mailu), a także z zagranicy, z kręgów zajmujących się sprawami ochrony praw mniejszości narodowych,  które  - czy to się komu podoba czy nie – przysługują zaolziańskim Polakom w takiej samej mierze, jak innym mniejszościom narodowym, które znalazły się za rubieżami kraju nie za sprawą wyboru, lecz na skutek przeniesienia granic.

         Wpadł mi ostatnio w ręce  „Almanach gimnazjów polskich na Zaolziu 1909-1999”. Wśród wielu ciekawych przyczynków, zamieszczonych w tej publikacji, moją uwagę zwróciły słowa polonistki Danuty Ondruch: „Praca polonisty na Śląsku Cieszyńskim zawsze była bardzo żmudna, ale i bardzo odpowiedzialna. Nauczyciel ten musi przede wszystkim uczyć poprawności językowej, biegłości w posługiwaniu się polszczyzną, musi ożywiać ducha wspaniałej przeszłości kulturowej narodu, podkreślając jego miejsce w kulturze świata, ale musi, i to jest bardzo ważne dla niego zadanie, ugruntowywać w młodzieży korzenie polskiej tożsamości narodowej. Powinien uświadamiać uczniom, że miejsce zamieszkania i z tym związaną przynależność państwową można w ciągu życia zmieniać, ale narodowości nie. Narodowość zawsze zostaje ta sama! Tylko ci uczniowie w dorosłym wieku ją zmieniają, którzy nie rozpoznali korzeni swej tożsamości /.../  Zawsze trzymałam się zasady wyniesionej z domu rodzinnego: żeby zapalać, to trzeba płonąć!”.

Całkowicie popieram te słowa, przydałoby się, by wzięli je sobie do serca również niektórzy inni zaolziańscy nauczyciele, czy np. dziennikarze, a także młodzi ludzie z prawej strony Olzy. Dodaję tylko: żeby krytykować, trzeba mieć świadomość tego, co się krytykuje, a nie kierować się wyłącznie opiniami tych, co w gruncie rzeczy, w prawdziwie powszechnych wyborach (np. do Parlamentu Europejskiego), zdobywają aż.... 1500 głosów poparcia niby swojego elektoratu.

         Nie miałam pierwotnie zamiaru zawracania głowy - sobie i innym - havrankiem5, bo naprawdę nie warto. Do jednej sprawy muszę się jednak odnieść. Każdy człowiek ma prawo do wolności sumienia. Gwarantują to przepisy międzynarodowe i błędem jest nie to, że w kościele zaśpiewano o jedną pieśń więcej w tym czy innym języku. Błędem są dwujęzyczne nabożeństwa i to, że nie można co niedziela korzystać ze wspólnej modlitwy we własnej mowie. Polak ma prawo rozmawiać z Bogiem w języku swoich przodków, Czech swoich. To dwujęzyczność nabożeństw i ich przemienność (raz polskie, dwa razy czeskie, raz wspólne, jest po prostu fatalnym pomysłem). Mnie osobiście, tak jak wielu moim znajomym przeszkadza to w skupieniu. Chyba jednak nie tędy droga. Również wytłumaczenie „ekonomiczne”, że za mało jest Polaków na terenie Zaolzia, żeby dla nich organizować nabożeństwa co tydzień, nie trafia nam do przekonania, bo i ludność czeskojęzyczna ma prawo do cotygodniowego nabożeństwa w swoim języku. Znamy zresztą środowiska polonijne, np. w USA, gdzie Polacy stanowią znacznie mniejszy odsetek populacji, niż na Zaolziu, a nabożeństwa w języku polskim odbywają się codziennie, niezależnie od innojęzycznych.

         Drogi Wiśloku1. Zapewniam, że cały nasz zespół redakcyjny zna problematykę zaolziańską i międzynarodowe prawa ochrony przysługujące mniejszościom narodowym, nie gorzej, a znacznie lepiej od Pana i oczekujemy  ni mniej, ni więcej, tylko jednego słówka: PRZEPRASZAM. Nasz adres e-mailowy znajdzie Pan w każdym numerze naszego Biuletynu. Zapewniam też Pana, że każde z nas ma wielu przyjaciół wśród prawdziwych, nie przekabaconych Czechów, bo dla ludzi typu „gdzie wiatr, tam chorągiewka” – niezależnie od tego, czy deklarują się jako Polacy, Czesi, czy „schlonzacy”, szacunku rzeczywiście nie mamy.

W imieniu zespołu redakcyjnego PBI Zaolzie   -   Alicja Sęk

Anna Filipek

STARO JEDLA

Rosła se starucno jedla
na zboczach Gróniczka,
całe dzieje wygrowała
w przepieknych pieśniczkach.

 Żodne ksiyngi nie spisały,
co óna wiedziała,
bo do biydnych wiejskich okiyn
wieki zoglóndała.

Potym ludzie świat zmiynili,
dobrze sie już mieli,
na ty stare przeszłe czasy
hónym zapómnieli.

Roz sie Olza domowała
z siostróm Kozubowóm,
że sie pujdóm społu uczyć
mowym urzędowóm.  

Staróm jedlym werbowały:
Besz darymnie szumieć,
dyć za takich piynć, szejś roków
gdo ci bee rozumieć?  

Starzik uczy sie od wnuka,
zamiast wnuk od dziada.
Nowi ludzie, nowe czasy,
ciynżko na to rada.

Na to jedla odpowiado:
Stare już móm kości,
twardóm głowym, tympy rozum
na świecki móndrości.

Jak mie mama nauczyli,
tak se bedym szumieć.
Możne sie tu gdosi nojdzie,
gdo mi bee rozumieć.

            Ten – naszym zdaniem piękny i prawdziwy - wiersz nie żyjącej już współczesnej zaolziańskiej poetki ludowej - Anny Filipek - dedykujemy, mimo wszystko z wyrazami sympatii, Wiślokowi1.

 


Zaolzie-Polski Biuletyn Informacyjny, nr 8, r.2004
Redaktor wydania: Jan Leśny
 Poczta el.:  info@coexistentia.cz

 

     powrót do strony główne