ZAOLZIE |
Polski Biuletyn Informacyjny |
dokumenty, artykuły, komentarze, aktualności |
Numer 4 |
CIESZYN |
23 kwietnia 2004 |
MIENIE POLSKICH ORGANIZACJI ZAOLZIAŃSKICH
Nasz Biuletyn zainteresował
dziennikarzy zza południowej granicy Polski. Po ukazaniu się marcowego
numeru „Zaolzia” otrzymaliśmy
z czeskiej gazety
„Moravskoslezský
deník”, list
elektroniczny zawierający
szereg pytań. Obok zapytania,
która z
zaolziańskich organizacji z nami współpracuje (pozostawionego przez
nas oczywiście bez odpowiedzi, gdyż w demokratycznej Polsce obowiązuje
tajemnica dziennikarska), były
także pytania poważne,
np. dotyczące skonfiskowanego mienia przedwojennych polskich organizacji
zaolziańskich. Nie dotrzymaliśmy postawionego nam ultymatywnie przez
Redakcję trzydniowego terminu pisemnego udzielenia wywiadu. Nie jesteśmy dziennikiem. Pytania merytoryczne traktujemy
jednak serio i chętnie na nie na naszych łamach odpowiadamy.
W następnym numerze w artykule
zatytułowanym „Przeklęte, czy zdradzone?” pisać będziemy o wielu polskich
organizacjach międzywojennych, które dzięki ofiarności swoich Członków
wypracowały znaczące mienie. Dziś - z niejakim wobec tego wyprzedzeniem -
odpowiedź na pytanie red. Kutĕja,
dotyczące powojennych losów tego majątku. By nie wyważać otwartych
drzwi, posłużymy się
fragmentami artykułu z
„Biuletynu informacyjnego”, wydawanego przez byłych żołnierzy AK na
Zachodzie, nr 22 z r. 1998. Autor artykułu - nawiązując do pisma prezydenta Beneša do
prezydenta Mościckiego z 22 września 1938, które w całości cytowaliśmy w
styczniowym numerze Biuletynu Zaolzie, napisał: Oczywiście - jak „poważnie” myślał wtedy Beneš o zwrocie Zaolzia okazało się już w ciągu zaledwie kilku następnych lat, kiedy diametralnie zmienił zdanie. I tu właśnie niezwykle trafne okazuje się ówczesne energiczne działanie władz polskich, włącznie z notą ultimatum z 30 września 1938, dla zapobieżenia okupacji Zaolzia przez Niemców. Bo tak naprawdę to Beneš grał na zwłokę, chcąc oddać Zaolzie o miesiąc później (na początku listopada 1938), aby umożliwić de facto niemiecki zabór i gestapowski terror na Zaolziu już od r. 1938. Świadczy o tym fakt, że zaraz po wojnie w r. 1945 Czesi utajnili propozycję Beneša dotyczącą oddania Zaolzia Polsce, zaś jego wyzwolenie nazwali polską okupacją. Sam Beneš już w czasie wojny, post factum, wycofał się ze swej propozycji i żądał ponownego przyłączenia tego terenu do Czech. Czeska oferta zwrotu Zaolzia z 22.09.1938 była po wojnie starannie przemilczana. Te sprawy trzeba przypomnieć – ujawnić.
W r.
1945, późną wiosną, Czesi
pod osłoną sowieckich bagnetów wrócili na Zaolzie. Prasa czeska
pisała butnie: „w sprawie Cieszyńskiego w żadnym razie nie będziemy z
Polakami pertraktowali”.
Polskie organizacje – chóry kościelne, Macierz Szkolną, kasy
oszczędności, banki, spółdzielnie spożywców i inne okrzyczano polskimi
beckowskimi organizacjami
faszystowskimi.
Przypisano w ten sposób
II RP faszyzm, chociaż ta – jako pierwsza w Europie – podjęła z nim
czynną walkę. Z drugiej strony cicho było o tym, że Czesi wystawili w czasie wojny tzw.
błękitną dywizję swoich ochotników wspierających armię
hitlerowską. Niepohamowana zachłanność czeskiego zaborcy znalazła w roku 1952 nowe ujście. Rozpoczęły się „prawne działania” w celu zagarnięcia mienia polskich, przedwojennych organizacji zaolziańskich o obecnej wartości ponad 20 mil. USD (rok 1998 – przyp. red.). Ta konfiskata miała jeszcze dodatkowe znaczenie. Polskie społeczeństwo zostało pozbawione swej bazy materialnej, swej niezależności i znalazło się pod wszechogarniającym czeskim naciskiem komunistycznym, który doprowadził w latach 1962 –1982 do likwidacji ok. 60% polskiego szkolnictwa. Po tzw. aksamitnej rewolucji, po roku 1990, długo starano się wmawiać, zarówno przedstawicielom władz polskich, jak i Zaolzianom, iż konfiskaty tego mienia dokonały czeskie, tzw. demokratyczne władze przed komunistycznym puczem z r. 1948. Chciano w ten sposób stworzyć pretekst, że zwrotu polskiego mienia nie można podciągnąć pod naprawę krzywd wyrządzonych przez reżym komunistyczny w Czechach. Dopiero na podstawie dokładnej analizy dekretów prez. Beneša z r. 1945 oraz poufnych dokumentów KNV Ostrava (Wojew. Rady Narodowej Ostrawa) z r. 1952 wykazano, że konfiskaty polskiego mienia dokonały w „majestacie prawa” czeskie władze komunistyczne , pod wyssanym z palca zarzutem popierania przez organizacje zaolziańskie „polskiego faszyzmu beckowskiego”. Nieoddanie Polakom ich mienia świadczy o tym, w jakiej mierze obecne władze czeskie traktują poważnie własną ustawę dekomunizacyjną z r. 1993, zalecającą (ale nie nakazującą) naprawę krzywd wyrządzonych przez komunistów. W r. 1996 władze czeskie zabezpieczyły się dodatkowo przed oddaniem polskiego mienia społeczeństwu zaolziańskiemu. W tym celu m.in. wydały uchwałę rządową nr 555. Pozarządowe polskie organizacje zaolziańskie nadal upominały się bowiem o zwrot swego mienia. I tu rzecz znamienna: Rada Polaków Kongresu Polaków w Republice Czeskiej w całości poparła czeską koncepcję nieoddawania Polakom ich zagrabionej własności (Jak wynika z artykułu red., red. Richarda Kutĕja i Gabrieli Cichej – zamieszczonego w cytowanej na wstępie gazecie „Morawskoslezský deník” w dn. 23 i 24 marca 2004, czołowi działacze tej „dachowej” organizacji na Zaolziu nadal utrzymują to stanowisko. Przewodniczący Kongresu Polaków Józef Szymeczek zapytany przez wyżej wymienionych redaktorów o sprawę skonfiskowanego mienia - jak napisali autorzy - powiedział, że sprawa mienia polskich przedwojennych organizacji zaolziańskich jest nadal otwarta, lecz nie priorytetowa i... dalej cytat:: „Chodzi o mienie, które najpierw zabrali Niemcy zaś rząd czeski skonfiskował je w latach czterdziestych jako niemieckie. Na ten temat odbyto już dziesiątki pertraktacji, niektóre z naszych organizacji wystąpiły na drogę sądową, część nawet z sukcesem” [tłumaczenie z czeskiego red. Biuletynu]). Obecne władze czeskie nie ustrzegły się jednak przy tym od podtrzymania, a tym samym ponownego firmowania oskarżeń o faszyzm II RP, wysuwanych przez powojenną republikę benešowską. Wprowadziły zarazem w tej ustawie negację zasady, że prawo nie działa wstecz! W uchwale rządowej nr 555 z 23.10.1996 zwrot mienia danej organizacji uzależnia się bowiem od: 1. faktu kontynuacji działalności danego podmiotu prawnego pod warunkiem, że miał on to mienie na dzień 25.2.1948, a wiadomo, że powojenne władze czeskie rozwiązały polskie organizacje w r. 1945 pod zarzutem, że były one eksponentami polskiego faszyzmu beckowskiego. Oznacza to, że również obecne władze czeskie podpisują się pod tym absurdalnym poniżaniem II RP, pod oburzającymi oskarżeniami o faszyzm, bo nie oddają polskiego mienia. A przecież organizacje te nie istniały już w r. 1948, gdyż zlikwidowano je właśnie jako „byłe faszystowskie”. 2. warunku wznowienia działalności do końca roku 1990, czyli wszystkie potencjalne kontynuatorki organizacji przedwojennych powinny były widocznie przewidzieć w roku 1990, że w roku 1996 wydana zostanie taka uchwała rządowa, która wprowadzi na koniec roku 1990 cezurę czasową możliwości ubiegania się o zwrot mienia. [...] Zwrot całego zagrabionego mienia, którego ekwiwalent finansowy mógłby pomóc czasowo w rozwiązaniu trudnych problemów ekonomicznych polskiego szkolnictwa na Zaolziu, likwidowanego przez władze pod pretekstem, że jest ono za drogie w porównaniu ze szkołami czeskimi, załatwiono odmownie nie tylko dzięki Uchwale 555, lecz również dzięki Radzie Polaków (pierwotna nazwa Kongresu Polaków w RC – przyp. red.) [...] Obowiązująca już jednak międzynarodowo Konwencja o Ochronie Mniejszości Narodowych Rady Europy umożliwia uruchomienie działań ochronnych nie tylko w postaci ustaleń tej Konwencji, lecz również przy pomocy oddzielnych umów ochronnych w oparciu o jej art. 18. Prędzej czy później takie umowy ochronne powinny zostać zawarte pomiędzy zainteresowanymi państwami. Ich realizacja musi być kontrolowana przy pomocy dwustronnych komisji arbitrażowych z zastosowaniem obwarowanych skutecznymi sankcjami międzynarodowych gwarancji dotrzymywania ich postanowień, gdyż inaczej – jak wynika z doświadczeń – pozostałyby tylko na papierze! Do osiągnięcia zadowalającego poziomu ochrony ludności polskiej na Zaolziu jest jeszcze wiele do zrobienia. W obecnym systemie międzynarodowych konwencji jest jednak realizacja pełnej ochrony prawa do tożsamości narodowej Polaków na Zaolziu w pełni osiągalna już w bliskiej przyszłości – choć nie nastąpi to automatycznie! Trzeba o to z determinacją zabiegać. * * * Tyle cytatu fragmentów artykułu
z Biuletynu informacyjnego AK z r. 1998, które – naszym zdaniem – dość
wyczerpująco odpowiadają na pytania zadane nam przez redakcję czeskiej
gazety „Moravskoslezský deník”. Przy okazji gratulujemy jej redaktorom
poczytności pisma. Jak wynika z otrzymywanej przez nas statystyki, po ich
publikacji znakomicie zwiększyła się liczba wejść na naszą stronę
internetową i to nie tylko z RC i RP. Na zakończenie
może jeszcze krótki cytat z internetu, z recenzji książki „Polacy na
Zaolziu 1920-2000” - Zbioru referatów z konferencji naukowej,
zorganizowanej w dn. 13–14.10.2000 w Czeskim Cieszynie, pióra czeskiego
autora Libora Svobody. W jego omówieniu wystąpienia wieloletniej
przewodniczącej Kongresu Polaków w RC na tej konferencji, p. Danuty
Brannej - dotyczącego lat 90 dwudziestego wieku - czytamy:
„Dla działalności polskich stowarzyszeń i organizacji ma negatywne
znaczenie trudna sytuacja gospodarcza. Większość imprez sportowych,
kulturalnych i społecznych można organizować tylko dzięki datkom
sponsorów” (tłumaczenie - red.). Pytanie, czy nie można byłoby się obejść
bez sponsorów, gdyby dla Kongresu Polaków sprawa wartej 20 milionów USD
przedwojennej spuścizny Przodków nie była sprawą tylko „otwartą, lecz nie
priorytetową” i my pozostawiamy otwarte. Naszym jednak zdaniem jest to
mimo wszystko w chwili obecnej dla bytu lub niebytu zaolziańskich Polaków
zagadnienie priorytetowe. Jan Leśny ROZWAŻANIA O NARODZIE, OBYWATELSTWIE,PATRIOTYŹMIE I
„EUROPEJSKOŚCI”
Nie można się nie zgodzić z p. Liborem
Svobodą, czeskim autorem zamieszczonej w internecie recenzji książki
„Polacy na Zaolziu 1920-2000”, wspomnianej już w poprzednim artykule, że
dla przeciętnego Czecha problem Zaolzia nie istnieje. Rzeczywiście. Kromka
chleba nie jest problemem posiadacza całego bochna, wobec czego dla
większości Czechów słowo Zaolzie, lub z czeska Záolší, czy nawet Tĕšínsko,
jest przypuszczalnie pustym brzmieniem. Nie można się jednak zgodzić z
twierdzeniem, że społeczność polska na Zaolziu jest ludnością
autochtoniczną państwa czeskiego, gdyż jest ludnością autochtoniczną
terytorium dołączonego do państwa czeskiego na mocy opisywanych już przez
nas w poprzednich numerach wydarzeń. Nie to jest jednak
przedmiotem niniejszych rozważań. Nie jest nim również jakakolwiek
polemika z autorem wzmiankowanej recenzji, tym bardziej, że również wielu
Polakom
przez dziesiątki lat komunistycznej propagandy, niewiedzy i
zakłamania,
niesłusznie wpojono negatywne skojarzenia z tym skrawkiem ziemi
zabranej.
Nie
dziwi w końcu postawa wielu samych Zaolzian, pokolenia czołowych
przedstawicieli Kongresu Polaków w RC, którzy z racji swego wieku nie
pamiętają już lat pięćdziesiątych, kiedy za powiedzenie „Polska nasza
Ojczyzna” groziły dokuczliwe sankcje. Ich wychowano w duchu nowej –
czechosłowackiej, komunistycznej ojczyzny, w duchu internacjonalizmu
socjalistycznego. Wyzuto ich z polskiego patriotyzmu. Przynależność
narodową pomylono z przynależnością państwową. Niepodzielność narodu
-
nie tylko zresztą polskiego -
niezależnie od miejsca zamieszkania, w kraju czy poza jego
granicami, poszła w zapomnienie.
Nie
ich samych to zresztą dotyczy. To również w Polsce, wśród Polaków – lecz
bynajmniej nie wśród żyjących tu mniejszości narodowych – myli się pojęcie
obywatelstwa z pojęciem narodowości. Przecież nie każdy obywatel Polski
jest Polakiem, a z drugiej strony, Polacy z innym obywatelstwem niż
polskie nie przestają być Polakami. Sięgnijmy po przykład całkowicie nie związany z
problemem mniejszości narodowych, a dotyczący zamiany pojęcia narodowości
z obywatelstwem. Wiadomo, że w myśl konwencji międzynarodowych za
mniejszości narodowe zwykło się uważać te społeczności, które od narodu
dominującego na danym terenie różnią się językiem, kulturą, zwyczajami
oraz świadomością narodową i żyją na określonym obszarze od co najmniej
150 lat. Jest więc oczywiste, że w żaden sposób nie można zaliczyć do
mniejszości
jednego czarnoskórego piłkarza, któremu przyznano polskie
obywatelstwo. Kiedy wręczono mu dokument przynależności państwowej
(niezupełnie zresztą zgodnie z konstytucją RP), wszystkie publikatory
grzmiały jednym głosem: „Polak Emmanuel Olisadebe”. Być może brak
znajomości języka sprawił, że sam zainteresowany nie zaprotestował przeciw
pozbawianiu go tożsamości narodowej, którą np. czarnoskórzy Amerykanie
bardzo wysoko sobie cenią. A może chodziło o jakąś dziwnie pojętą
nobilitację, chęć stania się
„Europejczykiem”?
W
Europie,
jak nam wszystkim wiadomo, od wieków istnieją samodzielne państwa i
niezależne narody. Polak
jest Polakiem, Niemiec - Niemcem , Czech – Czechem, a Francuz – Francuzem.
Jest to odmienność naszego Starego Kontynentu od np. Ameryki, której
potęga powstała z wielonarodowego osadnictwa. Nie ma monolitycznego narodu
amerykańskiego. Obywatel USA jest Amerykaninem polskiego, czeskiego,
włoskiego, niemieckiego, szkockiego, irlandzkiego, bądź innego
pochodzenia. Poza garstką żyjących jeszcze Indian oraz rdzennych Meksykan
na południowym zachodzie tego kraju, obywatele USA nie są rodowitymi
Amerykanami. Stanowią oni konglomerat różnych narodowości, przybyszów z
innych kontynentów lub ich potomków, tych którzy przypłynęli za Ocean za
chlebem i tych, zwanych obecnie afroamerykanami, których sprowadzono tam
siłą do niewolniczej pracy. Zyskując amerykańską przynależność państwową
stają się wszyscy obywatelami Stanów Zjednoczonych różnych narodowości,
różnego pochodzenia. Co ciekawe, nawet ci co od pokoleń żyją w tym kraju,
coraz częściej próbują dotrzeć do swej genealogii. Nie można bowiem żyć
w próżni, nie mając własnych korzeni. Coraz
częściej powołuje się na nie również stara
amerykańska Polonia, nawet ci, co nie znają już języka
przodków.
I tak na marginesie, tytułem
wyjaśnienia dla cytowanego już wyżej czeskiego recenzenta p. Libora
Svobody, który w odniesieniu do wystąpienia p. Rudolfa Žáčka
zamieszczonego we wzmiankowanej publikacji napisał, że istnienia
mniejszości polskiej w RC nie można zawężać wyłącznie do mieszkańców
Zaolzia (Tĕšínska). Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Język polski
odróżnia dwie kategorie swoich rodaków mieszkających poza granicami kraju:
Polaków i Polonię. Rdzenna ludność zaolziańskiego Śląska, która nie
zmieniała swego miejsca zamieszkania, lecz znalazła się poza Polską na
skutek przemieszczania granic, to Polacy i według ostatniego spisu
ludności z r. 2001 jest ich na Zaolziu ok. 36 tyś. Tymczasem ludność
narodowości polskiej mieszkająca w Pradze, Opawie, Ołomuńcu, czy Brnie, to
tylko w części zaolziańscy Polacy, którzy zmienili miejsce zamieszkania w
ramach jednego państwa. Resztę pozostałych 12 tys. mieszkańców narodowości
polskiej
w RC stanowi Polonia, która znalazła się na ziemi czeskiej na
skutek migracji,
podobnie jak np. wspomniana już
Polonia amerykańska znalazła się w Ameryce. Są to po prostu polscy
emigranci w Czechach, którzy znaleźli się tam choćby na skutek zawarcia
zawiązków małżeńskich z czeskimi partnerami.
Inaczej niż Amerykanie podeszli do spraw narodowych komuniści. W
totalitarnym państwie sowieckim – wbrew realiom – mówiono o jednolitym
narodzie radzieckim, choć wiadomo było, że sowieckie imperium zła
podporządkowało sobie wiele narodów, nadając im formalnie obywatelstwo
radzieckie, często nawet bez możliwości uzyskania paszportów. I tu chyba
tkwi sedno komunistycznej propagandy, którą z dużym sukcesem wpojono w
mentalność sporej części młodszych pokoleń krajów satelickich Moskwy.
Wychowankowie komunistycznych szkół Europy środkowej i wschodniej w pewnym
sensie zostali wyzuci ze swej tożsamości. Narzucony przez sowiecki totalitaryzm internacjonalizm socjalistyczny poszedł już w niepamięć. Nie przywrócono jednak poczucia patriotyzmu i dumy narodowej. Ci młodzi ludzie, którym nie wpoiła go rodzina, szybko z komunistycznego narybku stają się wojującymi Europejczykami z pierwszej linii unijnego frontu nieokreślonego autoramentu. Nie liczy się etos. Nie liczą się głębsze wartości. Oni po prostu nie zdają sobie sprawy z tego, że ten kto nie szanuje własnego narodu – to tak jak gdyby nie czcił swego ojca i matki i że tylko ten prawdziwie potrafi się odnosić z estymą do innych, kto jest – przy największej skromności - dumny z własnych korzeni ... Młodzi czescy Europejczycy,
których podobnie jak polskich nie uczono prawdziwej historii, może nawet
nie zdają sobie sprawy z tego, że podobny „akces do Europy”, jak ten na
którego progu stoimy, podpisał już w marcu r. 1939 w imieniu wszystkich i
za akceptacją wielu swoich rodaków prezydent Hácha, bez precedensu jako
pierwsza głowa państwa w tym względzie w
Europie, tworząc całkowicie podporządkowany Hitlerowi Protektorat Czech i
Moraw, dający do dyspozycji Hitlera bez jedynego wystrzału cały bogaty
arsenał zbrojny Republiki przeciw innym narodom. Polskich młodych
Europejczyków natomiast najwidoczniej nie uczono, że powodem wybuchu
obydwu wojen światowych minionego wieku, w których krwawili i ginęli ich
Przodkowie, była m.in. chęć ekspansji na Wschód (Drang nach Osten) jednego
z wielkich mocarstw europejskich i że to mocarstwo, wraz z innymi, dzięki
nieudolności liberalnych i postkomunistycznych negocjatorów osiąga obecnie
drogą pokojową swój wiekowy cel, zepchnięcie narodów Europy
środkowo-wschodniej do roli ludności drugiej kategorii. Oby się osiągnięcie
tego celu nigdy ostatecznie nie sprawdziło – tego sobie i innym życzy
zatroskana autorka tych rozważań!
Alicja Sęk W następnym numerze 23 maja 2004:
„PRZEKLĘTE, CZY ZDRADZONE”
AKTUALNOŚCI: Ucieszyła nas wiadomość o
decyzji Rady Miejskiej Cieszyna, zezwalającej na rekonstrukcję
Cieszyńskiej Nike, pomnika poświęconego pamięci legionistów, którzy
wyruszyli w r. 1914, by walczyć o Polskę. Pisaliśmy o nim w
nr. 1 (zob. archiwum) Patrz także:
http://wiadomosci.ox.pl/
|