Punkt widzenia byłego polityka.
"Polacy mają rację: podbici
również powinni móc przedstawić swoją wersję historii". Była minister
edukacji Izraela Juli Tamir pisze o tym, jak spotkanie z polskim prezydentem
Lechem Kaczyńskim zmieniło jej spojrzenie na relacje naszych narodów. I
krytykuje swoich rodaków za stereotyp Polski
Felieton
Juli Tamir, minister edukacji Izraela w latach 2006-09, pierwotnie ukazał się na łamach
izraelskiego dziennika „Haaretz”. I od razu wywołał wiele polemik.
Autorka opisuje szczegółowo swoje spotkanie z Lechem Kaczyńskim w Izraelu. I
broni Polaków, a dokładniej naszego prawa do widzenia historii z innej
perspektywy. Jest to ważny głos w sporze wokół nowelizacji ustawy o IPN -
autorka wzywa Izraelczyków do krytycznego spojrzenia na ich stosunek do
Polski i Polaków. Ten głośny felieton publikujemy za zgodą autorki.
***
W
czasie pełnienia stanowiska ministra edukacji otrzymałam nietypowe polecenie od
premiera Ehuda Olmerta. Prezydent Polski Lech Kaczyński
miał odwiedzić Izrael i chciał się spotkać z ministrem edukacji. Prezydenci
odwiedzający nasz kraj zazwyczaj spotykają się z prezydentem, premierem czy
ministrem obrony, ale nie proszą o spotkanie z ministrem edukacji. Kaczyński
nalegał – nie na kurtuazyjne i krótkie przywitanie, ale na długie spotkanie
robocze. Poproszono mnie o przeznaczenie na nie dwóch godzin.
Kaczyński
– niski, zdecydowany, o siwych włosach i płomiennym spojrzeniu – wszedł do
mojego gabinetu szybkim krokiem. Ukłonił się i usiadł. Byłam bardzo
zaintrygowana. Spytał mnie, co wiem o historii Żydów w Polsce. „Tysiąc lat
wspólnej, polsko-żydowskiej historii – co pani o niej wie?”. Odpowiedziałam
niepewnie, że wiem dużo o końcu tej historii, niewiele o jej początkach.
„Opowiem pani” – powiedział i rozpoczął porywającą i pełną szczegółów lekcję
historii.
Lekcja
historii prezydenta
„Chce
pani wiedzieć, dlaczego przed wojną w Polsce mieszkało tylu Żydów? – Nie czekał
na odpowiedź. – Ponieważ Polacy ich akceptowali i zapewnili im prawa, których
nie mieli w innych krajach. Istniały polskie miasta i miasteczka, gdzie Żydzi
stanowili większość populacji. Polacy nie uznawali Żydów za wrogów. Dlatego
zamierzam stworzyć muzeum, które opowie o tych setkach lat – o setkach lat
wspólnego życia, a na koniec także o obozach zagłady. Koniec tej historii jest
straszny, ale musimy pokazać ją w całości. Nie neguję tego, co działo się w
obozach zagłady, ale proszę pamiętać, że gdyby naziści nie doszli do władzy w Niemczech, w Polsce nie
byłoby żadnych obozów. Polacy nigdy nie chcieli unicestwienia Żydów.
Naziści
okupowali nasz kraj, rozerwali Polskę na strzępy. Moi rodzice byli członkami
polskiego podziemia. Co pani wie o antynazistowskim podziemiu? Co pani wie o
powstaniu warszawskim? Co pani wie o eksterminacji polskiej inteligencji? Co
pani wie o zniszczeniu warszawskiego Starego Miasta? O tym się nie mówi.
Nie
twierdzę, że byliśmy święci. Byli Polacy, którzy ochoczo kolaborowali. Byli
tacy, którzy kolaborowali, bo było im wszystko jedno. Byli ci kolaborujący ze
strachu. Ale byli też ci, którzy walczyli. Byliśmy podbitym narodem.
Przegraliśmy bitwy i kampanie. W czasie II wojny światowej zginęło sześć
milionów Polaków, połowa z nich to Żydzi.
Cały
polski naród cierpiał pod niemiecką okupacją: Polacy tracili domy, setki
tysięcy wywieziono na roboty do Rzeszy, wielu z nich już nie wróciło. To nie
usprawiedliwia kolaboracji z nazistami, nie usprawiedliwia zamordowania ani
jednej osoby!” – przerwał, by wziąć oddech, a ja odetchnęłam razem z nim.
Minęła godzina, a ja nie wypowiedziałam ani słowa.
Kupione
wybaczenie Izraela
„Rozumiem
straszliwy ból i ogromną potrzebę, by nie zapomnieć o tym, co się stało –
kontynuował Kaczyński – ale Niemcom wybaczyliście. Wybaczyliście, bo mieli
pieniądze, by za to zapłacić. Kupili wasze przebaczenie. My, biedny naród pod
władzą Sowietów, nie mieliśmy nic do zaoferowania. A wy podjęliście cyniczną
decyzję, by swoje działa skierować na nas.
Wysyłacie
do Polski uczniów, licealistów – chodzą po ulicach, wymachują flagami Izraela,
sączą się z nich nienawiść i strach. Patrzą, jakby widzieli w nas wcielenie
samego szatana, a później jadą do Berlina i dobrze się bawią – spędzają miło
czas w kawiarniach tuż obok dawnej siedziby głównej gestapo. W Niemczech widzą kulturę
i sztukę. W Polsce widzą tylko ciała.
Piszecie
historię na nowo! – podniósł głos, wydawał się zmęczony i zły. – Celowo
zacieracie różnicę między przerażającymi wspomnieniami o Polakach, którzy
mordowali Żydów, i tym, że Polacy i polski rząd nigdy nie dążyli do
unicestwienia Żydów – doktryna eksterminacji była oficjalną doktryną Niemiec.
Rozumiem i szanuję ból ofiar, ale my też byliśmy ofiarami. Cała nasza historia
składa się z porażek: Polska była podbijana, dzielona, jednoczona, przechodziła
z rąk do rąk. Teraz jesteśmy niepodległym krajem i tworzymy swoją historię
jak każdy wolny naród”.
Ponownie
zatrzymał się na chwilę, by sprawdzić moją reakcję. Kiedyś był aktorem –
potrafił wykorzystać siłę, którą niosą słowa użyte w odpowiedni sposób. Oparł się,
jakby zrelaksowany, i z lekkim uśmiechem powiedział: „Proszę nic nie mówić.
Niech pani przyjedzie odwiedzić Warszawę”.
Powiedział,
co miał powiedzieć, i ruszył w dalszą drogę.
Traktować
Polaków tak jak Niemcy
Przyjechałam
do Warszawy. Przez trzy dni miałam tylko jeden cel: zobaczyć II wojnę światową
z polskiego punktu widzenia. Podążałam śladem polskiego podziemia, słyszałam
historie o zniszczeniu Warszawy, oglądałam zdjęcia i nagrania zrównanego z ziemią
miasta, pokonanego narodu i głodujących ludzi żyjących na zbombardowanych
ulicach. Odwiedziłam niemieckie obozy dla inteligencji i opozycji. Rozmawiałam
z edukatorami i historykami. Z nieskrywaną dumą pokazywano mi miejsce, gdzie
miało stanąć żydowskie muzeum.
Każdego
wieczora rozmawiałam z moim towarzyszem, polskim ministrem edukacji, przy kilku
kieliszkach wódki i gęstej, smacznej zupie. Jego ojciec był partyzantem, rannym
w czasie wojny – poparzył się, gdy próbował rzucić koktajl Mołotowa i został
niepełnosprawny aż do śmierci w wielkim cierpieniu.
Każdego
dnia zastanawiałam się, ile jest prawdy w mocnych słowach Kaczyńskiego.
Ostatniego
wieczora spytałam moich gospodarzy, czego oczekują. „Chcemy, żebyście
pamiętali, że to nie my wywołaliśmy Holocaust. Chcemy, żeby wasza młodzież,
która odwiedza obozy, patrzyła na nas inaczej, by spotkała się z polskimi
rówieśnikami, aby wiedziała, że jest inna Polska. Chcemy, byście traktowali nas
tak, jak traktujecie Niemców”. Na chwilę zapadła niezręczna cisza. „To brzmi
dziwnie – usłyszałam. – Kto by pomyślał, że po wojnie będziemy błagać, by być
traktowani jak Niemcy”.
Sądziłam,
że to zasadny wniosek, ale organizatorzy szkolnych wycieczek do obozów byli
zbyt mocno przywiązani do swojej wizji i nie chcieli z niej rezygnować. Dla
nich Polacy byli niewidoczni. Chcieli intensyfikować to doświadczenie, a nie je
tonować.
Czy
ofiara może być oprawcą?
Rok
później dołączyłam do wycieczki izraelskich licealistów w Polsce, podczas
której odbyła się ceremonia dla uczczenia Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata.
Odczytałam wtedy zmuszający do przemyśleń wiersz Ka-Tzetnika (pseudonim
ocalałego z zagłady pisarza Yehiela De-Nura) „Boże, kto stworzył Auschwitz?”.
Stawia on niezwykle trudne pytanie: czy w innych okolicznościach ofiary mogłyby
być oprawcami? Rozmowa, którą później przeprowadziliśmy, była trudna, pełna
zamkniętych punktów widzenia i braku uwagi.
Pod
koniec wizyty udaliśmy się do sierocińca Janusza Korczaka, gdzie doszło do
poruszającego spotkania młodzieży izraelskiej z polską. Rozmawialiśmy o prawach
człowieka, demokracji i jej niedoskonałościach, o Holocauście, ale też o nowym
pokoleniu i nadziei. Później wspólnie puszczaliśmy latawce na dziedzińcu.
Nasze
narody nie zmieniły podejścia. Polacy nadal są sfrustrowani, a nasze dzieci
wciąż chodzą po ulicach owinięte w izraelskie flagi, śpiewając „Hatikvę”, jakby
właśnie podbili Kraków.
Uniwersalna
lekcja Kaczyńskiego
Moje
słowa nie powinny być brane za usprawiedliwienie dla nowego polskiego prawa,
które kryminalizuje przypisywanie Polakom, a nie wyłącznie Niemcom, zbrodni
Holocaustu. Są jednak wezwaniem do krytycznego spojrzenia na nasz stosunek do
Polski i Polaków.
Tak
jak Ka-Tzetnik, który ocalał z Auschwitz, ja sama też często zadaję sobie
pytanie: co byśmy zrobili w warunkach brutalnej okupacji? Kto by współpracował,
kto by walczył, a kto odwracał głowę, by nie widzieć?
W
ważnym artykule „Moralne szczęście” filozof Thomas Nagel stwierdza, że ludzie
są oceniani za swoje czyny, ale te czyny są w dużej mierze kształtowane przez
zewnętrzne okoliczności.Ta sama osoba, gdyby nie miała szansy dołączyć do
bezdusznej machiny zła, mogłaby nigdy nie ujawnić swojej potwornej strony.
Polacy
mieli wiele okazji, by utracić człowieczeństwo, i wielu z nich z tej okazji
skorzystało. Tak działo się z większością narodów podbitych przez nazistów. Tak
więc lekcja, którą dostałam od Kaczyńskiego, nie jest jedynie lekcją o Polsce.
To uniwersalna opowieść o tym, jak kruche jest nasze człowieczeństwo i jak
łatwo jest je złamać.
Pytania
wciąż aktualne
Dwa
lata później, w 2010 roku, Kaczyński razem ze swoją żoną, przywódcami polskiej
armii i wieloma parlamentarzystami zginęli w katastrofie lotniczej w Rosji.
Mimo to jego pytania wciąż są we mnie. Niemcy były głównym aktorem w
europejskim dramacie – rządziły, podbijały, niszczyły, a następnie złożyły
broń, wygładziły wizerunek i stały się niepodważalną siłą gospodarczą i
polityczną. Dziś przewodzą nowej Europie i jako wielki zwycięzca piszą – i w
pewnym stopniu nadpisują – jej historię. Niemcy wyparły mroczne dziedzictwo
dziedzictwem praw człowieka i ustawiły się na pozycji obrońcy praw mniejszości.
Pewnie
Polacy mają rację: podbici również powinni móc przedstawić swoją wersję
zdarzeń. Ich wersja nie jest mniej wiarygodna i stanowi jeszcze większe
wyzwanie niż ta, której dziś się trzymamy.
Tłum.
Wiktoria Beczek
---
Juli
Tamir jest profesorem filozofii politycznej. Była ministrem edukacji oraz
ministrem imigracji Izraela. Dziś jest rektorem Shenkar College of Engineering,
Design and Art w Tel Awiwie i adiunktem w Blavatnik School of Government na
Uniwersytecie Oksfordzkim