Rok 1945 po raz drugi.
Czy tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej
Polska mogła wplątać się w nowy konflikt zbrojny? Polskie władze, wzorem
przedwojennej ekipy rządzącej, były gotowe na wiele. Stawką było Zaolzie,
Racibórz, Głubczyce i Kłodzko.
Upadek Trzeciej Rzeszy na przełomie 1944 i 1945 roku znacząco wpłynął na
sytuację polityczną w Europie Środkowo-Wschodniej. Armia Czerwona wyzwalała
kolejne terytoria spod okupacji niemieckiej i wpływów Berlina, jednocześnie
instalowała tam nowe porządki lub stawała się ważnym składnikiem stosunków
politycznych. Równolegle region miał przejść kolejne zmiany graniczne,
rozpoczęte de facto wraz z wkroczeniem oddziałów radzieckich na dawne Kresy
Wschodnie, uznane za część ZSRR. Kolejne zmiany miały dotyczyć cofnięcia korekt
przeprowadzonych pod dyktando Hitlera (np. na korzyść Węgier) oraz nabytków
kosztem wschodnich terenów Niemiec (w wypadku Polski i ZSRR).
W takiej sytuacji oczywistym stało się odnowienie sporu
polsko-czechosłowackiego o Zaolzie, zamieszkiwane przez ludność polską, ale
wchodzące w skład tzw. Korony Świętego Wacława, a więc politycznie powiązane z
Pragą. Konflikt rozpoczął się na początku 1919 roku starciami granicznymi, a
już rok później przesądzono go na rzecz Czechosłowacji – teren sporny trafił
pod jej władzę bez przeprowadzenia wcześniej zapowiedzianego referendum.
Odwrócenie sytuacji nastąpiło jesienią 1938 roku, kiedy w czasie kryzysu
monachijskiego Polska wymusiła na Czechosłowacji zwrot spornego terytorium.
Aneksja lewego brzegu Olzy została ogłoszona dużym sukcesem polskiej polityki
międzynarodowej i naprawą „historycznej krzywdy”, jednocześnie zaś z
perspektywy Czechów była postrzegana jako udział w rozbiorze ich państwa wespół
z Niemcami i Węgrami.
Nacjonalistyczna fala
Z oczywistych względów sprawa przynależności Zaolzia była w czasie drugiej
wojny światowej zamrożona, gdyż obydwa zainteresowane państwa były okupowane
przez Niemców i głównym celem było zrzucenie tej niewoli. Wiadomo było jednak,
że po wyzwoleniu sprawa ta będzie musiała ponownie wyjść na światło dzienne.
Warto zwrócić uwagę, że końcówce wojny polityka zarówno Polski, jak i
Czechosłowacji, była nasycona treściami nacjonalistycznymi. Nad Wisłą wiązało
się to ze swoistym kompensowaniem przez władze komunistyczne faktycznej
podległości Związkowi Radzieckiemu (która skutkowała utratą Kresów Wschodnich).
Odwoływanie się do haseł narodowych oraz historii miało legitymizować rządy
komunistów. Równolegle przebiegał drugi proces, powiązany ściśle z
nacjonalizmem, mianowicie tworzenie z Polski państwa jednolitego pod względem
narodowym. Wojna doprowadziła do zlikwidowania mniejszości żydowskiej, zaś
zmianom granicy zachodniej towarzyszył exodus Niemców z Prus Wschodnich,
Pomorza oraz Śląska i zajmowanie tych terenów przez Polaków (określane mianem
„powrotu na Ziemie Odzyskane”).
Analogiczne zjawisko zachodziło w Czechosłowacji. W ramach rekompensaty za
klęski z lat 30. i upadek państwowości prezydent Edvard Beneš i partie koalicji
rządzącej odwoływały się do treści nacjonalistycznych. Chodziło tu zwłaszcza o
sprawę wypędzenia Niemców sudeckich (odsun), będącego centralną kwestią
polityki czechosłowackiej w tym okresie. Dodatkowo, podobnie jak w Polsce, do
haseł narodowych zaczęli odwoływać się politycy Komunistycznej Partii
Czechosłowacji, którzy chcieli tym samym rozszerzyć poparcie dla swojej
polityki. W klimacie rozbudzenia dwóch nacjonalizmów spór polsko-czechosłowacki
o Zaolzie (i nie tylko) musiał wybuchnąć.
Rachunki krzywd
Między 3 a 5 maja 1945 roku doszło do oczyszczenia Zaolzia z Niemców przez Armię
Czerwoną. Tereny te od 1939 roku były wcielone bezpośrednio do Rzeszy i
stanowiły część regencji katowickiej i Okręgu Górnośląskiego. Po wyzwoleniu
spod okupacji niemieckiej Polacy zaolziańscy, stanowiący najliczniejszą grupę
etniczną w tym regionie (a według niektórych szacunków będący większością na
tym terenie), podjęli starania na rzecz odtworzenia swojej organizacji.
Wychodzili oni z założenia, że wypędzenie Niemców oznacza powrót do sytuacji
tuż sprzed wojny. W rzeczywistości tereny te szybko objęto administracją
czechosłowacką, tworzoną przy poparciu lokalnych komendantur radzieckich.
Polskie próby przejęcia władzy na lewym brzegu Olzy zostały szybko
zlikwidowane.
Działanie to korelowało z oficjalnym stanowiskiem dyplomacji czechosłowackiej.
Fundamentalne było tu stwierdzenie konieczności powrotu do granic sprzed
Monachium jako podstawy do dalszych rozmów o nowych granicach w regionie. Warto
zwrócić uwagę na silną pozycję Czechosłowacji na ówczesnej scenie
dyplomatycznej. Emigracyjny ośrodek władzy, na czele z prezydentem Benešem, od
czasu wojny cieszył się uznaniem mocarstw zachodnich, jako kontynuujący
państwowość sprzed jesieni 1938 roku. Jednocześnie czechosłowacki przywódca
starał się tworzyć bliskie relacje z ZSRR, realizując koncepcję swojego kraju
jako „pomostu” między Wschodem a Zachodem. Stąd też Beneš, który nie był
komunistą, zabiegał o przychylność Stalina. 12 grudnia 1943 roku podpisano w
Moskwie układ o przyjaźni, wzajemnej pomocy i współpracy między Czechosłowacją
a ZSRR, który oznaczał faktyczny sojusz dwóch państw. Pozycja Polski była o
wiele słabsza – nad Wisłą istniał faktyczny ośrodek władzy (Rząd Tymczasowy),
popierany przez Stalina, nie był on jednak uznawany na arenie międzynarodowej –
dla aliantów zachodnich wciąż reprezentantem Polski był Rząd na Uchodźstwie z
Tomaszem Arciszewskim na czele.
Centralną politykę państwa realizowali czechosłowaccy urzędnicy na Zaolziu.
Program „czechizacji” tych terenów miał być realizowany przy pomocy dwóch
narzędzi. Po pierwsze blokowano inicjatywy polskie na rzecz odtworzenia
własnego życia społecznego – nie tylko polskiej administracji, ale również
szkolnictwa czy organizacji społecznych (np. PCK). Po drugie, starano się
osłabić liczebność żywiołu polskiego poprzez uderzenie w dwie grupy: Polaków
przybyłych na te tereny po aneksji w 1938 roku oraz volksdeutschów. Atak na
obydwa środowiska mógł być akceptowany na arenie międzynarodowej – w końcu
oficjalne czynniki, również w Polsce, były krytyczne wobec „okupacji Becka”
(uznanej za przejaw szkodliwej polityki sanacji), klimat odwetu na Niemcach
sprzyjał też atakom na ich popleczników. Warto dodać, że volkslisty na Śląsku
Cieszyńskim podpisywali głównie Polacy, zmuszani do tego przez Niemców chcących
zgermanizować terytoria włączone do Rzeszy. Już 12 maja przygotowano listy
Polaków do potencjalnego wysiedlenia. Polityka władz czechosłowackich dążyła w
kolejnych tygodniach do ostrego kursu względem polskiej mniejszości, w tym do
działań uprzykrzających jej funkcjonowanie. W tym kontekście z perspektywy
Warszawy sprawa Zaolzia mogła stać się narzędziem w „unaradawianiu” polityki
instalujących się w kraju władz komunistycznych.
Czeskie ambicje
Wkrótce okazało się, że spór Polski i Czechosłowacji nie sprowadza się tylko do
sprawy Zaolzia, choć z naturalnych względów była to sprawa najbardziej paląca.
Na podobnych podstawach (rozwiązanie sporu przedwojennego) opierała się sprawa
terenów na pograniczu polsko-słowackim, tzn. Górnego (Polskiego) Spiszu i
Górnej Orawy. Tereny te częściowo znalazły się w Polsce w 1924 roku, w całości
zaś zajęto je wraz z Zaolziem jesienią 1938 roku. Po wybuchu II wojny światowej
zostały one anektowane przez Słowację. Ostatecznie 20 maja 1945 roku w Trstenej
doszło do podpisania porozumienia ze Słowakami, w którym zrzekali się oni
spornych terytoriów na rzecz Polski. Jak się jednak okazało, realizacja
postanowień nie była taka prosta, bowiem słowaccy mieszkańcy tych terenów
stawiali opór. Gdy na początku lipca rozpoczęto tworzenie tam stałej
administracji polskiej, uaktywniły się bojówki, które podjęły walkę z polską
milicją, rozbijając nawet pierwszą polską placówkę w miejscowości Podwilk.
Sytuację ustabilizowało dopiero wysłanie na Spisz oddziałów polskiego wojska.
Oddanie ziem słowackich miało charakter taktyczny – tereny te poświęcono, by
skupić się we wzajemnych rozmowach na sprawie Zaolzia. Jednak Pragę interesował
nie tylko Śląsk Cieszyński. Władze czechosłowackie uznały, że mogą liczyć
również na nowe nabytki terytorialne. Maj i czerwiec 1945 roku to w końcu okres
przed konferencją w Poczdamie, na której ustalono powojenne granice Niemiec.
Polacy mieli otrzymać tereny do Odry, w związku z czym zarówno Beneš, jak i
komuniści, widzieli możliwość uzyskania zdobyczy na Śląsku. W stosunku do ZSRR
przypominano, że Czechosłowacja zrzekła się (faktycznie pod przymusem) Rusi
Zakarpackiej, wobec czego powinna otrzymać rekompensatę na Niemcach. Czesi
wiedzieli dodatkowo, że mogą liczyć tu na przychylność Zachodu, który
sceptycznie patrzył na przyznanie Polakom zarządu na terenach niemieckich
jeszcze przed konferencją pokojową. Warto zresztą pamiętać, że w tym samym
czasie wciąż niewyjaśniona była sprawa przynależności państwowej Szczecina,
który kilkukrotnie był opuszczany przez władze polskie właśnie z powodu
nacisków krajów anglosaskich.
Jeszcze w maju Śląska Rada Narodowa, będąca organem działaczy skupionych wokół
idei „Czeskiego Śląska” (jako krainy istniejącej obok Czech właściwych, Moraw i
Słowacji), wydała „Lašski manifest”, w którym wysunęła roszczenia terytorialne
względem terenów poniemieckich. Domagano się przyłączenia do Czechosłowacji
miast takich jak Racibórz, Koźle, Głogówek, Głubczyce, Prudnik, Głuchołazy,
Nysa, Otmuchów, Paczków i Kłodzko, a więc terenów przede wszystkim na lewym
brzegu Odry i na południe od Nysy Kłodzkiej. Roszczenia te powtarzano w
kolejnych tygodniach. Argumentowano je w różny sposób. Ważny był argumenty
etnograficzny – istnienie w rejonie Głubczyc i Raciborza mniejszości czeskiej,
tzw. Morawców. Podobna sytuacja miała miejsce w zachodniej części Kotliny
Kłodzkiej (rejon Kudowy Zdroju), czyli tzw. Czeskim kątku. Istotne były też
argumenty historyczne – powoływano się na związku tych terenów z Koroną Czeską,
zwłaszcza w wypadku Kotliny Kłodzkiej, która jako hrabstwo kłodzkie należała od
średniowiecza do Czech, a której związki z Polską były wątłe i sięgały co
najwyżej ekspansji Bolesława Chrobrego. W końcu, ważną rolę odegrały argumenty
strategiczne i gospodarcze. Przesunięcie granic Czechosłowacji na północ miało
zwiększyć bezpieczeństwo tego państwa. Znowu istotne było to w wypadku
kłodzkiego, gdzie w znaczący sposób skróceniu uległaby granica oraz linie
komunikacyjne.
Czołgi nad Olzą
Kryzys rozpalił się w pierwszej połowie czerwca 1945 roku. Jak wspomniano już
wcześniej, podejmowano próby „czechizacji” Zaolzia, jednocześnie zaś czeski
grupy operacyjne penetrowały rejon Głubczyc i Raciborza. 8 czerwca w
Bieńkowicach w rejonie drugiego z tych miast doszło najpierw do rozbrojenia
polskich milicjantów, następnie zaś broni pozbawiono Czechów. Dopiero tego dnia
radzieckie komendantury przekazały władzę nad lewobrzeżną częścią powiatu
raciborskiego Polakom. 9 czerwca czechosłowacki poseł w Warszawie Josef Hejret
złożył w polskim MSZ notę, w której jego rząd deklarował chęć przyjęcia
administrowania rejonu Kłodzka.
Już następnego dnia doszło do najgroźniejszego incydentu. Wykorzystano tu słabą
orientację oficera radzieckiego w przebiegu granicy. W Chałupkach na południu
powiatu raciborskiego oddział czechosłowacki, złożony z piechoty i czołgów,
zajął stację kolejową, rozbroił i aresztował kolejarzy, zdarł polskie flagi i
emblematy a Polakom mieszkającym na tych terenach dał dwie godziny na
spakowanie się i odstawił ich za Odrę. W kolejnych dniach oddziały wojskowe
zajęły kilka kolejnych wiosek polskich, wywieszając w nich flagi
czechosłowackie. 13 czerwca wiceminister spraw zagranicznych Vladimír Clementis
w wywiadzie radiowym przedstawił roszczenia czechosłowackie do terenów
pogranicznych na Śląsku niemieckim.
Strona polska postanowiła stanowczo odpowiedzieć na tę sytuację. 12 czerwca
wystosowano notę protestacyjną do czechosłowackiego poselstwa, uznając akcję
pod Chałupkami za naruszenie granicy i żądając wycofania oddziałów wojskowych.
Stwierdzano w niej: „Rząd Rzeczypospolitej Polskiej widzi się zmuszony
stwierdzić, że nie odpowiada za konsekwencję, gdyby żądania powyższemu nie
stało się zadość”. Rzeczywiście, postawa Polaków była zdecydowana – minister
obrony narodowej marszałek Michał Żymierski wydał w tym samym czasie rozkaz
przesunięcia oddziałów wojskowych w kierunku granicy z Czechosłowacją. 1.
Korpus Pancerny miał obsadzić tereny od Cieszyna do Prudnika, a 10. Dywizja
Piechoty od Prudnika do Nysy. W razie odmowy wycofania się miano okrążać
oddziały czechosłowackie, rozbrajać żołnierzy i odstawiać ich do granicy. 14
czerwca w czasie rozmów w sztabie miejscowych wojsk radzieckich polski oficer
miał twierdzić, że polskie czołgi i katiusze są już w drodze i zniweczą opór
czechosłowacki. Następnego dnia wojska południowego sąsiada wycofały się za
dawną granicę z Niemcami z 1937 roku. Jednocześnie zaś w rejon Kłodzka wjechał
czechosłowacki pociąg pancerny, który przebywał tam do 20 czerwca.
Konflikt pod Raciborzem od razu wykorzystano do przeniesienia sporu na teren
Zaolzia. Swoją rolę odegrał tutaj marszałek Żymierski, który zastępował
premiera Osóbkę-Morawskiego, wicepremiera Gomułkę i ministra spraw
zagranicznych Rzymowskiego, którzy pojechali do Moskwy negocjować utworzenie
Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Ten były legionista, niczym 7 lat wcześniej
jego były kolega Edward Rydz-Śmigły, postanowił wywrzeć nacisk na
Czechosłowację i ugrać coś w sprawie Zaolzia. Wystosował do rządu praskiego
ostrą notę dyplomatyczną, w której przypominał antypolskie działania na Śląsku
Cieszyńskim oraz incydenty w raciborskim. Żądał wycofania administracji
czechosłowackiej z terenów na lewym brzegu Olzy i powołanie tam Mieszanej
Komisji Polsko-Czechosłowackiej, utworzonej na zasadzie parytetu ludnościowego.
Miała ona unormować sytuację mniejszości polskiej i przedstawić program
rozwiązania sporu terytorialnego. Żymierski dawał 48 godzin na podjęcie
wskazanych kroków i zapowiadał w razie braku ich realizacji „zastosowanie
wszelkich środków będących w jego dyspozycji, w celu zapewnienia obrony
ludności polskiej”.
Kolejne dwa dni podgrzewały konflikt. W prasie polskiej rozpoczęła się kampania
prasowa, w której jednocześnie krytykowano zajęcia Zaolzia w 1938 roku, jak i
agresję czechosłowacką w 1919 roku. Przedstawiciele polskich partii w
województwie śląsko-dąbrowskim wystosowali odezwę, w której zachęcali Polaków
za Olzą do wytrwania i zapewniali, że w razie czego Polacy przyjdą im z pomocą.
Czechosłowacja odrzuciła polskie ultimatum. W rejonie Cieszyna pojawiły się
polskie oddziały wojskowe, które miały przekroczyć Olzę, okrążyć bądź dać
wycofać się Czechosłowakom (strzelać tylko w odpowiedzi na ich ogień) i zająć
tereny do granicy ustalonej w listopadzie 1918 roku. 17 czerwca Rola-Żymierski
w Katowicach wygłosił ostre przemówienie, mówiąc m.in.:
Nie przyznajemy Czechom prawa do Zaolzia. Próbujemy tę
sprawę rozstrzygnąć na drodze rozmów. O ile nie będzie zrozumienia u sąsiada –
wyjście znajdziemy. Pod tym względem Rząd Tymczasowy nie jest tylko rządem do
rozmów. Pokrzywdzonych musimy obronić.
18 czerwca 1945 roku miała rozpocząć się operacja wkroczenia oddziałów polskich
na Zaolzie. Jednak w tym samym dniu, w którym wygłaszał ostre przemówienie w
Katowicach, Żymierski zatrzymał akcję wojskową. Delegacja Rządu Tymczasowego w
Moskwie zwróciła się po instrukcje do Stalina, a ten kazał wstrzymać działania
zbrojne i podjął się mediacji. Najgorętszy moment polsko-czechosłowackiego
kryzysu zakończył się. Problem jednak nie został szybko rozwiązany.
Pod butem Stalina
W trzeciej dekadzie czerwca rozpoczęły się rozmowy polsko-czechosłowackie w
Moskwie. Delegacja Rządu Tymczasowego w tych dniach odniosła duży sukces
polityczny – dogadany został skład przyszłego Tymczasowego Rządu Jedności
Narodowej, a Bolesław Bierut uzyskał zapewnienie ze strony aliantów zachodnich
o uznaniu nowego rządu w Warszawie. Jednocześnie przed radzieckim sądem
rozpoczął się tzw. proces szesnastu przywódców Polskiego Państwa Podziemnego,
który stał się rysą na wizerunku rządu warszawskiego. Sprawa Zaolzia była więc
ważna dla polskiej delegacji – sukces mógł wzmocnić społeczne poparcie dla
komunistów. Polacy chcieli zaproponować podział terenów na lewym brzegu Olzy, w
wyniku którego w granicach Rzeczpospolitej znalazłby się karwińskie zagłębie
węglowe, huta w Trzyńcu oraz zakłady metalurgiczne w Boguminie i Frysztacie.
Strona polska podkreślała, że proponowany obszar jest o wiele mniejszy od
obszaru zajętego w 1938 roku, a nawet od kontrolowanego przez Polaków w 1918
roku. Warto jednak dodać, że najbardziej wartościowe gospodarczo obszary
Zaolzia znalazłyby się po stronie polskiej, Czechosłowacja otrzymałaby zaś
obszary mniej wartościowe, w dodatku zaś straciłaby ważną magistralę kolejową
Bogumin-Czadca.
Rozmowy polsko-czechosłowackie odbyły się w Moskwie 22 i 25 czerwca. Okazało
się, że strona czechosłowacka... nie chce w ogóle rozmawiać o korekcie granicy
nad Olzą, sama zaś wysuwa żądania, m.in. umiędzynarodowienia Odry czy nabytków
na Śląsku, który wciąż uznawano za „ziemię niczyją”, o której losach zadecyduje
konferencja pokojowa. Czechów nie interesowała nawet propozycja nabytków w
rejonie Raciborza i Kłodzka, w zamian za ustępstwa na Zaolziu. Propozycja ta
pokazuje, jak bardzo władzom polskim zależało na jakimkolwiek sukcesie w tej
sprawie. W stanowisku czechosłowackim pojawiły się dodatkowo ukryte groźby
względem mniejszości polskiej, która w razie trwania kryzysu mogłaby ponieść
konsekwencje działań Warszawy. Politycy stworzyli tylko katalog spraw spornych
i rozjechali się do domów.
Przez kolejne miesiące stosunki polsko-czechosłowackie nie były już tak
napięte, jednocześnie zaś relacje między dwoma państwami nie układały się
najlepiej. Wstrzymywano rozmowy handlowe oraz o organizacji tranzytu i
repatriacji. Praga próbowała nawet zgłosić maksymalny pakiet roszczeń
terytorialnych na terenach poniemieckich – nie tylko z Raciborzem i Kłodzkiem,
ale i Wałbrzychem, Jelenią Górą czy Karkonoszami. Ostatecznie do zbliżenia
między obydwoma państwami doszło w wyniku zaostrzających się stosunków na linii
Wschód-Zachód i nacisków radzieckich. Po wystąpieniu amerykańskiego sekretarza
stanu Jamesa Byrnesa 6 września 1946 roku, w którym stwierdził on, że granice
na Odrze i Nysie Łużyckiej są tymczasowe, strona polska postanowiła odpuścić
sprawę Zaolzia. Znalazło to zrozumienie po stronie czechosłowackiej. 10 marca 1947
roku podpisano układ o przyjaźni i wzajemnej pomocy, który uspokajał relacje
Warszawy i Pragi.
Długie trwanie konfliktu
Dla Polski i Czechosłowacji pierwsze miesiące po zakończeniu drugiej wojny
światowej w Europie były okresem intensywnego podbijania nastrojów
nacjonalistycznych, w naturalny sposób powiązanych ze sprawą granic. Zarówno
Warszawa, jak i Praga, chciały osiągnąć sukces w sprawie Zaolzia i były gotowe
podejmować nawet stanowcze kroki (represje, akcje wojskowe), by postawić na
swoim. Rok 1945 był już jednak w tej części Europy czasem dominacji Stalina i
Związku Radzieckiego – decyzja dyktatora doprowadziła do zawieszenia konfliktu
i rezygnacji Polaków z Zaolzia, a Czechów z Kłodzka i Raciborza.
Kryzys 1945 roku w relacjach polsko-czechosłowackich był swoistą dogrywką sporu
z lat 1919-1920 i 1938. Niewielki obszar nad Olzą budził narodowe emocje i
prowadził do radykalnych rozwiązań. To, jak bardzo skomplikowane były relacje
na linii Warszawa-Praga w pierwszej połowie XX wieku, w swojej książce pt.
Nieznośny ciężar braterstwa. Konflikty polsko-czeskie w XX wieku pokazał Michał
Przeperski.