Gdy Polacy
walczyli na wschodzie w obronie Europy, Czesi zadali im cios w plecy
Jednym z utrwalonych wśród sporej
części Polaków fałszywych mitów historycznych jest twierdzenie o rzekomo
haniebnym udziale państwa polskiego w tzw. rozbiorze Czechosłowacji w 1938
roku. Nic bardziej błędnego. Polska w niesławnej konferencji monachijskiej
udziału nie brała. Natomiast w ramach jej ustaleń znalazły się m.in. zapowiedzi
rozwiązania roszczeń terytorialnych Polski i Węgier wobec Czechosłowacji. Rząd
w Warszawie nie zgodził się na pośrednictwo ówczesnych mocarstw (w tym III
Rzeszy i faszystowskich Włoch) w kwestii rozwiązania sporu o Zaolzie. Sporu,
który – dodajmy – zapoczątkowany został niesprowokowaną przez Polaków agresją
wojsk czeskich na Śląsk Cieszyński w 1919 roku.
30 września 1938 roku, a więc w
dniu, kiedy suwerenne władze państwa czechosłowackiego przystały na warunki
określone w Monachium, rząd polski wystosował ultimatum w sprawie zwrotu
zagrabionego 19 lat wcześniej Zaolzia, które strona czechosłowacka przyjęła
dzień później. Należy podkreślić, że jeszcze przed wystosowaniem polskiego
ultimatum prezydent Edward Beneš skierował na ręce prezydenta Ignacego Mościckiego
pismo (datowane na 22 września 1938 roku), w którym proponował „usunięcie
przeszkód z wielu minionych lat" poprzez „przyjęcie rektyfikacji
granicy"! W efekcie jesienią 1938 roku zamieszkałe w przytłaczającej
większości przez ludność polską ziemie za Olzą wróciły bezkrwawo do macierzy.
Polakom nie
zaszkodzi uderzenie w twarz...
28 października 1918 roku została
w Pradze ogłoszona deklaracja niepodległości. Po stuleciach niebytu odradzało
się, na gruzach monarchii austro-węgierskiej, państwo Czechów, które miało
tworzyć federację ze Słowakami. Czescy „ojcowie założyciele" żądali sporo.
Z jednej strony domagali się prawa do samostanowienia – zgodnie z wolą i prawem
do samostanowienia narodów. Z drugiej zaś strony oczekiwali od przywódców
zwycięskich mocarstw ententy uznania nowego państwa w granicach historycznych.
Kompletnie nie liczyli się przy tym z prawem do życia we własnych państwach
innych narodów, zamieszkujących obszar wymarzonej Czechosłowacji. Dotyczyło to
milionów Niemców, Węgrów i kilkuset tysięcy Polaków. Oprócz względów
sentymentalnych dużą rolę w rachubach czeskich polityków odgrywały względy
natury gospodarczej. Potrzebni byli nowemu państwu niemiecki inżynier,
węgierski rolnik i polski sztygar.
Problem z posiadaniem węgla
polegał wszakże na tym, że znaczna część ludności, która go wydobywała w
Zagłębiu Karwińskim, czuła się Polakami, była świetnie zorganizowana
politycznie i kulturalnie od dziesięcioleci oraz chciała pracować i mieszkać w
odrodzonym państwie polskim.
12 października 1918 roku Polacy
ze Śląska Cieszyńskiego wyłonili własną reprezentację polityczną, która
przyjęła nazwę Śląskiego Komitetu Międzypartyjnego. Komitet ten przemieniony
został następnie na Radę Narodową (dla) Księstwa Cieszyńskiego – w skrócie
RNKC.
W odpowiedzi na ogłoszenie
powstania państwa czechosłowackiego RNKC wydała dwa dni później kolejną odezwę,
w której stwierdzała, że „proklamuje uroczyście przynależność państwową
Księstwa Cieszyńskiego do wolnej, niepodległej, zjednoczonej Polski i obejmuje
nad nim władzę państwową. Ze względu na dążenia narodu czeskiego, Rada Narodowa
Księstwa Cieszyńskiego oświadcza, iż ustanowienie ostatecznej granicy pomiędzy
oboma bratnimi narodami: polskim i czeskim, pozostawia się porozumieniu
pomiędzy rządami: polskim w Warszawie a czeskim w Pradze, w tym głębokim
przekonaniu, iż rządy te będą się kierowały przy ustalaniu granicy istotną
przynależnością narodową i wolą ludności".
Kilkadziesiąt godzin później do
akcji przystąpiła ludność Śląska Cieszyńskiego. W nocy 1 listopada 1918 roku
garnizon austriacki w Cieszynie został przez Polaków rozbrojony. W następnych
dniach ludność polska przejęła władzę niemal wszędzie tam, gdzie stanowiła
większość. Obszar kontrolowany przez Polaków obejmował około 200 tys.
mieszkańców deklarujących narodowość polską, nieco ponad 16 tys. Czechów i 63
tys. Niemców. Biało-czerwone flagi i piastowskie orły powiewały nad Bielskiem,
Cieszynem, Karwiną i Boguminem. Deszczową jesienią rodziła się Polska.
Czesi byli zaskoczeni rozmiarem
akcji polskiej, ale również bezradni wobec słabości żywiołu czeskiego na
Śląsku. 5 listopada 1918 roku zawarte zostało porozumienie pomiędzy polską RNKC
a powstałą w Ostrawie czeską Krajową Radą Narodową dla Śląska – Zemský Národní
Výbor pro Slezsko (ZNVS). Władze czeskie przejęły nadzór nad terenami o
przewadze Czechów, zaś polska RNKC kontrolowała obszary zamieszkałe przez
większość polską. Obie strony pozostawiły jednocześnie kwestie ustalenia
przyszłej granicy państwowej rządom w Pradze i w Warszawie. W rękach polskich
znalazło się ponad dwie trzecie obszaru Śląska.
Tymczasem prezydent Masaryk pisał
w liście do Edwarda Beneša, że „Polakom nie zaszkodziłoby uderzenie w twarz,
przeciwnie nawet pomogłoby w wytępieniu niebezpiecznych szowinistów".
Sytuacja wydawała się temu sprzyjać. Polacy krwawili w walkach o Lwów.
Bolszewicy zajęli Mińsk i zbliżali się do Wilna, a Wielkopolska gotowała się
już do powstania przeciw Niemcom. Kolejne formacje „niebezpiecznych
szowinistów" odjeżdżały tymczasem ze Śląska Cieszyńskiego do Małopolski
wschodniej – na odsiecz Orlętom.
Z kolei do Czech przybywały
jednostki doświadczonych i zahartowanych w bojach Wielkiej Wojny ochotników
legionistów z Włoch i Francji. Do domów wracały również tysiące – przez lata
wąchających proch – czeskich żołnierzy z byłej armii austriackiej.
Napaść
Zimą na przełomie lat 1918 i 1919
tworząca się polska administracja na Śląsku Cieszyńskim zajęta była głównie
przygotowaniami do przeprowadzenia wyborów do Sejmu Ustawodawczego
Rzeczypospolitej. Głosowanie miało się odbyć 26 stycznia 1919 roku.
Masowy udział mieszkańców Śląska
w głosowaniu do polskiego Sejmu stałby się oczywistym potwierdzeniem woli
przynależności do Rzeczypospolitej ludności ziemi cieszyńskiej. Dla władz
czechosłowackich przeprowadzenie wolnych wyborów na obszarach, do których Praga
rościła pretensje, stwarzało potencjalne problemy z uzasadnieniem swych
roszczeń terytorialnych wobec zwycięskich mocarstw na konferencji pokojowej.
Czołowi politycy czescy obawiali się również, że wybory staną się niejako
plebiscytem, w którym znaczna część, a zapewne większość mieszkańców opowie się
za Polską. Rząd w Pradze zdecydował się nie dopuścić do głosowania i podjął
decyzję o uderzeniu na Śląsk Cieszyński. Zapadła ona w trakcie posiedzeń
zwołanych osobiście przez prezydenta Tomaša Masaryka między 17 a 21 stycznia
1919 roku.
Precyzyjnie przygotowaną operację
militarną zaplanowano na 23 stycznia 1919 roku. Dowódcą jednostek
przeznaczonych do ataku został ppłk Jozef Šnejdarek. Był to doświadczony
żołnierz, który swoją karierę rozpoczynał w szeregach francuskiej Legii
Cudzoziemskiej, a następnie uczył się w niej wojskowego rzemiosła. Miał za sobą
bogate doświadczenie, które zdobył, walcząc w okopach I wojny światowej.
Czesi skierowali do boju z Polakami kilkanaście tysięcy żołnierzy. Przeciw nim
kierujący obroną Śląska Cieszyńskiego, były oficer armii austriackiej, płk
Franciszek Ksawery Latinik mógł wystawić siły liczące maksymalnie 5 tys. ludzi.
Było to zarówno regularne wojsko, jak i nieostrzelani oraz marnie wyszkoleni
ochotnicy z tzw. milicji robotniczych. Głównie byli to młodzi górnicy.
W ciągu pierwszych czterech dni
ofensywy wojsk czeskich Polacy, jakkolwiek stawiający rozpaczliwy opór, nie
byli w stanie podjąć równorzędnej walki przeciw liczniejszym i dobrze
uzbrojonym żołnierzom czeskim. Jednostki polskie zostały wyparte z całego
Karwińskiego Zagłębia Węglowego, a także oddały bez walki Cieszyn. Pułkownik
Franciszek Latinik, oczekując na wsparcie, nakazał swym oddziałom odwrót aż na
linię Wisły, gdzie podczas dwudniowej bitwy pod Skoczowem (w dniach 28–30
stycznia 1919 roku) natarcie czeskie zostało zatrzymane. W efekcie nastąpiło –
kilkakrotnie przerywane – zawieszenie broni.
Zbrodnie
Podczas walk żołnierze czescy
dopuścili się szeregu okrutnych morderstw na bezbronnych jeńcach polskich i
cywilnych mieszkańcach Zaolzia. Bodajże najlepiej udokumentowaną z wielu
zbrodni popełnionych na Polakach jest bestialski mord w Stonawie 26 stycznia
1919 roku, gdzie kilkunastu wziętych do niewoli żołnierzy 12. Pułku Piechoty
zostało zakłutych bagnetami i uśmierconych uderzeniami kolb karabinowych.
Pamięć o tym dramatycznym wydarzeniu zawdzięczamy przede wszystkim dzielnej
postawie księdza Franciszka Krzystka, proboszcza miejscowej parafii, który nie
zważając na grożące mu niebezpieczeństwo ze strony Czechów, zidentyfikował i
pochował zamordowanych. Ofiary były nagie, a ich dokumenty i rzeczy osobiste
zabrali oprawcy. Kapłan zlecił także wykonanie zdjęć zmasakrowanych ciał.
Kolejnym zachowanym świadectwem zbrodni jest przejmująca relacja innego
mieszkańca Stonawy – Andrzeja Raszka. Oto jej fragment: „Zobaczyłem, jak
wyprowadzili rannego żołnierza i bijąc go, zaprowadzili w stronę kościoła.
Spotkał go ten sam los, co wielu innych – został zakłuty bagnetem. [...] Został
również przebity bagnetem ranny polski żołnierz koło szkoły ludowej w Stonawie,
na drodze. Daremnie prosił o darowanie mu życia, gdyż ma żonę i dzieci. Zostali
też zakłuci żołnierze ukryci w sianie, w stodołach u Febra w przysiółku Dolany
i u Wałoszka na Górzanach".
Jeńców mordowano także w innych
miejscach Zaolzia. W Bystrzycy, gdzie opór wojskom czeskim stawili uzbrojeni
polscy robotnicy, dobito czterech rannych. Czytamy o tym we wspomnieniu hutnika
z Trzyńca, Pawła Golca: „Zaczęła się walka, lecz niedługo trwała, ponieważ zwykli
robotnicy, mając tylko karabin w ręku, a nie będąc wyćwiczeni i zahartowani w
służbie wojskowej, nie mogli utrzymać frontu przeciw nawale regularnych wojsk
czeskich, które miały wszystkie narzędzia mordu ze sobą. [...] Ze strony
robotniczej padli: Kraus, Cieślar, Stryja i Czudek, którzy z powodu zranienia
nie mogli ujść oprawcom czeskim, na których też legionarze wywarli zemstę i w
okrutny, potworny sposób ich dobijali. Nie było im dosyć na tym, wywlekali z
chałup całkiem niewinnych ludzi, nad którymi pastwiono się, zawleczono na
pociąg, a wśród zimna i głodu odstawiono do aresztów w Morawskiej Ostrawie lub
do Nowego Jiczyna".
Równie przerażające wydarzenia
miały miejsce w Karwinie zdobytej przez Czechów 24 stycznia 1919 roku. Grupa
czeskich żołnierzy wdarła się tam do kościoła. Napastnicy zakłuli bagnetami
służącego i kucharza proboszcza, a następnie sprofanowali kościół. Według
relacji świadków żołdactwo przebrało się w szaty liturgiczne i „zapychało
usta" komunikantami.
Wielu spośród polskich obrońców Śląska,
którzy dostali się w ręce czeskie, zostało powieszonych. Tak postępowano na
ogół z górnikami i hutnikami z ochotniczych milicji robotniczych. Najczęściej
wieszano ich na szybach kopalnianych lub przydrożnych drzewach. Taka śmierć
spotkała m.in. pochodzącego z Jabłonkowa Franciszka Rykalskiego.
Jedną z ofiar agresji na Śląsk
Cieszyński był kapitan Cezary Haller, rodzony brat gen. Józefa Hallera, dowódcy
powstałej z inicjatywy Romana Dmowskiego armii polskiej we Francji (tzw. Armii
Błękitnej). Postać wyjątkowa. Oficer armii cesarsko-królewskiej, absolwent
prestiżowej wiedeńskiej Akademii Technicznej i poseł do parlamentu
austriackiego, gdzie niestrudzenie bronił praw Polaków ze Śląska Cieszyńskiego.
Cezary Haller zginął w bitwie pod Kończycami Małymi. Osobiście prowadził
kontratak swego batalionu na pozycje czeskie. Według relacji por. Klemensa
Matusiaka: „Trafiony kulą karabinu maszynowego upadł, po czym, gdy atak polski
został odparty, żołnierze czescy bagnetami go dobili".
Po latach wrócił do tej sprawy
Jozef Šnejdarek, głównodowodzący wojsk czeskich, które atakowały Śląsk
Cieszyński. W wydanych w 1938 roku wspomnieniach zatytułowanych „Co
przeżyłem" stwierdził on, że w związku z rozpowszechnianą pogłoską wśród
polskiej ludności Śląska, według której kpt. Hallerowi żołnierze czescy wykłuli
oczy, kazał wydać stronie polskiej zwłoki zabitego, aby zdementować krążące
informacje. Nie dodał wszakże, że uczynił to pod naciskiem przedstawicieli
zachodnich mocarstw ani też jednoznacznie nie zaprzeczył, że Cezary Haller
został dobity przez jego podkomendnych.
Po siedmiu dniach walk nastąpiło
zawieszenie broni pomiędzy siłami czeskimi a polskimi. 3 lutego 1919 roku
zawarta została tzw. umowa paryska, którą podpisali reprezentujący strony
konfliktu Roman Dmowski i Edward Beneš oraz przedstawiciele państw ententy.
Na mocy porozumienia
rozstrzygnięcie przynależności Śląska Cieszyńskiego pozostawiono decyzji
konferencji pokojowej w Paryżu. 25 lutego 1919 roku tymczasowo ustalało strefy
kontrolowane przez Polaków i Czechów. W rzeczywistości znaczna część zajętego w
wyniku agresji Zaolzia pozostawała pod władzą czechosłowacką. Ostatecznie o
przyszłości Śląska miał zadecydować plebiscyt. Nigdy się on jednak nie odbył.
Nikt nie policzył
ofiar
Na Zaolziu szalał terror. Bojówki
uzbrojonych Czechów i żandarmeria zamordowały co najmniej kilkadziesiąt osób z
grona polskich działaczy narodowych. Kilka tysięcy Polaków zmuszono do
opuszczenia domów i ucieczki do Polski. W lipcu 1920 roku, podczas konferencji
w belgijskim Spa, premier rządu polskiego Władysław Grabski przystał na
zawieszenie plebiscytu na Śląsku Cieszyńskim oraz rozstrzygnięcie przez
zachodnie mocarstwa sprawy przyszłości Zaolzia. Działo się to, gdy Armia
Czerwona stała u wrót Warszawy. Polacy potrzebowali broni, która miała być
transportowana przez Czechosłowację (w rzeczywistości nie przejechał przez jej
terytorium żaden transport).
Ostatecznie 28 lipca 1920 roku
Rada Ambasadorów przyznała prawo do Zaolzia Czechosłowacji. Warto dodać, że
odbyło się to przy sprzeciwie przedstawiciela Stanów Zjednoczonych. Sejm
niepodległej Polski nigdy nie ratyfikował decyzji Rady Ambasadorów.
Obrońcy Śląska Cieszyńskiego są w
Polsce zapomniani. Ilu z nich zamordowano? Można jedynie oszacować, że było to
od stu do kilkuset osób. Kolejne setki Polaków zabito później, głównie wiosną
1920 roku.
W sprawie mordów na polskiej
ludności ziemi cieszyńskiej strona czeska twardo milczy i bez zaangażowania
polskich władz trudno liczyć na jakikolwiek akt ekspiacji. Tymczasem jesienią
br., z inicjatywy grupy czeskich mieszkańców Zaolzia, postawiono w gminie
Bystrzyca tablicę upamiętniającą Jozefa Šnejdarka, osobę bezpośrednio
odpowiedzialną za mordy na ludności polskiej ziemi cieszyńskiej, które miały
miejsce także na terenie tej gminy. W Polsce fakt ten nie wzbudził
najmniejszego zainteresowania.